Niezłomny volksdeutsch

Niezłomny volksdeutsch

„Ogień” wyręczył władzę i zamordował „Mściciela” W ostatnim dniu drugiej tury ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej, 10 lipca, Andrzej Duda przybył do Dębicy i uklęknął przed znajdującym się na rynku pomnikiem upamiętniającym ostatnią w Polsce publiczną egzekucję działaczy podziemia antykomunistycznego. W tym miejscu 10 lipca 1946 r. zostali powieszeni trzej młodzi mężczyźni należący, jak napisano na obelisku, do oddziału Narodowych Sił Zbrojnych – Józef Grębosz „Pszczółka” (lat 25), Józef Kozłowski „Mruk” (lat 21) i Franciszek Noster „Bukiet” (lat 26). Wszyscy brali udział w zastrzeleniu komendanta posterunku MO w Domaradzu Mariana Urycia oraz zamordowaniu funkcjonariuszy UB z Dębicy Walentego Dzięgiela i Stanisława Kosydara, rozbrajali komisariaty MO, napadali na instytucje państwowe i grabili ludność cywilną. Poszli do lasu, bo uciekli przed wymiarem sprawiedliwości. Grębosz zdezerterował z wojska, Kozłowski z milicji, a Noster był poszukiwany za udział w zamordowaniu w czerwcu 1945 r. siedmiu Ukraińców w lesie koło Domaradza. W sądzie przyznali się do morderstw i grabieży. Ale przecież ci młodzi ludzie nie dokonywali tych czynów z własnej inicjatywy, ktoś dał im broń i wydawał rozkazy. Na pomniku napisane jest wyraźnie, że byli „z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych Jana Stefki »Mściciela«”. Dlatego prezydent Duda powinien się dowiedzieć, kim był Jan Stefko. Szubienica na rynku W południe 10 lipca 1946 r. wokół ustawionej na rynku wielkiej szubienicy zebrało się kilkaset osób, przyprowadzono również starsze klasy z miejscowego liceum. Ciężarówka ze skazańcami podjechała pod szubienicę; mieli zawiązane oczy i skrępowane z tyłu ręce. Gdy już kat założył im pętle na szyje, ciężarówka ruszyła i ich ciała zawisły. Potem ciężarówka znowu podjechała pod szubienicę i gdy lekarz stwierdził zgon, kat odciął sznury, a ciała powieszonych spadły na platformę. Samochód z ciałami krążył długo po Dębicy, bo władza chciała pokazać, że dla wrogów ustroju nie będzie żadnego pobłażania. Z tej egzekucji zachowało się tylko jedno zdjęcie, wykonane potajemnie z I piętra sąsiedniego budynku przez Józefa Steca „Joda”, który był członkiem Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Fotografia ta trafiła też do ONZ i została wykorzystana w raporcie na temat terroru komunistycznego w Polsce. Za upublicznienie tego zdjęcia w zagranicznej prasie Stec został skazany na siedem lat więzienia. Wiadomość o publicznej egzekucji w Dębicy trzech członków podziemnej organizacji szybko przedostała się na Zachód i wstrząsnęła opinią na całym świecie. W żadnym europejskim kraju nie wieszano już ludzi na oczach mieszkańców. Rząd polski został przez wiele krajów potępiony za stosowanie takich średniowiecznych praktyk. Dlatego była to przedostatnia w ogóle publiczna egzekucja w Polsce. Dziesięć dni później, 21 lipca 1946 r., miała zaś miejsce ostatnia publiczna egzekucja. Na stokach poznańskiej cytadeli 15 tys. osób obserwowało powieszenie Arthura Greisera, hitlerowskiego namiestnika tzw. Kraju Warty. Wkrótce potem, pod presją światowej opinii publicznej, ówczesny minister sprawiedliwości Henryk Świątkowski stwierdził, że już nigdy więcej nie będzie w Polsce publicznych egzekucji, i tak się stało. Oddział Jana Stefki „Mściciela” po trzech miesiącach działalności, 20 lutego 1946 r., został okrążony i rozbity podczas obławy w Grudnej; zginęło czterech jego ludzi, dziewięciu aresztowano. W trakcie rozprawy, która w trybie doraźnym toczyła się 24 i 25 czerwca przed Sądem Wojskowym w Rzeszowie, członkom oddziału udowodniono 25 napadów, pięć rozbrojeń posterunków MO i SB, cztery rozbrojenia żołnierzy WP, egzekucję dwóch pracowników UB i jednego komendanta MO. W czasie napadów rabunkowych ludzie Stefki bili mieszkańców, demolowali domy, zabierali wszystko – zegarki, pościel, ubrania, buty, garnki, żywność, kury, kaczki, świnie. Oprócz tej publicznej egzekucji wykonano w więzieniu wyroki śmierci na Janie Gomółce i Zygmuncie Ząbku. Pozostali otrzymali kary pozbawienia wolności od trzech do 15 lat. Sam Stefko uniknął aresztowania i zbiegł do oddziału Józefa Kurasia „Ognia”. Tam został zastrzelony przez samego „Ognia” lub z jego rozkazu – tego dokładnie nie wiadomo. Nie władza ludowa zlikwidowała zatem Jana Stefkę, ale „Ogień”. Jeden „wyklęty” zamordował drugiego „wyklętego”. Nazwisko Kurasia jest na monumencie w Zakopanem, Stefki – na pomniku w Dębicy. Niemiecki agent Jan Stefko urodził się w 1900 r. w powiecie bielskim, ukończył siedem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2021, 2021

Kategorie: Historia