Niewidzialne

Niewidzialne

Zatrudniane w polskich domach Ukrainki są potężną siłą roboczą. Pracują za minimalne stawki, często w trybie półniewolniczym

Najciężej jest, jak pani w nocy nie śpi – opowiada 35-letnia Oksana ze Lwowa. – Wtedy trzeba czuwać całą noc. Czasami wychodzę na chwilę, jak trzeba coś kupić. Modlę się wtedy, żeby nic się nie stało przez te 10 minut.

Oksana zaczęła jeździć do Polski pięć lat temu. Zostawiła na Ukrainie męża i dwójkę dzieci w wieku pięciu i siedmiu lat. Tam księgowa, w Polsce zajmuje się całodobowo osobami starszymi. Zaczynała od prac sezonowych, potem przez kilka lat opiekowała się leżącą staruszką: sprzątanie, gotowanie, leki, zmienianie pieluch. Po jej śmierci znalazła pracę przy 90-latce z alzheimerem. Tu, podobnie jak w poprzednim domu, jest jedyną osobą mieszkającą z podopieczną. Pracuje siedem w dni w tygodniu. Zarabia 2 tys. zł miesięcznie. – Pani bywa trudna, ale co robić? To nie jej wina. Czasami tylko chciałoby się z kimś porozmawiać, zwierzyć się.

Rozmawiam z Oksaną przez telefon, w jej głosie słychać zmęczenie. Opowiada o ostatnich kilku latach swojego życia: poszukiwaniu pracy na Ukrainie, żalu, że trzeba było zostawić dzieci, wyjazdach, tęsknocie. Co chwila pada: „Ale rodzina bardzo uprzejma, płaci, nie mogę narzekać”.

„Nie mogę narzekać” powtarza się niemal za każdym razem: – Ja teraz wcale nie pracuję tak dużo. A rodziny, u których sprzątam, są bardzo dobre – zaczyna 42-letnia Waleria, która sprząta polskie domy także siedem dni w tygodniu, od godz. 7 do 20. – Proszę mi tylko zmienić imię. Nie chcę, żeby się państwo dowiedzieli.

Waleria jest ekonomistką. Do Polski przyjeżdża od kilkunastu lat. Zaczęła, kiedy została sama z kilkuletnią córką. Kiedy ona sprzątała w Polsce, dzieckiem zajmowała się babcia. Wymieniają się co pół roku, teraz w opiece już nie nad córką i wnuczką, ale nad starzejącym się ojcem i mężem. Do pracy doliczyć należy jeszcze zmianę nocną – pomoc przy sparaliżowanej matce właścicielki mieszkania, od której Waleria z matką na zmianę wynajmują pokój („Za to płacę bardzo mało za zakwaterowanie”).

Informacji o tym, ile Ukrainek pracuje w polskich domach jako pomoce domowe, opiekunki do dzieci czy całodobowe pielęgniarki, właściwie nie ma. Według danych Urzędu ds. Cudzoziemców wnioski o pobyt w Polsce – w większości czasowy – w 2017 r. złożyło 125 tys. obywateli Ukrainy. Jak podaje z kolei „Rzeczpospolita”, powołując się na MSWiA, w tym samym roku polskie konsulaty wydały 1,15 mln wiz dla Ukraińców – mimo że od 11 czerwca 2017 r. obowiązek wizowy został zniesiony w stosunku do tych, którzy nie planują pobytu dłuższego niż 90 dni w okresie 180-dniowym. Rzecz w tym, że nie wiadomo, jaki procent wydanych dokumentów dotyczy kobiet zatrudnianych przez osoby prywatne bez umowy.

Wszelkie szacunki są tym bardziej utrudnione, że ich formy pobytu bardzo się różnią. Niektóre osoby przyjeżdżają na zaproszenie, inne starają się o pobyt czasowy.

