Na Spasa

Na Spasa

17-08-2021 BIALYSTOK SWIETA GORA GRABARKA SWIETO PRZEMIENIENIA PANSKIEGO FOT. WOJCIECH WOJTKIELEWICZ/KURIER PORANNY GAZETA WSPOLCZESNA / POLSKA PRESS

Z roku na rok na Grabarkę przyjeżdża więcej ludzi. Kiedyś modlitwa tak samo dobra była, szczera, ale chyba bardziej gorliwa niż dziś Aby dotrzeć na Świętą Górę Grabarkę, najpierw należy przejść przez kręgi piekielne. Krąg pierwszy – gmatwanina polnych dróg. Święta Góra leży za miastami i za lasami, blisko białoruskiej granicy. Na szczęście jakiś anioł umieścił na drodze prowizoryczne strzałki w kolorze niebieskim. Tylko one nie pozwalają mi zabłądzić wśród pól i sosnowych lasków, które raz po raz wyłaniają się zza zakrętów. 19 sierpnia, w dniu największego na Grabarce święta Przemienienia Pańskiego zwanego przez miejscowych Spasem, przybywają na Górę tysiące wiernych. Na śródleśnych łąkach i poletkach, na których niegdyś wypasano krowy i siano zboże, miejscowi naprędce zorganizowali wielkie parkingi dla setek samochodów. To dla nich jedyna okazja w roku, kiedy łatwo i szybko mogą zarobić na leśnych nieużytkach. Przy wjeździe zatrzymuje mnie dwóch miejscowych ubranych w służbowe drelichy i czapeczki z daszkiem. Są jednocześnie bileterami, kontrolerami, ochroniarzami i stróżami porządku. – 10 zł za wjazd – informuje mnie jeden z nich. – Ma pani czas do jutra. Następny krąg znajduje się tuż za parkingami. Na drodze do Świętej Góry wyrastają dziesiątki straganów. Z roku na rok pojawiało się ich więcej, aż w końcu całe straganowe pandemonium zaczęło przypominać dobrze zorganizowane bazarowe miasteczko z watą cukrową, biżuterią z koralików, pistoletami na kapiszony i perukami w każdym możliwym kolorze. (…) Na ulicach bazarowego miasteczka tłumy. Panuje beztroski rozgardiasz, radosna atmosfera lokalnego święta. (…) Tłum skąpany w sierpniowym słońcu faluje i huczy rozmowami z dawno niewidzianymi kuzynami i znajomymi. Nawet prawosławni duchowni, pochłaniający lody włoskie z automatu, śmieją się śmiechem szczerym i głośnym. Podlaski Ganges Pielgrzymi idący do Świętej Góry przebijają się powoli przez masę ludzką i gęstą atmosferę ludowego festynu. Kobiety starsze, jak i te zupełnie młode są ubrane skromnie, w spódnice do ziemi i chusty na głowach. Zatrzymują się przy leśnym strumyku płynącym u podnóża góry. To źródełko jest uważane za święte i lecznicze. Na obu jego brzegach pielgrzymi obmywają zmęczone stopy, a także chore części ciała: oczy, uszy, plecy, nogi – co komu dolega. Niektórzy używają do tego zmoczonych chusteczek do nosa. Jeśliby ktoś nie miał swojej chusteczki, może ją kupić za 3 zł u licznych sprzedawców, którzy całe sterty chustek w różnych rozmiarach i kolorach porozkładali na taboretach i prowizorycznych stojakach. Zużyte chusteczki wierni rozwieszają gdzie popadnie – na ogrodzeniu, krzakach, drzewach. W ten sposób symbolicznie pozbywają się choroby. Z każdą minutą pozostawionych chusteczek jest więcej, aż w końcu druty i gałęzie uginają się pod ciężarem wielowarstwowych zwojów ludzkich chorób i nieszczęść. Jesienią chusteczki są zbierane i palone przez zakonnice z jednego z niewielu w kraju żeńskich monasterów prawosławnych, który znajduje się właśnie na Grabarce. Wiesława z Siemiatycz doznała tu wielu łask: – Bardzo pomaga mi woda ze świętego źródełka. Kiedyś miałam chore zatoki, obmyłam twarz i choroba przeszła. Podobnie oskrzela, jak przemyłam klatkę piersiową. Ludzie mówią, że to może złudzenie, że jak się wierzy, to wszystko pomoże, ale ja jestem przekonana, że to jakaś większa moc. Wierzę też w chlebek Artos. Nie zjadam go, tylko noszę przy sobie ciągle, przesuwam go także nad chorą nogą i czuję ulgę. W Kościele katolickim to zdaje się chleb św. Agaty się nazywa. Oba są niezwykle skuteczne. Pamiętam, jak kiedyś paliła się nasza wioska i sąsiadki katoliczki przyniosły nam ten chlebek Agaty, on ma moc gaszenia pożaru. Moja siostra schwyciła go i obiegła z modlitwą nasz dom. I wie pani co? Ogień ustał! Obok strumyka wykopano studzienkę i wmontowano pompę, aby pielgrzymi mogli łatwiej pozyskiwać świętą wodę do picia. Studzienkę obmurowano, zadaszono i pomalowano na niebiesko, ale pompa jest jedna, a pielgrzymów – tysiące. Do studzienki wiją się nieskończenie długie kolejki, które niczym promienie słońca zbiegają się wokół krynicy. Pośrodku stoją młodzi wolontariusze – przez najbliższą dobę nie będą robić nic innego oprócz pompowania i nalewania wody do plastikowych butelek podawanych im z każdej strony przez setki spragnionych i niecierpliwych rąk.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 31/2023

Kategorie: Obserwacje, Reportaż