Żyjemy w marazmie. Rośnie zmęczenie i frustracja. Leci wzrok i boli kręgosłup. Ale mamy być wsparciem dla uczniów – „Dzień świstaka” przestał być komedią romantyczną, a stał się realistycznym dramatem z mojego życia, w którym każdy dzień jest taki sam. Plus? Mogę nieco dłużej pospać. Szybki prysznic, nie trzeba nic prasować, makijaż zbędny. Potem kawa i około godz. 7.45 siadam do laptopa. Całe dnie siedzę i mówię do tego urządzenia. Na ekranie widzę tylko ikonki. Między lekcjami jest 15 minut przerwy. Teoretycznie. Bo np. ktoś chce umówić się na zaległy sprawdzian lub poprawić ocenę. Czasem poinformować, że jutro nie będzie na zajęciach, bo np. w odstępie tygodnia zmarli na covid babcia i dziadek, więc dziewczyna nie daje rady. Zerkam na zegarek, bo następna klasa już się loguje. Poszłabym do toalety, zrobiłabym dolewkę kawy, ale wysłuchuję, zwalniam z lekcji i umawiam się na popołudnie. Pogadam z koleżanką – pedagog szkolną, bo może być potrzebna interwencja psychologiczna. I zaczynam kolejną lekcję – relacjonuje swój dzień Adela, polonistka w liceum w mieście powiatowym średniej wielkości w centralnej Polsce, 27 lat stażu zawodowego, stopień nauczyciela dyplomowanego, wychowawczyni klasy II LO pogimnazjalnej. Pracuje w dwóch szkołach. W jednej ma 22 godziny plus dwie godziny nauczania indywidualnego, w drugiej osiem godzin, razem 32 – średnio wychodzi sześć godzin dziennie. Czasem kończy o 14, czasem o 17. Po lekcjach przegląd mejli, frekwencji. Jeśli uczeń przez tydzień jest nieobecny, dzwoni do niego. Nie odbiera. Dzwoni do rodzica, bo to szybsze niż pisanie. Ale i tak napisać musi, by był ślad w dokumentacji. Uzupełnia dziennik internetowy. Około godz. 15.30 może wstać od laptopa. Nie ma dzieci, którymi musiałaby się zająć w czasie pracy. Z którymi musiałaby się przekrzykiwać, bo one też uczą się online. Partner spokojnie znosi telefony do szkolnej pedagog i do uczennicy, której obiecała rozmowę. Długą i trudną, ale na koniec próbuje rozśmieszyć dziewczynę, choć jej średnio jest do śmiechu. Boli ją głowa, bolą oczy, kręgosłup i tyłek. Po godz. 18 robi się ciemno, ale musi wyjść choć na chwilę na powietrze. Poza tym nie ma chleba i kawa się kończy. Wyprawa do Lidla lub Biedronki właściwie zaczyna podniecać. No i te 8 tys. kroków musi zrobić, bo w ogóle odzwyczai się od chodzenia. Dźwięk Messengera. Uczeń pyta, czy już sprawdziła próbną maturę, którą pisał wczoraj. Za chwilę rodzic oddzwania, bo nie chce mu się pisać. Adela, gadając, obchodzi osiedle. Po godz. 20 siada do laptopa. Układa test ze znajomości lektury, ściąga z Quizizza. Ale przejrzeć musi. To dopiero drugi rok funkcjonowania nowej podstawy czteroletniej szkoły średniej. Wciąż się jej uczy. Zagląda do e-podręczników, tworzy ćwiczenia. W tym czasie spłynął cały plik prac domowych. Uczniowie piszą rozprawki, analizy porównawcze, interpretacje. Adela ma poważne wątpliwości co do samodzielności tych prac. Sprawdza głównie nocami. Drukuje i jedzie czerwonym długopisem, bo tak szybciej niż wprowadzać komentarze elektronicznie. Robi skany i odsyła uczniom. Po godz. 23 włącza telewizor, by dowiedzieć się, co tam w pandemii słychać. Ma się świetnie. Tak samo jak zdalne nauczanie – tak mówią pan minister i jego urzędnicy. Wtedy Adela czuje się jak bohater filmu „Rejs” – śpiewak, którego przesunięto do sekcji gimnastycznej, by nabrał więcej entuzjazmu. Niewygodne życie w wygodnym fotelu Godzina 2 w nocy to nie jest zła pora, by kłaść się spać. Jeszcze po kąpieli na chwilę loguje się do Facebooka. Przed zaśnięciem zastanawia się nad sobą. Czy jest nieudolna, bo według niej, inaczej niż według ministra, wcale nie jest świetnie. Niedawno słuchała pani psycholog. Ważne jest w czasach pracy zdalnej, mówiła, wypracować sobie komfort. Oddzielić czas pracy od czasu odpoczynku. Dać sobie prawo do odpuszczania. Być asertywnym. – Na ostatniej lekcji wychowawczej sama te rady dawałam! Tylko jak je wcielić w życie, gdy się jest nauczycielką na zdalnym? Czasem po lekcjach mam radę pedagogiczną – online. Albo zebranie z rodzicami – online. Albo zapisałam się na kurs lub webinar dotyczący nowej matury – online. Wtedy nie robię nawet 3 tys. kroków – wylicza Adela. – W piątek o godz. 16-17 wyłączam laptopa