Wiele z nich ma wykształcenie wyższe, znaczna część zostawia na Ukrainie dzieci. Dlatego przyjeżdżają do Polski na kilka lub kilkanaście miesięcy i żyją u nas bardzo oszczędnie, żeby jak najwięcej zarobionych pieniędzy wysłać rodzinie.

Oksana: – Nie byłoby mnie stać na przeniesienie się do Polski na stałe. Musiałabym wtedy wynająć osobne mieszkanie, a to za drogo.

– Gdyby nie praca w Polsce, nie utrzymałabym siebie i córki. A ona nie mogłaby studiować w Kijowie. Trzeba przecież zapłacić za jej mieszkanie, życie. Dostała się na prawo – dodaje z dumą Waleria.

– Ukrainki pracujące jako opiekunki osób starszych są zatrudniane najczęściej z zakwaterowaniem – mówi Mirosława Keryk, historyczka, socjolożka i prezeska Fundacji Nasz Wybór. – Dla wielu oznacza to dyspozycyjność 24 godziny na dobę za niewielkie pieniądze. Większość dąży więc do tego, żeby w końcu dostać pracę „dochodzącą”, najczęściej jako gosposia. Te, którym to się udaje, mogą sobie pozwolić na wynajęcie pokoju wspólnie z innymi osobami. Rzadko zdarza się, że wynajmują w pojedynkę.

Zatrudniane przez osoby prywatne, pracujące w polskich domach obywatelki Ukrainy są praktycznie niewidzialne – bez umowy, bez prawa do opieki zdrowotnej, bez ochrony przed nadużyciami.

W czterech ścianach

„Zatrudnię Ukrainkę do zadań domowych – ogłasza się w serwisie Gumtree właściciel domu o powierzchni 300 m kw. z ogrodem.
– Obowiązki: sprzątanie domu, prace w ogrodzie, gotowanie. Praca tylko z zamieszkaniem”. Inne ogłoszenie: „Poszukuję sprawnej fizycznie Ukrainki do sprzątania i pomocy w gospodarstwie”.

Zarówno z ogłoszeń, jak i z opowieści pracujących w Polsce kobiet wynika, że rzadko są one zatrudniane do jednego zadania – do opieki nad seniorem zwykle dochodzi gotowanie, sprzątanie itp. Do sprzątania – gotowanie, czasami zajmowanie się dziećmi. Często zakres obowiązków poszerza się sukcesywnie. Rzecz jasna, nie idzie za tym podwyżka.

Mirosława Keryk: – Ponieważ nie są spisywane umowy, niejasny jest również zakres obowiązków. Większość nadużyć przybiera formę „miękkiej” presji: pracodawcy stwarzają wrażenie, że łącząca ich z tymi kobietami relacja jest niemal przyjacielska. Więc „proszą” o coraz to nowe „przysługi”. Z tym że zatrudniona kobieta nie może odmówić, szczególnie jeśli mieszka tam, gdzie pracuje. Niektóre stają się de facto służącymi. One same zresztą często mówią o swoich pracodawcach jako o panach albo państwu – w sensie nie grzecznościowym, ale hierarchicznym.

Do nadużyć zawoalowanych dochodzą jawne. – Dwa lata temu zgłosiła się do nas kobieta, która zatrudniła się do opieki nad ojcem właścicielki domu, w którym pracowała – opowiada prezeska fundacji. – Jednak poza opieką robiła też wszystko inne, łącznie z obsługiwaniem swojej pracodawczymi. A ona, uznając, że robi jej przysługę, udostępniając pokój, płaciła jej 1 tys. zł miesięcznie. Zdarzają się także sytuacje mobbingu czy przemocy polegającej na tworzeniu relacji władzy. Na przykład niektóre Ukrainki mają zakaz zaglądania do lodówki, dostając na wliczone w opiekę wyżywienie niedużą kwotę. Zdarzają się oskarżenia o kradzież, przed którymi nie ma jak się bronić. Często w grę wchodzą stereotypy, np. że „Ukrainki kradną mężów”. Bywa i tak, że kobieta z Ukrainy ogłaszająca się jako szukająca pracy przy sprzątaniu dostaje serię SMS-ów z propozycjami seksu.

