dr Reinhard Schweppe, ambasador Niemiec w Polsce Do końca czerwca Niemcy przewodzą Unii. O ambicjach niemieckiej prezydencji, Europie, Rosji, Polsce i gazociągu pod Bałtykiem mówi „Przeglądowi” – Panie ambasadorze, to szósta prezydencja niemiecka w Unii Europejskiej w pańskiej karierze dyplomatycznej… – Ostatnią, tę w 1999 r., w dużej mierze przygotowywałem. Byłem odpowiedzialny w naszym MSZ za przygotowanie do niej naszego kraju. Teraz jestem aktorem drugoplanowym… – Czymś się te prezydencje różnią? – Obecna budzi duże zainteresowanie. Mam wrażenie, że ludzie w Niemczech uważają, iż w tej chwili znajdujemy się w krytycznej sytuacji, zwłaszcza jeśli chodzi o traktat konstytucyjny. Że coś musimy uczynić, że musi nastąpić przełom. Wzmocnijmy Unię – Dlaczego traktat konstytucyjny jest priorytetem niemieckiej prezydencji? – Sprawa jest prosta – w historii UE ta wspólnota była rozszerzana aż sześć razy. Ostatni raz miało to miejsce 1 stycznia 2007 r. – o Bułgarię i Rumunię. Każde rozszerzenie niosło konsekwencje – Unia stawała się większa, ale równocześnie osłabiała się jej spójność. Dlatego też po każdym wejściu nowych państw miała miejsce reforma instytucji Unii. Ostatnia nastąpiła po przyjęciu Finlandii, Szwecji i Austrii, po czwartym rozszerzeniu. To wtedy została przyjęta umowa z Nicei. Po tym nastąpiło największe, piąte rozszerzenie aż o 10 nowych państw. I nie towarzyszyło mu dostosowanie traktatów. Unia jest w tej chwili wielką wspólnotą, o stosunkowo słabych strukturach wewnętrznych, niewystarczających dla 27 państw. – Widzi pan szansę na przełom w tej sprawie, zwłaszcza po tym, jak Francja i Holandia powiedziały w referendum „nie”? – W najbliższym czasie na pewno nie będziemy przedstawiać nowych propozycji. Chcielibyśmy za to dokładnie posłuchać, co inne kraje mają na ten temat do powiedzenia, czego by chciały. Mam tu na myśli przede wszystkim Polskę, Wielką Brytanię, Francję, Holandię. Natomiast, gdy przeanalizujemy, dlaczego społeczeństwa Francji i Holandii powiedziały w referendum „nie”, to okaże się, że nie chodziło o to, że ludzie mieli coś przeciwko traktatowi konstytucyjnemu. Rezultat tych referendów odzwierciedlał pewne obawy. Ludzie po tym wielkim rozszerzeniu czuli się nieswojo. Ale to się zmieniło. – Niemcy w tej chwili mówią, że posłuchamy, co o przyszłości traktatu powiedzą partnerzy, a ich partnerzy, między innymi Polska, mówią: nie odkrywajmy kart, poczekajmy, co Niemcy zaproponują… – Mogę przedstawić, jaki jest nasz realistyczny cel. Do końca czerwca, do końca naszej prezydencji, chcielibyśmy przeprowadzić trzy podstawowe sprawy. Po pierwsze, osiągnąć zgodę co do istotnej treści przyszłego traktatu. Przy czym zakładamy, że wprawdzie obecny tekst nie jest do końca święty, ale jest na pewno tekstem wyjściowym. Po drugie, musimy uzgodnić procedurę, która pozwoli nam dojść do porozumienia. Po trzecie – harmonogram tej procedury. Prezydencja stoi na stanowisku, że powinniśmy ustalić ostateczną wersję traktatu przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które mają się odbyć w roku 2009, tak aby ten parlament mógł być wybrany już według nowych reguł. Nikt nie chce Nicei – Czy Niemcy przewidują zmianę zasady liczenia głosów w nowej propozycji? – Po pierwsze, wpierw musimy wysłuchać propozycji innych krajów. O ile się nie mylę, jest tylko jeden kraj, który chciałby zmian odnośnie do zasad liczenia głosów. To jest Polska. – Polska chciałaby zachowania sposobu liczenia głosów z Nicei… – O ile dobrze rozumiem polskie podejście w tej sprawie, to nie jestem pewien, czy strona polska do końca dobrze zdefiniowała narodowy interes swego kraju. Spróbuję to wyjaśnić: na podstawie traktatu z Nicei Polska ma 27 z 345 głosów wszystkich krajów. Czyli, mniej więcej, 7,9%. Nowy system wprowadza zasadę tzw. podwójnej większości. Po pierwsze, aby osiągnąć większość w głosowaniu, trzeba mieć 55% państw. Każde państwo ma jeden głos, to znaczy, że jeżeli mamy 27 państw członkowskich, trzeba mieć 15 państw, by mieć większość. Ale muszą to być państwa, które reprezentują co najmniej 65% obywateli Wspólnoty. Cała Unia liczy około 490 mln mieszkańców, Polska ma około 39 mln mieszkańców, czyli mniej więcej 7,9% Unii. Uważam, że Polska nie uwzględnia do końca, że jest krajem, który należy do sześciu największych we Wspólnocie. Według Nicei jest tak, że im kraj jest mniejszy, tym bardziej









