Jeśli już jestem liberałem, to ekstremistą lewicowym wśród liberałów „Ostatnia Belka ratunku” – kiedy przed czterema laty Marek Belka obejmował tekę ministra finansów, prezydent Aleksander Kwaśniewski wręczył mu prawdziwą belkę z takim właśnie napisem. Wtedy był to prezent trochę na wyrost. Dziś ów symboliczny upominek bardziej pasowałaby do sytuacji gospodarczej kraju i roli, jaką minister Belka ma odegrać. Rządowy piorunochron Polacy nie lubią ministrów finansów. Obarczają ich winą za „zaciskanie pasa” i wysokie podatki. Minister finansów jest piorunochronem rządowym, na nim skupia się społeczna niechęć i frustracja. Marek Belka zgodził się przyjąć stanowisko ministra finansów w rządzie Leszka Millera, bo – jak mówi – to wielkie wyzwanie dla ekonomisty, nie ma większego. W wyborczy wieczór wielu analityków uznało, że złożenia ratowania budżetu przedstawione przez prof. Belkę tuż przed wyborami pozbawiły SLD większości w Sejmie. Sam profesor jest przekonany, że sprawę postawił jasno, uczciwie, by społeczeństwo zrozumiało sytuację, w jakiej znalazły się finanse publiczne. Błyskotliwy, inteligentny, ambitny. Nieco pryncypialny w głoszeniu poglądów. Z natury powściągliwy, ale dowcipny. Prymus, pracoholik i perfekcjonista. – Chłodny analityk, konsekwentny, idealny na strażnika finansów publicznych – opiniują fachowcy. – Najlepsza z kandydatur koalicji, sprawdzona – mówi Stanisław Gomułka z London School of Economics. – To ważne, że minister finansów jako wicepremier będzie miał zasadniczy wpływ na całość strategii ekonomicznej – dodaje prof. Jan Winiecki z Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie. Przeciwnicy Belki lubią określenia „Balcerowicz bis” lub „sympatyczniejsza wersja Balcerowicza”. Marek Belka nie najlepiej reaguje na takie porównania. – Nie dlatego, by była to inwektywa – zastrzega. – Mówiono już o mnie liberał, socjalista (byłem i liberałem, i socjalistą w jednej osobie), monetarysta, keisista, ale wszystkie te porównania można o kant stołu potłuc. W Polsce wszystko sprowadza się do Balcerowicza. Ale tak naprawdę ja sam wiem najlepiej, ile nas różni. Jeśli już jestem liberałem, to ekstremistą lewicowym wśród liberałów. Wierzę, że jest miejsce na aktywną rolę państwa w gospodarce zawsze, a zwłaszcza w okresie transformacji, a szczególnie w okresie konieczności rozwiązania kryzysu w transformacji. Sądzę, iż Leszek Balcerowicz uważa, że wszystko – łącznie z zamachami terrorystycznymi i walką z tymi zamachami – może być rozwiązane przez niewidzialną rękę rynku. Korepetycje z polityki Marek Belka pojawił się w życiu politycznym w lutym 1997 r., kiedy zastąpił Grzegorza Kołodkę na stanowisku ministra finansów w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza. Anegdotą stała się opowieść, że wcześniej „odkrył go”… Leszek Balcerowicz i rekomendował prezydentowi Kwaśniewskiemu jako świetnego fachowca. Profesor został prezydenckim doradcą, a następnie szefem resortu finansów w rządzie koalicji SLD-PSL. Pracował tylko osiem miesięcy, pozostawiając autorski projekt budżetu na 1998 r. Posłowie AWS chcieli go postawić przed Trybunałem Stanu za to, że zbyt późno złożył projekt w Sejmie. Postępowanie umorzono. Oddając resort w ręce Leszka Balcerowicza w 1997 r., minister Belka powiedział: „Aż żal oddawać, kiedy coś dobrze idzie…”. Po wyborach prof. Belka wrócił w prezydenckie progi jako doradca, ale bez etatu. Dostał za to okazały gabinet i sekretarkę. Dziś na ten gabinet ma apetyt wielu pałacowych urzędników. – Nie znam drugiego tak dobrego specjalisty – mawia o profesorze Belce prezydent Kwaśniewski. Dołączając do ekipy Cimoszewicza, prof. Belka przyznał, że na polityce się nie zna, ale będzie brał „szybkie korepetycje”. Dziś mówi: – Gdybym przyjmując tekę ministra finansów i wicepremiera, powiedział, że nie jestem politykiem, byłoby to hipokryzją. Na pewno jednak nie jestem zawodowym politykiem, który wiąże swoją karierę życiową wyłącznie z polityką. Interesuje go kariera przez duże „K”: prestiż i uznanie. Nie goni natomiast za awansem finansowym. Dobrze zarabia jako ekspert Banku Światowego. – Jeśli porównać pensję ministra z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce to jest ona wysoka. Bawi mnie, gdy ktoś publicznie cierpi, że zostaje ministrem – mówi Marek Belka. – Ja się nie skarżę. Przyznaję, że okres w ministerstwie będzie „pokutą finansową”, ale nie twierdzę, że pensja ministra jest mała. Po prostu ekonomista Marek Belka pochodzi z rodziny inżynierskiej z Łodzi. Wychowywał się w trzypokoleniowym domu z dziadkami, rodzicami i młodszym bratem. Jako sześciolatek poszedł do szkoły
Tagi:
Magdalena Fudala