Według Justyny Segeš-Frelak, byłej kierowniczki programu polityki migracyjnej Instytutu Spraw Publicznych, częsta dyskryminacja i wykorzystywanie kobiet z Ukrainy są związane z ich słabą pozycją na polskim rynku pracy. Najczęściej przejawia się ona w gorszych warunkach pracy, większej liczbie obowiązków i niższym wynagrodzeniu. Opinię o gorszym traktowaniu ukraińskich pracownic potwierdza przeprowadzone w 2015 r. badanie Fundacji Dobrych Inicjatyw – z 51 przepytywanych imigrantek zza wschodniej granicy (wszystkie z wyższym wykształceniem) prawie jedna czwarta doświadczyła dyskryminacji ze względu na swoje pochodzenie, a ponad połowa była świadkiem złego traktowania rodaczek. Kobiety zatrudniane na słowo w polskich domach są w o tyle gorszej sytuacji, że nie mają gdzie zwrócić się o pomoc. A ich pracodawcy jako osoby prywatne również są poza kontrolą. Oznacza to, że ukraińskie pomoce domowe i opiekunki dosłownie są na łasce pracodawców. Dla niektórych „państwa” zatrudnienie ukraińskiej gosposi jest świetną okazją do zamanifestowania swojej władzy.

Oksana: – Znajomi rodziny, u której pracuję, poprosili mnie kiedyś, żebym poleciła im jakąś swoją koleżankę z Ukrainy do sprzątania. Chcieli, żeby przyjechała z Ukrainy tylko na rozmowę o pracę, a oni mieli się zastanowić, czy w ogóle ją zatrudnią. Rozmowy przez internet nie chcieli, mówiąc, że „muszą ją obejrzeć na żywo”. A to był czas, kiedy wiza była obowiązkowa przy każdym wjeździe.

Galina, przyjeżdżająca do Polski od 10 lat: – Pracowałam kiedyś u takiego pana, z którego mamą było bardzo źle. Fizycznie była zupełnie sprawna, do tego silna. Ale miała chyba alzheimera, bo nic nie kojarzyła. Przykro było patrzeć. Ten pan nie mieszkał z nami, tylko w mieszkaniu obok. I ja kiedyś spuściłam ją na chwilę z oka, a ona w tym czasie zdążyła się rozebrać i ubrudzić własnymi odchodami. Zawołałam pana po pomoc, a on powiedział mi: „No to ją umyj, za to ci płacę”.

– Zdarzały się bardzo drastyczne opowieści, włącznie z molestowaniem seksualnym, mobbingiem, uwiązaniem psychicznym, które nie pozwalało odejść z pracy – mówiła Justyna Segeš-Frelak portalowi Forsal.pl trzy lata temu. – Tyle że niestety wystarczy kłótnia o pieniądze, coś się nie spodoba w tym, jak pracuje opiekunka, albo ma problemy z pobytem w Polsce, i przy braku umowy praca może być zerwana praktycznie z dnia na dzień.

Mirosława Keryk: – Trzeba pamiętać, że tu chodzi o przestrzeń prywatną, domową. Tu nie wkroczy Państwowa Inspekcja Pracy ani żaden związek zawodowy.

Wyjść z ukrycia

Brak umowy i odpowiedniego zaplecza oraz zależność od polskich pracodawców sprawiają, że znaczna część nadużyć pozostaje w ukryciu. Same pracujące w polskich domach Ukrainki o złych doświadczeniach mówią niechętnie. – Jeśli coś się zdarzy, to mogę zrezygnować i szukać nowego domu. Bo gdzie mam pójść? – pyta retorycznie Oksana.

