Niby Ekstraklasa, a na peryferiach

Niby Ekstraklasa, a na peryferiach

Fot. Jan Bielecki/East News, Warszawa, 01.10.2020. Mecz rundy play - off Ligi Europy UEFA Legia Warszawa - Karabach Agdam.

Pozytywne skojarzenia z polskim futbolem związane są nie tylko z reprezentacją Kazimierza Górskiego, a później Antoniego Piechniczka i – w mniejszym stopniu – Adama Nawałki. Był przecież wielki Górnik Zabrze, Europa zazdrościła nam Legii Warszawa i Widzewa Łódź. Tyle że to odległa historia. Polski futbol klubowy od wielu lat leży na łopatkach. I nie zmienią sytuacji pojedyncze wzloty, takie jak występ Legii Warszawa w Lidze Mistrzów w 2016 r. czy tegoroczny start Lecha Poznań w Lidze Europy.   Mistrzowie własnego podwórka   Jesienią 2014 r. zamieściliśmy w PRZEGLĄDZIE analizę „Dlaczego polska piłka człapie”. Po sześciu latach postanowiliśmy powrócić do tematu. Tak zwany przeciętny kibic z reguły bowiem nie ma pojęcia, jakie są wpływy i zależności – właściciela, innego podmiotu, spółki Ekstraklasa, wreszcie PZPN. I nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dokąd tak naprawdę zmierzamy. Nasze zespoły (może ostatnio nie licząc Lecha) cierpią na charakterystyczną przypadłość – żadną racjonalną miarą nie da się określić ich sposobu gry. O stylu nawet nie wspominając, bo wspólnym wyróżnikiem jest jego brak. Dlatego stawką od wielu lat jest dążenie do mistrzostwa, ale wyłącznie własnego podwórka. W obejmującym 55 pozycji rankingu UEFA, budowanym przez wszystkie kluby z danego kraju, Polska zajmuje dziś 30. miejsce. Obok takich „potęg” jak Rumunia, Węgry, Słowenia, Lichtenstein czy Litwa. Nie może być jednak inaczej, skoro w trzech minionych sezonach PKO BP Ekstraklasa nie była w ogóle reprezentowana w zasadniczej fazie europejskich rozgrywek. Nawet mistrz Polski nie przebrnął czterostopniowych kwalifikacji. Co ciekawe, okazywał się słabszy od rywali z Kazachstanu, Mołdawii, Słowacji, Luksemburga i Białorusi. W tym roku musiał uznać wyższość Cypryjczyków i Azerów. Zachód odjechał naszym klubom już dawno temu, potem plecy pokazał bogaty Wschód, a teraz robią to nawet średniacy. Powinno to trwożyć sterników naszego futbolu. Ci jednak samopoczucie wciąż mają dobre. Albo – jak szef PZPN Zbigniew Boniek – umywają ręce, twierdząc, że piłka klubowa nie pozostaje w zasięgu ich działania. Co jest oczywistą nieprawdą.   Piękna historia budowana na klubach   Dobrym PR, w którym specjalizują się zarówno PZPN, jak i Ekstraklasa SA, próbuje się przykryć wszelkie niedostatki. Te jednak boleśnie obnażają każdego lata coraz bardziej egzotyczni przeciwnicy. I ta karygodna beztroska władz futbolowych dziwi, gdyż trudno nie dostrzec, że dobre wyniki reprezentacji niemal zawsze korespondowały z sukcesami klubów. Zanim przecież Orły Górskiego podbiły świat na igrzyskach olimpijskich w Monachium (1972) i mistrzostwach świata w Niemczech (1974), Górnik Zabrze awansował do finału Pucharu Zdobywców Pucharów, Legia Warszawa zaś do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Na bazie tych klubowych sukcesów i zdobytych przez zawodników międzynarodowych doświadczeń trener Górski ułożył drużynę narodową – jak się okazało, jedną z najsilniejszych na świecie. Gdy Piechniczek wraz z biało-czerwonymi doszedł do półfinału mundialu w Hiszpanii (1982), Widzew Łódź zameldował się w półfinale PEMK. W połowie lat 90. srebrni medaliści olimpijscy z Barcelony (1992) z kadry Janusza Wójcika w istotny sposób pomogli w budowie silnych zespołów Legii i Widzewa, które awansowały wówczas do elitarnej Ligi Mistrzów. W najlepszym w bieżącej dekadzie dla polskiej piłki roku 2016, gdy reprezentacja Nawałki dotarła do ćwierćfinału Euro we Francji, Legia – wprawdzie bardzo szczęśliwie, ale zawsze – awansowała do fazy grupowej Champions League. A spoiwami tych dwóch zespołów byli obrońcy – Michał Pazdan i Artur Jędrzejczyk (oraz Tomasz Jodłowiec). Natomiast dziś reprezentacja i kluby to dwa bardzo odległe, a w zasadzie zupełnie różne byty. Kadra Jerzego Brzęczka, na którą kibice narzekają z powodu brzydkiej gry i notorycznego – do października – braku stylu, jest notowana na 18. pozycji w światowym rankingu (wśród 210 klasyfikowanych przez FIFA). Oparta jest jednak głównie na piłkarzach występujących w klubach zagranicznych. I rozpaczliwie potrzebuje świeżej krwi, którą mogą zapewnić – zwłaszcza po otrzaskaniu się w Lidze Europy, gdzie zrobili dobry początek – młodzi gracze Lecha. Tyle że przypadek poznańskiego Kolejorza jest całkowicie odosobniony. Drużyna z Bułgarskiej prezentuje zupełnie inny futbol niż pozostałe w Ekstraklasie. Atrakcyjny, techniczny,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 45/2020

Kategorie: Sport