Na czym polega zasada mojej polityki kadrowej? Właśnie na łamaniu reguły – że TKM. Że kto przychodzi, to czyści, wyrzuca. Prof. Marek Belka, premier rządu RP – Panie premierze, 15 października Sejm będzie głosował wotum zaufania dla pańskiego rządu. To będzie sprawdzian dla pana i pańskiej ekipy. Weryfikacja zadań, których zrealizowanie obiecał pan do końca września. Jak to wyszło? – Bardzo dobrze. Wszystko, co w maju określiliśmy jako rzeczy, które należy zrobić do końca września, zostało zrobione. Dokładnie. Patrząc szerzej, rząd 28 września zamknął pewien etap swojej działalności. – Jaki? – On sprowadzał się do wielkiego wysiłku legislacyjno-programowego. I to zostało wykonane. Teraz punkt ciężkości przesunie się w sferę wdrażania przyjętych rozwiązań. Na przykład – ustawy zdrowotnej. Idźmy dalej – załatwiliśmy wcześniejsze dopłaty dla rolników, teraz trzeba je przeprowadzić. Mamy przygotowaną do przyjęcia funduszy unijnych całą infrastrukturę instytucjonalną, prawną, więc teraz, mówiąc krótko, trzeba tym wszystkim zakręcić. – Dobrze się pan czuje w roli konia… – Powiedziałem kiedyś, że nie chcę kopać się z koniem… Ale ja – jako koń? Bo ja wiem? Chyba nie kopię za bardzo… – A jak się pan czuje po 5 miesiącach premierowania? Pewniejszy siebie? Coś pana zaskakuje? – … – Może zaplecze polityczne? – Widziałem, jakie będę miał zaplecze. Sejm czasami przypomina, hm… – …dom wariatów? – I nie myślę tu nawet o tzw. moim zapleczu, bo ono też czasami ma w głowach… Ale myślę o braku dyscypliny. Jak klub parlamentarny może bez niej funkcjonować? Jakież to zaplecze? A opozycja? Właśnie teraz słyszę od Zyty Gilowskiej, że w sprawie przyjętej przez Sejm uchwały o prywatyzacji PKO BP… – … zakazującej sprzedawania akcji banku podmiotom zagranicznym, co jest kuriozum… – … Platforma tak naprawdę nie była za tą uchwałą, ale zagłosowała, jak zagłosowała, bo tam wdał się chaos organizacyjny. Tak! Święte słowa! Na szczęście w rządzie chaosu organizacyjnego nie ma. – Pamiętam, że jak objął pan urząd premiera, nie ukrywał pan, iż liczy na współdziałanie z PO. Niedawno w wywiadzie dla „Przekroju” o możliwości takiego współdziałania mówił pan z przekąsem. Czy Platforma jest pańskim rozczarowaniem? – Było kilka takich przypadków, kiedy Platforma zachowała się w interesie państwa. I we własnym interesie, bo skoro ma nadzieję rządzić, to powinna popierać rozwiązania, które jej to rządzenie ułatwią. W sprawie zdrowia był dialog, w sprawie ustawy emerytalnej… Więc bez przesady. Raczej jestem zniesmaczony tymi nastrojami w Sejmie, gdzie podejmowane są jednomyślnie uchwały proponowane przez najskrajniejsze skrajności… „Normalsi” i sprawa niemiecka – Mówi pan o uchwale dotyczącej domagania się od Niemiec reparacji wojennych? – Na przykład. I wszyscy, wszystkie partie, w tym takie, które się mienią proeuropejskimi, jak w owczym pędzie głosują nie tylko za uchwałą błędną, niewłaściwą, ale także politycznie, z ich punktu widzenia, szkodliwą. „Normalsi” nie będą głosować za partią, która proponuje wszczynanie ogólnoeuropejskiego zamętu reparacyjnego. – Donald Tusk w radiowych „Sygnałach Dnia” był z tej uchwały dumny. Mówił, że dzięki niej panu udało się coś załatwić w Niemczech. – To niech tak sobie twierdzi. Rozumiem, że w dyskusji w tej sprawie rząd ma swoją rolę i Sejm ma swoją rolę. Jeżeli Sejm wyraża emocje, nawet przesadzone – wszystko w porządku. Jeżeli udało mu się być może potrząsnąć Niemcami z nadmiernym spokojem patrzącymi na te strachy, które w związku z roszczeniami miały prawo w Polsce powstawać – to OK. Ale jeżeli próbuje formułować zupełnie opaczną doktrynę prawno-polityczną, to rząd nie ma innego wyjścia, tylko musi się od tego odciąć. – A jak sytuacja wygląda teraz? Czy wspólny zespół prawników wymyśli rozwiązanie, które uniemożliwi składanie pozwów o odszkodowania? – Zobaczymy. Sprawa jest tak naprawdę trudna nie dla nas, ale dla Niemów. Sęk w tym, że ich doktryna konstytucyjna nie pozbawia takich pozwów podstaw prawnych. Ta doktryna, która być może odgrywała jakaś rolę w czasach zimnej wojny, jest reliktem. Po upadku Muru Berlińskiego, po Jesieni Ludów z 1989 r. to jest po prostu jak gwóźdź, który został z dawnych czasów. I trzeba go wybić, żeby nie przeszkadzał. Ale to jest sprawa niemiecka, oni mają młotek.
Tagi:
Robert Walenciak