– Niewiele ukraińskich pomocy domowych chce zgłaszać nadużycia. Częściowo wynika to z nieznajomości swoich praw, one często nieuczciwe lub poniżające zachowanie pracodawcy przyjmują z dobrodziejstwem inwentarza, sądząc, że tak już jest – zwraca uwagę Mirosława Keryk. – Kiedyś prowadziliśmy warsztaty dla kobiet z Ukrainy na temat tego, czym jest przemoc. Wiele z nich było zdziwionych. „Przecież ja mam to ze swoim pracodawcą”, mówiły. Wcześniej uważały, że przemoc może być tylko fizyczna.

Zajęcia wykonywane przez pracownice i pracowników z Ukrainy podlegają swoistej hierarchizacji – najniżej plasują się prace przy zbiorach owoców. Najwyżej – w sektorze usług: fryzjerstwie, kosmetyce, hotelarstwie czy gastronomii. Po drodze są jeszcze budownictwo, produkcja i handel. Według portalu Money.pl liczba legalnie zatrudnionych pracowników z Ukrainy sięgnęła w 2017 r.
2 mln osób. Szacunki na rok 2018 mówiły o 3 mln. Mimo to pracowników zza wschodniej granicy wciąż jest za mało. „Pracownicy z Ukrainy zajmują miejsca w branżach, gdzie rąk do pracy brakuje – czytamy na portalu. – Dane ukraińskich urzędów mówią o tym, że w modelu idealnym do Polski mogłoby przyjechać łącznie 5,4 mln Ukraińców”. Niedostatek siły roboczej w niektórych sektorach sprawia, że sytuacja zatrudnionych legalnie Ukraińców powoli się polepsza – zarówno jeśli chodzi o wynagrodzenie, jak i o warunki pracy.

Zatrudniające obywateli Ukrainy przedsiębiorstwa podlegają Państwowej Inspekcji Pracy i kontroli fiskalnej. Jeżeli firma zatrudnia kogoś nielegalnie, może on się zgłosić np. do Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ukraińskich w Polsce. Gorzej wygląda sytuacja kobiet zatrudnianych przez osoby prywatne. A zdaniem Justyny Segeš-Frelak ukraińskie opiekunki osób starszych poza szarą strefę właściwie nie wychodzą. Zazwyczaj to początkowy etap pracy w Polsce. Im dłuższy pobyt, tym większy wybór. Po kilku latach niektórym udaje się zdobyć lepiej płatne i lżejsze zajęcia. W najlepszej sytuacji są zwykle opiekunki do dzieci – zatrudniającym je rodzicom zależy bowiem, żeby sprawdzona niania została u nich jak najdłużej. To tu najczęściej (choć i tak bardzo rzadko) się zdarza, że pracodawcy podpisują z ukraińską pracownicą umowę i odprowadzają składki na ZUS.

Praca na czarno również podlega prawom rynku – a największe zapotrzebowanie jest właśnie na opiekunki osób starszych. I będzie ono rosło, bo seniorów będzie coraz więcej, a publiczny system opieki jest niewydolny. Jak podaje GUS, w 2018 r. osób w wieku powyżej 70 lat było 4,3 mln, a w roku 2025 ma ich być już 5,6 mln. Koszty miesięcznego pobytu w domu opieki zaczynają się od 3 tys. zł, mniej więcej tyle samo płaci się przeciętnie opiekunce zatrudnionej legalnie. Ukraińskie opiekunki bez umowy zarabiają od 1,3 do 2 tys. zł, w zależności od miasta. Polki co najmniej 500 zł więcej.

Pracujące w Polsce Ukrainki i Białorusinki wypełniają potężną lukę w systemie opieki nad osobami starszymi. Pytanie, czy stać nas na to, żeby nie miały żadnych praw.

Fot. Fotolia

Wydanie: 05/2019, 2019

Kategorie: Kraj

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy