Niby jest, ale gdzie

Niby jest, ale gdzie

Gdzie ta lewica? Czy wreszcie będziemy mieli na kogo głosować? Takich pytań dostaję na różnych spotkaniach coraz więcej. Znacznie więcej niż w ostatnich latach. Zainteresowanie sytuacją lewicy jest coraz bardziej widoczne. Niestety, znacznie gorzej z ofertą. Trudno powiedzieć, że jej nie ma. Byłoby to krzywdzące dla działaczy z SLD czy Razem. Są, próbują zabierać głos, mimo skromnego zainteresowania mediów. Kto chce, może poznać ich oświadczenia, apele i protesty. Niby więc robią to, co powinna robić partia opozycyjna, ale odzewu ze strony wyborców brak. Generalnie sympatycy lewicy czy centrolewicy nie widzą w SLD bądź Razem swoich reprezentantów. Nie identyfikują się z nimi. Można oczywiście jęczeć, że to efekt spisku prawicowych i platformianych mediów. Że brakuje wystarczających środków finansowych, choć przecież te partie dostają kasę z dotacji publicznych. Że jest jeszcze wiele innych przeszkód, które nie pozwalają im się wybić ponad przeciętność. Ale może byłoby mądrzej poszukać powodów marazmu czy, pisząc bardziej elegancko, dryfu w ofercie, jaką te partie mają dla potencjalnych wyborców. Jeśli tradycyjny i dość liczny elektorat okołolewicowy mówi, że nie ma na kogo głosować, to komunikat ten jest brutalnie oczywisty. Pociągi partyjne może i dojadą do mety, czyli do Sejmu, ale chyba tylko po to, żeby lepiej się żyło pasażerom wagoników. Moim zdaniem w Polsce są przynajmniej 3 mln ludzi, którzy mogliby poprzeć partię centrolewicową, gdyby była skrojona na miarę ich potrzeb. I marzeń o Polsce lepszej, sprawiedliwszej, mądrzej zarządzanej, szanującej własną historię i efekty ciężkiej pracy kilku pokoleń po 1945 r., potrafiącej zbudować dobre relacje z wszystkimi sąsiadami. Gdyby taka partia miała w programie gruntowną zmianę tego, co uwiera zwykłych ludzi. Gdyby kierowała się interesem zwykłego człowieka, a nie rynków finansowych. I ludzi, którzy sprywatyzowali świat. Dla siebie. Urwali się ze smyczy demokracji i oszukańczymi pomysłami wypompowują ze świata gigantyczne zyski. A politycy od USA po Unię Europejską udają, że mają na to jakiś wpływ. Po upływie kadencji zaś politycy, generałowie i wysocy urzędnicy przechodzą na służbę do tych nowych właścicieli świata. Żyjemy w czasach, gdy tylko lewica może obalić ten absurdalny mechanizm prowadzący do samozagłady. Myślę, że takiej lewicy wypatrują wyborcy. Ciągle, niestety, bezskutecznie. Share this: Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email Click to print (Opens in new window) Print

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2017, 2017

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański