Na pytanie, co stanie się po zapaleniu marihuany, uczciwa odpowiedź brzmi: nie wiadomo W jakimś momencie człowiek spotyka się z narkotykiem. Można spokojnie stwierdzić, że zdarza się to każdemu, bo mówiąc „narkotyki”, mamy na myśli wszystkie substancje zmieniające stan psychiczny, czyli również alkohol czy kofeinę. Mniej lub bardziej świadomie kontaktujemy się z tymi substancjami. Co ważne, każde takie spotkanie jest istotne, może nieść poważne konsekwencje albo skończyć się bez strat. Można latami brać heroinę i dopiero na starość zakazić się HCV, można latami palić marihuanę bez konsekwencji i nagle wpaść w uzależnienie. (…) Wszystko zależy od tego, jaki człowiek spotyka się z jakim narkotykiem. (…) Z medycznego, toksykologicznego punktu widzenia używanie pojęcia „narkotyki” jest nieprecyzyjne. Są to na tyle zróżnicowane, nierzadko działające sprzecznie substancje, że wkładanie ich do jednego worka jest błędem. Czemu więc tak kurczowo trzymamy się tego pojęcia? Popatrzmy na trzy narkotyki – amfetaminę, heroinę i LSD, zastanówmy się, co je łączy i być może także, co dzieli. Pierwsza relacja to opowieść Joanny – licealistki, sytuacja miała miejsce pod koniec lat 90. Robiłam to od czasu do czasu, od kilku miesięcy. To znaczy kiedy kończyło się półrocze, to dość często, ale poza tym to tak sobie podbierałam. Wtedy ani nie miałam żadnej pilnej nauki, ani nie musiałam nic robić w domu. Chciałam przeżyć taką gonitwę myśli. Rodzice byli już w drodze do pracy, nie miałam się czym martwić. Starannie wysypałam trzy kupki proszku na lusterko. Powoli celebrowałam to, jak kartą od doładowania kształtowałam kreski. Samo robienie kresek było fajne, było zapowiedzią tego, co za chwilę. W tle leciała muzyka, bodaj Doorsi. Wciągnęłam pierwszą i zaraz następną kreskę. Poczułam, jak w środku coś się budzi. Trzecia kreska weszła pół na pół do dwóch dziurek. Podkręciłam muzykę i pozwoliłam myślom płynąć. To było to, co bardzo lubiłam, poczucie rosnącej siły. Wiedziałam, że nie wszystko jest dla mnie możliwe, ale gdybym wsiadła na rower, mogłabym przejechać cały Kraków. Ale nie chciałam nigdzie jechać, czekałam, aż poniosą mnie myśli. (…) Zobaczyłam siebie w tym, jaki jest świat, zobaczyłam, że jestem tylko trybikiem w maszynie i że ta maszyna służy do mielenia ludzi i że mieli mnie już tak jak innych. Wciągnęłam mimochodem jeszcze dwie kreski. Na uszy słuchawki, płyta w discmana, jeszcze dwie w kieszeń. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze cztery godziny do powrotu rodziców. Wiedziałam, że jakoś muszę uwolnić nadmiar energii. Odpięłam rower i zaczęłam kręcić. (…) Jechałam, do przodu, po chwili nie patrzyłam na to, co przede mną. W głowie telepały się obrazy, słowa, wiersze. Widziałam, jaka jestem, czym jestem. Widziałam siebie jako część świata, jako nieważną część. I druga historia, Artura: Lubiłem sobie strzelić przed robotą, czułem się wtedy pewniej, wiedziałem, że nic mnie nie zaskoczy, że ze wszystkim dam radę, robiłem się bardziej ostry. Poleciałem dwie kreski po śniadaniu. Śniadanie trzeba zjeść, bez tego leci się z masy. Wskoczyłem w furkę i na dziewiątą byłem na Dąbrowskiego. Zaparkowałem, zszedłem do metra. Robiliśmy ludzi w metrze. Olek wiskał, ja byłem na obcince i jakby co, uspokajałem klienta, ale to nam się raczej rzadko trafiało. Pierwsze trzy trafienia poszły sprawnie. Skalpel, torebka, portfelik. Ludzie spieszyli się do roboty, mało kto cokolwiek widział. Jakaś baba pocisnęła Olka, że niby ją maca, ciekawe, co powiedziała w pracy, jak zobaczyła, co wymacał. Po czterech klientach wyskoczyliśmy na górę wywalić portfele i zapalić szluszka. Potem było drugie okrążenie. Po trzeciej babce jakiś facet się do nas czepnął. Że niby widział, co robimy, i mamy oddać ten portfel, taki studencina jebany. Olek go pocisnął, żeby spadał, i wyszliśmy spokojnie na górę. Ale chujaszek nie dawał spokoju, wylazł za nami i zaczął coś na telefonie kręcić. Nie wiem, czy chciał na psiarnię dzwonić, czy robić nam zdjęcia, ale miałem dosyć. Doskoczyłem do frajera, nawet nie zorientował się, kiedy dostał dwa strzały, kiedy leciał na ziemię, powinienem mu wyrwać telefon i zwiewać, ale mnie poniosło, wziąłem go na zelówki, raz, drugi, trzeci dostał z buta, potem skoczyłem na niego. I wtedy









