Nieposkromiony wulkan muzyki

Nieposkromiony wulkan muzyki

09.03.2016 Warszawa Proba koncertu jubileuszowego Jerzego Maksymiuka n/z Jerzy Maksymiuk polski dyrygent , pianista Fot. Tomasz Paczos / FOTONOVA UWAGA!!!! Zdjecie mozne byc uzyte tylko z prawidlowym podpisem: fot. Tomasz Paczos/FOTONOVA !!! ZAKAZ PUBLIKACJI W INTERNECIE !!!

Jerzy Maksymiuk: kocham muzykę, żyję nią, myślę dźwiękami. Mam nadzieję, że wszystko będzie mi wybaczone Maksymiuk? 60? 70? 80? To niemożliwe! Tak reagowali miłośnicy muzyki na kolejne okrągłe urodziny mistrza. Wciąż emanował młodzieńczą energią, nieposkromionym temperamentem i poczuciem humoru właściwym osobom, których wiek się nie ima. A teraz Maksymiukowi strzeliło 85 lat! Trudno w to uwierzyć. Janusz Marynowski był jeszcze dzieckiem, gdy pierwszy raz usłyszał orkiestrę dyrygowaną przez Maksymiuka. Tamte wrażenia wspomina dziś: – Widać było, że grają, ale nie było słychać, że grają. Coś niezwykłego! Jak można stworzyć wrażenie napięcia, zupełnego piano, z którego nagle powstanie forte, co jest dowodem najwyższego mistrzostwa? Maksymiuk potrafił tak pokierować orkiestrą. Nic dziwnego, że później Janusz Marynowski zaczął karierę jako kontrabasista w orkiestrze założonej przez Jerzego Maksymiuka, a z czasem stał się dyrektorem tego, co powstało z Polskiej Orkiestry Kameralnej, czyli Sinfonii Varsovii. Ostatnio Sinfonia Varsovia zagrała na 25. Wielkanocnym Festiwalu Beethovena w Filharmonii Narodowej. Maestro wystąpił w obszernej białej koszuli wypuszczonej na spodnie, a na nosie miał ogromne okulary. Jego dyrygenckie ruchy odbiegały daleko od potocznych wyobrażeń – zachowywał się tak, jakby prawą ręką przybijał młotkiem gwoździe albo ubijał kotlety tłuczkiem. Koncert odbywał się bez publiczności, ale obraz z kamer i dźwięk za pośrednictwem internetu szedł na cały świat. Jerzy Maksymiuk ma ogromną, przemożną chęć przemawiania do słuchaczy. Staje na dyrygenckim podium, rozgląda się i albo przed koncertem, albo po jego zakończeniu ma ochotę coś powiedzieć. A obsługa prawie nigdy nie jest przygotowana, by podać mistrzowi mikrofon. Mówi więc tylko do pierwszych rzędów. Najczęściej coś zabawnego o muzyce, o kompozytorach, anegdotę zasłyszaną, a może wymyśloną przez siebie. Na przykład o słynnym fińskim kompozytorze Jeanie Sibeliusie, autorze świetnych symfonii, poematu „Finlandia” i „Smutnego walca”. Mówi się, że Sibelius skomponował o wiele więcej muzyki, ale sporo zapisanych nut, nawet „VIII symfonię”, spalił w piecu. – Ja też komponuję – dodaje dyrygent – ale nie mam odpowiedniego pieca. Zabieram głos – komentuje swoją manierę gadania do publiczności – jednak nie zawsze to się podoba. Raz jedna pani powiedziała: „Proszę już grać”. Ale Maksymiuk nie rezygnuje ze swoich upodobań. – Kiedyś w Filharmonii Szczecińskiej – wspomina – odśpiewałem z nastoletnim melomanem fragment „Koncertu na obój i harfę” Witolda Lutosławskiego. Dopiero potem go zagrałem. Szkoda, że nikt nie zapisywał tych opowieści Maksymiuka o muzyce, bo z tego powstałaby pasjonująca książka, zwierciadło wyobraźni i ogromnej wiedzy. Utyskiwał w tych historyjkach na skostniały repertuar wielu znakomitych orkiestr zagranicznych, z którymi przyszło mu pracować. Można podejrzewać, że gdy przez osiem lat szefował zespołowi BBC Scottish Symphony Orchestra, musiał na ten czas zawiesić spontaniczne pogadanki, nie mówiąc już o dopasowaniu się do angielskiego poczucia humoru. Wiadomo – Brytyjczycy mocno tkwią w tradycji. Z wczesnych zagranicznych kontaktów muzycznych zachowała się anegdota, jak po pierwszym spotkaniu z brytyjskimi impresariami koncertowymi maestro chciał powiedzieć coś miłego, ale jeszcze niezbyt dobrze mówił po angielsku. Zamiast zwyczajowego nice to meet you (miło państwa poznać) powiedział: nice to eat you (miło państwa zjeść). Ta pomyłka wcale nie popsuła kontaktów z Brytyjczykami. Występy rewelacyjnej Polskiej Orkiestry Kameralnej wywołały zachwyt Anglików, choć przecież najlepsze w świecie orkiestry kameralne powstały właśnie u nich. Muzycy różnych orkiestr i zespołów, z którymi Maksymiuk choć przez chwilę współpracował, mają w pamięci jego niestandardowe zachowania i odzywki. Czasami przychodził na próbę z wielką walizką wypełnioną ubraniami, ale wyjmował z niej tylko duży budzik, nakręcał go i nastawiał np. na pół godziny. Próba była najczęściej ciężka, wszyscy patrzyli na zegar i czekali, kiedy wreszcie zadzwoni. W którymś momencie Maksymiuk wyłączał jakby nigdy nic budzik i ciągnął próbę. Pewnego razu, gdy próba się skończyła, dyrygent niezadowolony z jej przebiegu użył wulgarnego słowa: – Wszyscy jesteście ch… Zapanowała konsternacja, ale jedna ze skrzypaczek zachowała zimną krew i zapytała: – A ja? – Pani też – wypalił dyrygent. Do tego należy się komentarz. Kapelmistrz wyznaje: – Kocham muzykę, żyję nią, myślę dźwiękami. Mam nadzieję, że wszystko

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2021, 2021

Kategorie: Kultura