Nasze zasoby w USA

Nasze zasoby w USA

Szum był przez chwilę, potem ucichł. Chodzi o zakup sprzed pół roku, kiedy ogłoszono, że MSZ nabyło budynek w Waszyngtonie, który przeznaczy na siedzibę ambasady RP.

Skąd ów szum? Bo mało kto takiego ruchu się spodziewał, przywykliśmy już do szacownej ambasady w Waszyngtonie, starego budynku, jeszcze sprzed I wojny światowej. Zakupił go w roku 1919 pierwszy poseł RP w Stanach Zjednoczonych, książę Kazimierz Lubomirski, za 160 tys. dol. i przekazał Polsce. Wówczas była to wspaniała ambasada, położona w znakomitym miejscu, w dzielnicy rządowej.

Ale czasy się zmieniają i dziś to okolica, z której wszyscy możni się wyprowadzają. Sprzedali swoje obiekty i wynieśli się m.in. sąsiadujący z nami Włosi.

Od kilku ładnych lat zastanawiano się, jak w tej sytuacji postąpi Polska. Czy będziemy czekać, aż dzielnica stanie na nogi i znów ambasada będzie w dobrym miejscu (a to może trwać i dziesiątki lat), czy kupimy coś nowego. Wyszedł wariant numer dwa. MSZ odkupiło od Johns Hopkins University siedmiopiętrowy budynek w dobrym punkcie Waszyngtonu. Będzie tam i ambasada, i konsulat, i attachat wojskowy.

Wszystko pod jednym dachem.

Ciekawa była suma, za jaką budynek kupiliśmy. Jak podał „Washington Business Journal”, budynek i działka mają wartość 42,5 mln dol., a Polska kupiła tę nieruchomość za połowę ceny, nieco ponad 20 mln dol. Skąd ta promocja? Potrzebne będą prace adaptacyjne. Nie tylko prosty remont budynku, ale coś więcej. A to będzie kosztowało. W tej chwili w MSZ nikt dokładnie nie wie ile. Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie zakres prowadzonych tam robót. Wiceminister Henryka Mościcka-Dendys szacuje koszt adaptacji na przynajmniej 20-30 mln dol.

Sprawa ambasady w Waszyngtonie jest ilustracją szerszej prawidłowości, że dyplomacja to taka dziedzina, w której kupuje się w górce, a sprzedaje w dołku. Bo kupuje się siedzibę w reprezentacyjnej części miasta, a gdy ta część się degraduje – przychodzi sprzedać.

Choć są wyjątki. Na przykład sprawa budynku naszego przedstawicielstwa w Nowym Jorku. Kupiono go w 1947 r., mieści się w dobrej dzielnicy, ale ma zasadniczą wadę – daleko stamtąd do siedziby ONZ. Polska wynajęła więc siedzibę bliżej, w biurowcu, tak że na sesję ONZ można przejść pieszo. Z tym wynajmem, nawiasem mówiąc, były mało ciekawe historie – płaciliśmy za wynajętą powierzchnię, ale przez długie miesiące nic tam się nie działo.

A stary budynek, kamienica wciśnięta między inne? Na razie służy jako skład rzeczy niepotrzebnych. Czyli jest to najdroższy magazyn pod zarządem MSZ. Utrzymywać go w tej funkcji nie ma sensu – trzeba go więc albo sprzedać, albo zaadaptować do nowych potrzeb. Na przykład na rezydencję ambasadora przy ONZ. Są takie dyskusje, ale nic z nich nie wynika. Wiadomo, że za budynek Polska wzięłaby dobre pieniądze – bo jest świetnie położony. Ale sprzedawać go szkoda, więc co? Rezydencja? Niestety, kamienica podlega ochronie konserwatorskiej. Jeżeli zatem początkowo uważano, że da się ją zaadaptować do nowych funkcji za ok. 5 mln dol., to teraz suma ta może się okazać i cztery razy wyższa. A tych pieniędzy nie mamy. Może więc być i tak, że piękny budynek będzie stał, niszczał i straszył.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2025, 21/2025

Kategorie: Aktualne, Notes dyplomatyczny