Różewicz pisze o codzienności ludzi, niewidniejących na okładkach kolorowych magazynów. To dowód wrażliwości na los tzw. zwykłych zjadaczy chleba, do których sam się zalicza, choć zdobył sławę międzynarodową. Zadzwonił nieznajomy pan i przedstawiając się ogólnie, złożył nieśmiałą propozycję. Pragnął mnie zainteresować ekskluzywnym kręgiem towarzyskim, czymś w rodzaju nieformalnego klubu kolekcjonerów najbardziej osobliwych i cennych fajek z całego świata. Powoływał się nawet dla zachęty na moją książkę o światowej sławy genetyku francuskim, Piotrze Słonimskim, którego na zdjęciu widział z fajką. Nie mogłem przyjąć tej skądinąd frapującej propozycji, bezwiednie kojarzącej się z opowiadaniem Ilii Erenburga „Trzynaście fajek”. Tłumaczyłem odmowę, zgodnie z prawdą, że nie mogę się teraz rozpraszać, zalegam bowiem ze złożeniem Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu dużych rozmiarów książki o sztuce i krwi w czasie wojny i okupacji i że obiecałem Redaktorowi Naczelnemu „Przeglądu” napisanie o nowej książce Tadeusza Różewicza „Kup kota w worku”, a może nawet zgodnie z sugestią Redaktora – czegoś więcej. Nazwisko Różewicza poruszyło kolekcjonera: – Ja z Różewicza zdawałem maturę! – powiedział. – O coś mnie pytano, zapomniałem wszystko, ale jakoś zdałem. – Przepraszam – zapytałem grzecznie – ile pan ma lat? – Sześćdziesiąt – odpowiedział spontanicznie. Już po zakończeniu tej rozmowy pomyślałem, że zapewne dobrze ustawiony życiowo kolekcjoner (wszak fajek nie kolekcjonują biedacy) przeżył na maturze jakiś horror związany z Różewiczem i dlatego, jak wspomniał, więcej już tego autora nie czytał. A maturę z Różewicza zapewne zdawał w 1966 lub 1967 r. A więc u kresu małej stabilizacji (tak autor „Kartoteki” nazwał koniec lat 50. i początek 60. minionego wieku). Współczuję kolekcjonerom fajek, bo Różewicza niełatwo zrozumieć. Ale nie wszyscy z tym mieli trudności. Kiedyś na sesji Polskiego Pen Clubu nagradzano parę rosyjskich poetów, a zarazem tłumaczy na rosyjski, m.in. wierszy Tadeusza Różewicza. Opowiadali, jakie mieli kłopoty w KC KPZR, związane z tym polskim poetą. Wysoki rangą funkcjonariusz partyjny nie miał jednak żadnych trudności w zrozumieniu poezji Różewicza. Poświęcił podobno jeden cenny wieczór na przejrzenie wyboru jego wierszy, po czym orzekł: „Co to za poezja, co to za wiersze?! Napiszę lepsze podczas najbliższego urlopu w Soczi!”. I dlatego nie chciał się zgodzić na wydanie w ZSRR tak miernej poezji. Ale jakoś go przebłagano… Wielki reporter „Kup kota w worku”! – kusi Różewicz w 2008 r. swych czytelników, a także byłych i obecnych maturzystów, magistrów, docentów, finansistów, ekonomistów, dziennikarzy, kreatorów mody i programistów, ochroniarzy, posłów, senatorów, prezesów spółek z ograniczoną i nieograniczoną odpowiedzialnością oraz supergwiazdy widowisk informacyjnych, reżyserów i scenografów, komentatorów, dyrektorów kancelarii i gabinetów politycznych, patriotów, „pijarowców”, kochających inaczej lub staromodnie, a nawet inżynierów dusz ludzkich w sutannach, drążących wody termalne. I do przodu, Alleluja! Weźmy dla przykładu wersy z poematu „Credo”, z ostatniej, wyżej wspomnianej książki. Różewicz w wierszu „Nadchodzi”, według jednej z zasłyszanych interpretacji, ma za złe sponsorom, że są skąpi. Tak w mojej obecności objaśniano w jednej z księgarń osobie, która chciała kupić książkę ze względu na koty. Poczytajmy. Nadchodzi nadchodzi wielki Sponsor Mecenas w masce w kapturze w kominiarce na głowie uważaj dziecię bo kominiarz cię porwie Książę tego świata ojciec chrzestny nadchodzi dobrodziej wrzuca do czapek beretów do cylindrów i biretów „Nagrody” wielką małą albo inną byle jaką prestiżową okruch z pańskiego stołu ułamek procenta górę papierowych pieniędzy górę papierów wartościowych bez wartości grosik (ale nie wdowi) dla laureata pokojowej nagrody nobla pokoju jak nie było tak nie ma nie będzie si vis pacem, para bellum grosik dla powieścio-pisarza grosik dla poety męczennika błazna śpiewającego w ognistym piecu cenzury trzy grosiki od bogini zwycięstwa od petrarki od herdera od goethego i buchnera dla kundelka i Homera trzy oskary dla King-Konga miliard dla hary potera (…) Jestem tylko reporterem i pewnie ta zawodowa skaza sprawia, że dostrzegam w Różewiczu również poetę-reportera, jednego z największych. Czytam go, chodzę na jego sztuki do teatrów, oglądam je w telewizji, obserwuję od lat przede wszystkim z tej swoistej perspektywy. I jakoś w ten sposób usiłuję go zrozumieć. A spotkania i rozmowy przybliżają go jako człowieka, któremu życie nie skąpi ciosów. „Kup kota w worku” jest
Tagi:
Robert Jarocki









