Nazywali nas podpalaczami Warszawy

Nazywali nas podpalaczami Warszawy

W Oranienburgu, do którego trafił Andrzej Taff, warunki były równie ciężkie. Sama podróż, trwająca ponad dobę, wycieńczyła transportowanych. Wyjście z wagonów zamiast ulgi przyniosło jedynie kolejne upokorzenia. „Tak nas przywieźli do Oranienburga i tu następny epizod, jaką szopkę sobie Niemcy z nas zrobili – mówił Taff. – Wypuścili nas na plac i ustawili kible polowe, krótko mówiąc, czyli toalety polowe przenośne. Setki ludzi wysiadło i kolejki się ustawiały do tego. Dantejskie sceny. Ten, co siedział, był spychany przez tych, co następni, żeby szybciej się, że tak powiem, uskuteczniał. Niemcy stali i rechotali ze śmiechu”.

Ci, którzy z obozu w Pruszkowie zostali zwolnieni, musieli często szukać schronienia u obcych ludzi. Alfred Kuzka z rodziną trafił do Starej Wsi. Choć był wdzięczny gospodarzom za to, że dali mu dach nad głową, wspominał ten czas z rozgoryczeniem. Każdego dnia wypominano mu: „Musimy ich karmić. Po co nam to? Sami nie mamy”. Los rodziny Kuzki nie różnił się zbytnio od sytuacji tych, którzy trafili na roboty przymusowe do Rzeszy. Ani jedni, ani drudzy nie mogli liczyć na wynagrodzenie czy choćby współczucie. Kiedy Kuzka upomniał się o należną mu zapłatę, usłyszał tylko: „Wy warsiarskie dziady! Przyśliśta nas tu obżyrać. Dali, jazda do Warszawy! Mamy dosyć swoich”.

Warszawscy Robinsonowie

W Warszawie została garstka mieszkańców. Musieli przystosować się do życia w piwnicach, gdyż każda próba wyjścia na zewnątrz mogła się skończyć śmiercią z rąk niemieckich żołnierzy. W gronie Robinsonów znalazła się Helena Midler, która przez cały ten czas prowadziła pamiętnik. Pod datą 31 grudnia 1944 r. zapisała: „Trzeba żyć tutaj tak, jakby życie rozpoczęło się dopiero z wejściem do tego bunkra, jakby poza nami w czasie i przestrzeni nie istniał nikt i nic. Zezwierzęciliśmy się bowiem tak bardzo, że wszelkie porównania z najgorszą nawet przeszłością wypadną na niekorzyść teraźniejszości. (…) Czasami wydaje mi się, że rozpacz moja i wyczerpanie graniczą wprost z obłędem…”.

Mieczysław Gałka, 20-letni robotnik, po powstaniu został z żoną na Starym Mieście. Także w jego relacji nie znajdzie się heroicznych epizodów ani wzniosłych słów. Dominują strach i rozgoryczenie: „Nasze »życie« zaczynało się w nocy, w dzień nikt się nie ruszał, strach przed Niemcami był tak wielki, że nas paraliżował. Wsłuchiwaliśmy się w odgłosy ulicy, czy słychać kroki? (…) Stan taki doprowadza do obłędu. Czekanie na własną śmierć jest okropne. Zadajemy sobie pytanie, kto z nas następny…”.

W tekście wykorzystałem relacje powstańców i cywilów zebrane przez Muzeum Powstania Warszawskiego oraz Stowarzyszenie Pamięci Powstania Warszawskiego 1944, a także opracowanie pod red. M.M. Drozdowskiego, M. Maniakówny i T. Strzembosza Ludność cywilna w powstaniu warszawskim. T. 1, cz. 1-2. Pamiętniki. Relacje. Zeznania, Warszawa 1974 r.


Cena powstania
Straty wśród ludności cywilnej    150-200 tys.
Straty wśród powstańców     ok. 10 tys.
Łączna liczba osób przebywających w obozie w Pruszkowie     ok. 650 tys.
Liczba osób skierowanych z Pruszkowa do obozów koncentracyjnych     150 tys.
Liczba osób zwolnionych z obozu i uciekinierów     100 tys.
Liczba osób wysłanych na prace przymusowe do Rzeszy     ok. 300 tys.

Foto: domena publiczna

Strony: 1 2 3 4 5

Wydanie: 2015, 40/2015

Kategorie: Historia

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy