Niemcy toną w kryzysie

Niemcy toną w kryzysie

Politycy w Berlinie nie przewidzieli aż takiej gospodarczej mizerii Każdego dnia spoglądamy w nową przepaść – mówi zrezygnowany Gustav Adolf Horn, dyrektor niemieckiego Instytutu Makroekonomii i Badań Koniunktury. Związek zawodowy IG Metall domaga się, aby państwo przeznaczyło kolejne 100 mld euro na ratowanie „substancji przemysłowej”. Zdaniem związkowców, Bundestag powinien powołać komisję śledczą w sprawie kryzysu, bankierzy zaś muszą przeprosić za swe machinacje i fatalne błędy. Kryzys uderzył w Niemcy silniej niż w Wielką Brytanię, Francję czy nawet w USA. Rozbudowane państwo socjalne nad Łabą i Renem chroni obywateli i nieco łagodzi skutki gospodarczej mizerii (wysokie zasiłki dla bezrobotnych i socjalne pobudzają popyt). Niemniej jednak politycy i eksperci gospodarczy nie mają wątpliwości – to najpoważniejszy kryzys od czasu Wielkiej Depresji z lat 30. ub.w. Spada eksport, tradycyjnie napędzający gospodarkę naszych zachodnich sąsiadów, maleje produkcja przemysłowa, rośnie bezrobocie. W ostatnim kwartale ub.r. gospodarka Republiki Federalnej skurczyła się o 2,1%. W styczniu 2009 r. eksport, w porównaniu z tym samym miesiącem roku ubiegłego, zmniejszył się o ponad jedną piątą. W grudniu eksperci obliczyli, że w 2009 r. recesja wyniesie 1,9%. Na początku marca Instytut Gospodarki Światowej w Kilonii przewidywał 3,7%. W połowie marca Instytut Badań Gospodarczych w Halle (IWH) zaprezentował jeszcze bardziej pesymistyczną prognozę – w bieżącym roku niemiecki produkt krajowy brutto zmniejszy się aż o 4,8%. „Handel, nastawiony na dobra inwestycyjne, został z całą mocą uderzony przez światowe załamanie się długoletniego rozkwitu globalizacji”, czytamy w analizie IWH. Na skutek spadku światowego popytu firmy ograniczą wydatki i będą o 14% mniej inwestować w maszyny i inne instalacje. W 2009 r. eksport Republiki Federalnej może spaść nawet o 18%, najbardziej w historii powojennych Niemiec. Co piąte średniej wielkości przedsiębiorstwo, a takie stanowią 99% niemieckich firm, przewiduje zwolnienia pracowników. Wzrost bezrobocia będzie początkowo załagodzony przez pracę w niepełnym wymiarze godzin, lecz w końcu firmy zaczną zwalniać. „W końcu 2010 r. zatrudnionych będzie tylko 39 mln osób, natomiast 4,5 mln znajdzie się na listach bezrobotnych”, przewidują eksperci z Halle. Politycy usiłują walczyć z ekonomiczną mizerią, sytuację wszakże komplikuje fakt, że w Niemczech rządzi wielka koalicja chadeków i socjaldemokratów. Oba te ugrupowania reprezentują odmienne koncepcje gospodarcze, co więcej, różnice na temat polityki ekonomicznej istnieją także w samych partiach. Ponadto we wrześniu odbędą się wybory do Bundestagu. Partie więc jednocześnie walczą z recesją i zabiegają o łaski wyborców, co utrudnia podejmowanie właściwych decyzji. Eksperci oskarżają polityków, że przyczynili się do gospodarczej zapaści, ponieważ przez lata stawiali na wzrost eksportu, zaniedbując popyt wewnętrzny. W warunkach globalnej recesji zemściło się to srodze. Jak pisze liberalny magazyn „Die Zeit”, politycy w Berlinie nie docenili niszczycielskiej siły kryzysu, przewidywali, że ekonomiczna mizeria zacznie się dopiero w połowie 2009 r. Późno przygotowali więc pakiety antykryzysowe, pierwszy, o niewielkich rozmiarach, w listopadzie ub.r., drugi, zasadniczy – w końcu grudnia. Jego praktyczna realizacja zacznie się dopiero w lipcu. Politycy zamierzali sprawić obywatelom ten prezent na krótko przed wyborami. W rezultacie zmarnotrawiono wiele cennego czasu. Aktorzy sceny politycznej RFN kłócą się, w jakim zakresie państwo powinno ingerować w ekonomię. Niemcy są dumni ze swej „socjalnej gospodarki rynkowej”, w której interwencje rządu są ograniczone. Ale kanclerka Angela Merkel zdaje sobie sprawę, że państwo musi obecnie interweniować i nawet nacjonalizować – pytanie tylko, w jakim zakresie. Wypada dodać, że wielu obywateli przeciwnych jest zbyt wielkiemu zaangażowaniu się, jak to się w Niemczech mówi, „Ojca Państwa” w gospodarkę. Złośliwi mówią, że na skutek zapędów rządu do regulowania spraw ekonomicznych powstanie NRD light lub też VEB Deutschland. VEB to skrót od Volkseigentumbetrieb, czyli „zakład będący własnością ludu”, powszechnie stosowany w NRD. Paradoksalnie w czasie kryzysu największy wzrost popularności przeżywają liberałowie z partii Wolnych Demokratów (FDP). W poprzedniej elekcji mieli kłopoty z przekroczeniem pięcioprocentowego progu, obecnie mogą liczyć na poparcie co najmniej 15% wyborców. Pod sztandary liberałów przeszli dotychczasowi zwolennicy CDU/CSU, oskarżający konserwatystów o zbyt wielkie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2009, 2009

Kategorie: Świat