Nieznośna lekkość kryminału

Nieznośna lekkość kryminału

Dlaczego dziś wielokrotnie łatwiej można trafić za kratki niż za Bieruta? Trudno nie cieszyć się z tego, że żyjemy w kraju demokratycznym, praworządnym, gdzie z jednej strony, wszelkie władze respektują nasze przywileje obywatelskie i wolności, a z drugiej, dbają o to, byśmy czuli się coraz bezpieczniej. Powinniśmy być dumni, że – jak zapewniają różne autorytety moralne – sfera swobód osobistych jest coraz szersza, a jeśli ktoś łomoce do naszych drzwi o szóstej rano, to musi to być niechybnie mleczarz (oczywiście z wyjątkiem okresu, gdy ministrem sprawiedliwości był krwiożerczy Ziobro, oraz z tą poprawką, że, jak wiadomo, mleka już od lat nikt nie roznosi). Biorąc to wszystko pod uwagę, zdziwienie musi budzić fakt, że w dobie rozkwitu swobód i wolności, pod rządami władzy liberalnej i nieopresywnej, lecz wdrażającej politykę miłości, liczba wyroków skazujących za przestępstwa karne jest ponadtrzykrotnie wyższa niż w mrocznym apogeum stalinowskiego bezprawia! A przecież były to czasy szalejącego terroru sowieckiego, samo jądro ciemności nieludzkiego i krwiożerczego systemu, gdy jednostka była zerem i bzdurą i nikt nie ważył się iść prawą. Statystyki, sporządzone przez demokratyczne Ministerstwo Sprawiedliwości III RP, a nie przez żaden kłamliwy aparat komunistycznej propagandy, nie pozostawiają jednak wątpliwości (tabelka s. 25). Porównajmy więc: w 2008 r. (już po Ziobrze) – sądy skazały prawie 421 tys. osób. W 1951 r., gdy srożyli się Stalin, Bierut i Romkowski z Wozniesienskim, niespełna 137 tys. W intencji łagodnego wyroku Czy rzeczywiście sędziowie są dziś znacznie surowsi niż kiedyś? – Niektórzy oskarżeni i ich bliscy chodzili do kościoła, żeby tylko ich sprawa nie trafiła do mnie. Chcę być jednak przede wszystkim sędzią sprawiedliwym, a nie surowym czy łagodnym – mówi Anna Maria Wesołowska, najpopularniejsza polska sędzia. Jej zdaniem, sugestie, by karać ostrzej, nie są niczym niezwykłym. – Owszem, co jakiś czas pojawiają się naciski na zaostrzanie polityki karnej. I bardzo dobrze, może to niektórych trochę przestraszy, więcej się wtedy mówi o zwalczaniu przestępczości – uważa pani sędzia. Samymi naciskami nie można jednak wytłumaczyć łamańców w polityce karania, z jakimi mieliśmy do czynienia w naszej historii najnowszej. W najciemniejszym mroku nocy stanu wojennego, w 1982 r., liczba skazań w sprawach karnych była mniejsza niż za czasów premiera Jana Olszewskiego, który w sejmowym exposé zapowiedział łagodne rządy. W ostatnim roku komuny, gdy obywatele wreszcie powiedzieli „dość” antydemokratycznemu systemowi i postanowili, że od tej pory człowiek będzie podmiotem, a nie przedmiotem, skazano zaledwie 93 tys. osób. Potem przyszedł plan Balcerowicza i w 1991 r. było już ponad 152 tys. skazanych. Biedzie zawsze towarzyszy przestępczość. – Po roku 1990 jakiś procent społeczeństwa nie ma faktycznie środków do życia, a rząd „rżnie głupa” i udaje, że tego nie widzi. A przecież ci ludzie muszą z czegoś żyć – mówi Kazimierz Olejnik, były zastępca prokuratora generalnego. Nieco później, gdy lewica zabrała się do przywracania godności człowiekowi, liczba skazań podskoczyła z 365 tys. w 2002 r. do 513 tys. w 2004 r. (absolutny rekord). Tymczasem pod rządami Gomułki, uznawanego za satrapę mającego demokrację w nikłym poważaniu, ludzi wprawdzie najpierw skazywano chętniej (w latach 1957-1961 wzrost ze 177 tys. do 328 tys.), ale potem nastąpił spadek aż o ponad połowę, do 151 tys. w 1969 r. Do krainy łagodności Czyżby więc polityka karna „za komuny” stanowiła niemal krainę łagodności w porównaniu z tym, co dzieje się dziś? Były w tych czasach oczywiście wyroki śmierci, których nie wydaje się od 22 lat – np. na najwyższy wymiar kary skazano w 1948 r. aż 311 osób, gdy w 1987 r. tylko siedem. Były sfingowane procesy i tortury. – Wtedy jednak interesowano się głównie tymi, którzy albo walczyli z ustrojem, albo bronili ustroju. „Drobnicą” raczej nie zajmowano się w sensie karnym – wskazuje prok. Olejnik. Człowiek, który nie dopuszczał się najpoważniejszych przestępstw i nie walczył czynnie z „władzą ludową”, miał zatem znacznie mniejsze szanse trafić za kratki niż obecnie. Zresztą i surowymi karami generalnie szafowano wówczas oględniej – przykładowo w 1970 r. tylko 30 osób skazano na 25 lat więzienia. W 2003 r. – już 91. Porządek panował w Polsce Wielokrotny wzrost liczby wyroków wydawanych przez sądy karne – np. w 2008 r. skazano

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2010, 2010

Kategorie: Kraj