Nie musimy wymierać, możemy się rodzić – rozmowa z prof. dr hab. Sławomirem Wołczyńskim
W Niemczech czy we Francji dzięki in vitro w ciągu kilku lat urodzi się po 100 tys. dzieci Prof. dr hab. Sławomir Wołczyński – kierownik Kliniki Rozrodczości i Endokrynologii Ginekologicznej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu. Spór o metodę in vitro nabiera dzisiaj cech fundamentalnego konfliktu ideologicznego. Czy można patrzeć na nią inaczej – jako na pewne narzędzie? – Ale nietypowe, bo nie tylko medyczne. To znaczy metoda jest medyczna, ale narzędzie – jak pan to określił – poważniejszej jeszcze natury. In vitro ma już widoczny wpływ na procesy demograficzne. Od 2% do nawet 6% dzieci w niektórych krajach przychodzi na świat w następstwie zastosowania metod rozrodu wspomaganego medycznie. W tej Europie, która nam wymiera? – Tak, właśnie w Europie, która myśli już o tym, jak nie wymierać. Tendencje demograficzne są złe, dlatego w niektórych krajach jednym z elementów polityki demograficznej jest wspieranie leczenia niepłodności jako sposobu zmiany tych niekorzystnych trendów. W Polsce tego nigdy nie liczono, a w innych krajach wiadomo, ile dzieci rodzi się w wyniku stosowania metod rozrodu wspomaganego medycznie. U naszych sąsiadów wygląda to już inaczej. W Niemczech np. – przy dobrze rozwiniętym, aczkolwiek dość restrykcyjnym prawie w tej dziedzinie – w ciągu pięciu-sześciu lat urodzi się ok. 100 tys. dzieci. Tych dzieci, które nie przyszłyby na świat bez stosowania metod, o jakich mówimy. Podaje pan poruszające liczby. 100 tys. małych Niemców dodatkowo! A to się nasi nacjonaliści zmartwią. – We Francji rodzi się rocznie ok. 20–21 tys. dzieci po pozaustrojowym zapłodnieniu i 2-3 tys. po tzw. transferze zarodków mrożonych. W ciągu pięciu lat urodzi się ponad 100 tys. nowych obywateli tego kraju. To jedno miasto, pięć sporych uniwersytetów itd. W debacie publicznej często nie umiemy się porozumieć, bo i terminologia jest mało znana. Mówimy o metodach rozrodu wspomaganego medycznie. W uszach laików brzmi to dość obco, co ułatwia manipulowanie opinią publiczną. – Najprościej mówiąc, są to technologie, metody, które weszły do medycyny i już z niej nie wyjdą. Jakkolwiek ktoś chciałby je dyskredytować, to nie zdoła, bo one zostaną w medycynie, oby także zyskały pełne prawa i jak najszersze zastosowanie w polskiej opiece zdrowotnej. Okazało się, że wszystkie inne technologie nie dają szansy na rzeczywiste leczenie niepłodności. MROŻENIE TO NIE FANABERIA Porozmawiajmy więc o tym. Wiele par czeka nieraz latami na swoją szansę na naturalne poczęcie. – Dobrze pan mówi. Jednym z ważnych czynników jest czas. Są liczne pary o zdecydowanie obniżonej płodności. I po – załóżmy – 10 latach może pojawić się ciąża. Ale może się nie pojawić. Obecnie kobiety ze względów społecznych dość późno zakładają rodziny i równie późno rozpoczynają starania o dziecko. Jeżeli coś jest nie tak z płodnością, to mogą się go nie doczekać przed wygaśnięciem funkcji jajników czy też przed początkiem klimakterium. Poza tym jajniki funkcjonują coraz gorzej, komórka jajowa jest coraz gorszej jakości i z wiekiem większe jest prawdopodobieństwo wad, nawet w tzw. ciąży samoistnej. Jednym z głównych zarzutów wobec in vitro jest kwestia mrożonych zarodków. Co o tym warto powiedzieć? – Nie będę tu snuł rozważań ideologicznych. Opowiem o paru tajemnicach organizmu człowieka. Najkrócej jest tak: w procesie rozrodu wspomaganego uzyskuje się poza organizmem kobiety grupę zarodków, nazwijmy ją „kohortą”. One mają bardzo różny potencjał rozwojowy. Część nie ma żadnego potencjału, inaczej mówiąc – są one martwe, nie rozwiną się, nie przejdą do dalszych faz rozwoju. I tak dzieje się też w naturze, bo bywa, że komórka jajowa ma nieprawidłowy skład chromosomalny, jest nieprawidłowo zbudowana. Następuje inicjacja, a potem obumarcie. Nie inaczej jest w tzw. rozrodzie wspomaganym. Ale tu mamy parametry, które pozwalają nam śledzić postęp rozwoju i obraz morfologiczny. Wiemy więcej o tych zarodkach, ale nie wiemy wszystkiego. Jest też pula zarodków rozwijających się, czasami tylko jeden, niekiedy dwa-trzy, rzadko więcej. „Rozwijających się” nie oznacza – zdolnych do zagnieżdżenia w jamie macicy i do rozwoju ciąży. Mamy więc zarodki trzech rodzajów – martwe, żywe i te, które mogą się zagnieździć (implantować) w jamie macicy. Z nich część









