Erwin Pröll przez 25 lat rządził Dolną Austrią. Jego fundacja dostała w tym czasie 1,5 mln euro ze środków publicznych landu Korespondencja z Wiednia Mówi się o nim: książę, sułtan z Sankt Pölten. Terenem działań dr. Erwina Prölla była Dolna Austria, największy land Drugiej Republiki, gdzie przez ćwierć wieku budował centrum wpływów i dwór, którym twardo rządził. W polityce funkcjonował przez 37 lat. Uważany za dobrego kandydata na szefa ÖVP, Austriackiej Partii Ludowej, a nawet na prezydenta, nie był zainteresowany stanowiskami w polityce krajowej. Zbudował Pröllinezję, jak nazwano od jego nazwiska Dolną Austrię. Wizjoner, gotów na ryzyko i zadłużenie landu, budował drogi, tworzył muzea w takich miastach jak Krems czy Mistelbach, ambitne sceny, np. muzyczną w Grafenegg, czym zyskiwał sobie szacunek artystów. Umożliwił powstanie centrum badań nad nowotworami, a także elitarnych uniwersytetów w Krems i Klosterneuburgu. 70-latek o fenomenalnej pamięci do twarzy i nazwisk zapowiadał odejście z polityki. Mówiło się o marcu, podczas wyborów partii ludowców, ale decyzję przyśpieszyła afera związana z jego prywatną fundacją, im. dr. Erwina Prölla. Nie doczekał odejścia w glorii „ojca landu”, pozostawiającego sprawnie funkcjonujące imperium – wychodzi niejako tylnymi drzwiami. 18 stycznia namaścił następczynię, byłą minister spraw wewnętrznych, 52-letnią Johannę Mikl-Leitner. System Prölla Jego odejście to efekt świetnie udokumentowanego tekstu dziennikarza śledczego tygodnika „Falter” Floriana Klenka, tropiącego polityczne brudy Drugiej Republiki. Wykazał on, że prywatna fundacja Prölla była dotowana kwotą 1,5 mln euro ze środków publicznych landu. Sygnalizowali to już wcześniej Zieloni, ale dopiero po publikacji Klenka finansowaniem fundacji zajął się austriacki odpowiednik Najwyższej Izby Kontroli. Klenk zdemaskował przed opinią publiczną system człowieka, którego uważano za wzór uczciwości i stawiania interesów publicznych ponad prywatnymi czy partyjnymi. Choć bliscy współpracownicy od lat wiedzieli o księciu i jego Pröllinezji, nie przeszkadzało to lokalnym politykom ÖVP utrudniać w ostatnich tygodniach na wszelkie sposoby dostęp do wiadomości na temat fundacji, by ratować wizerunek szefa. Wicekanclerz Reinhold Mitterlehner i minister spraw wewnętrznych z ÖVP Wolfgang Sobotka (wcześniej był ministrem w rządzie dolnoaustriackim) zarzucali zaś tygodnikowi „Falter” rozpowszechnianie kłamstw i wymysłów oraz terroryzowanie rozmówców. Fakty są takie, że od 2008 r., przez dziewięć lat fundacji Prölla przyznano z budżetu landu 1,35 mln euro wsparcia, a żaden projekt nie został dotąd zrealizowany. Na jej koncie leży 300 tys. euro, reszta znajduje się na koncie kraju związkowego. ÖVP się broni, twierdząc, że pieniądze czekają na stworzenie akademii na terenach wiejskich. I socjaldemokracja, SPÖ, współrządząca krajem z ÖVP, i wolnościowa, bliska prawicowej ekstremie FPÖ zgadzały się z różnych powodów na te przepływy. Tak działał sprawny system „ojca landu”. Decyzje podpisywała m.in. Johanna Mikl-Leitner. Jeszcze na posiedzeniu rządu 20 grudnia o godz. 10.30 głosowano nad subwencją 150 tys. euro dla fundacji dr. Erwina Prölla. Wolfgang Sobotka zaakceptował 1 mln euro z budżetu landu na tę samą prywatną fundację szefa, rok po roku po 150 tys. euro. Zarazem bez przerwy mówi o transparentności i obcina środki na pomoc uchodźcom. Datki urodzinowe Zaczęło się od 60. urodzin sułtana Prölla. Na skromnym przyjęciu w rodzinnej miejscowości Radlbrunn, z 5 tys. zaproszonych: ludźmi Kościoła, przedsiębiorcami, politykami, artystami, tuzami od gier hazardowych, jubilat otrzymał 150 tys. euro w gotówce, czego jako polityk, szef landu, nie miał prawa przyjąć. „Na konkretny cel i anonimowo”, mówi jego rzecznik. Rok później powstała fundacja dr. Erwina Prölla, o szerokim spektrum działania: „wspieranie życia kulturalnego, społecznego w obszarach wiejskich i harmonijnego współżycia pokoleniowego poprzez realizację projektów i inicjatyw na rzecz pielęgnowania i rozwijania tradycji kulturalnych” albo „na rzecz rozwoju obszaru wiejskiego jako obszaru kreatywności i kulturowego dialogu”. Tygodnik „Falter” już w 2009 r. przyglądał się tej fundacji – wydawała pieniądze na kampanię prasową budującą wizerunek ÖVP. Wprawdzie można to było zmieścić w jej zakresie działalności, ale dziennikarze zwrócili uwagę, że już wtedy na konto wpłynęły pieniądze podatników, 300 tys. euro, co podpisał minister Sobotka. Brak w urzędowej prasówce opisującego to artykułu










