Niezręcznik dyplomatyczny

Niezręcznik dyplomatyczny

Czego w starciach polemicznych boją się atakowani? Celnej riposty. Poczucie humoru jest bronią straszną Dyplomacja to sztuka unikania konfliktów. Opasłe podręczniki dyplomacji podają inne definicje. Ale niezręcznikowa jest najbardziej praktyczna. Sztuka unikania konfliktów winna być umiejętnością polityków. Jak unikać sprzeczności, rządząc? Rządząc supermocarstwem? Z ponurą, zbolałą miną czy z uśmiechem? Poczucie humoru nie odnosi się do państwa, chyba że od drugiej strony, kiedy władza jest śmieszna. Mając pogodny wyraz twarzy, który zapowiada niechęć do kosztownych starć, osiągnie się więcej niż z zaciętymi ustami. Albowiem najdroższy pokój jest tańszy od najtańszej wojny. (…) Podczas egzaminu resortowego z języka angielskiego – trudniejszy to egzamin od państwowego – pada pytanie, czy humor przydaje się w dyplomacji. Intuicja mówi, że nie, bo w Anglii dyplomata nie może opowiadać dowcipów, chyba że angielskie. Ale przekora podpowiada, że tak, bo egzaminuje młoda, uśmiechnięta lektorka. „Nie” znaczy „być może”, a „być może” znaczy „tak”, co w dyplomacji nieraz się zdarza. Jestem za, a nawet przeciw, jak powiedział genialny Majsterkowicz Językowy. (…) Humor angielski czy raczej angielski styl dyplomacji nie jest jedyną szkołą w Europie. Tradycyjnie mieliśmy na kontynencie szkoły wielkich mocarstw: francuską (Talleyrand) i austriacką (Metternich). Obydwie polegały na przeniewierstwie (zwłaszcza Talleyranda) i „ciemnych komnatach”, czyli wynalazku poczty w Wiedniu polegającym na czytaniu cudzej korespondencji. W XX w., poza brytyjską, dołączyły do tradycji dwie kolejne szkoły supermocarstw: amerykańska (John Foster Dulles, Henry Kissinger i Zbigniew Brzeziński) oraz sowiecka (Andriej Gromyko). Amerykanie stawiali na wywiad (Dulles), a Amerykanie z pierwszego pokolenia i z tytułami profesorskimi oraz wybitnym dorobkiem książkowym – na przewagę intelektu w zmaganiach zimnowojennych. Dyplomacja Gromyki sprowadzała się natomiast do jednego słowa: Niet! W szkole francuskiej zawsze liczyło się poczucie humoru, w austriackiej – nigdy. W amerykańskiej mamy bibliotekę gaf, w sowieckiej zaś – archiwum KGB. Czego w starciach polemicznych boją się atakowani politycy, autorzy publikacji lub wypowiedzi? Celnego, dowcipnego sztychu riposty. Poczucie humoru jest bronią straszną. Dziś wszak na polu bitwy, jak w Iraku, gdzie rozgrywa się sprawa przyszłości tego kraju, a może i całego Bliskiego Wschodu, trudno Irakijczykom słuchać z uwagą czegoś śmiesznego. Zresztą ludy azjatyckie pozbawione są na ogół poczucia humoru, jeśli zaś je mają, to bardzo rzadko robią z niego użytek. W Indiach nie opowiada się dowcipów. Czasami rysuje się je w formie karykatury. Ale w towarzyskich rozmowach nie istnieje coś takiego jak „kawał”. A jeśli już ktoś stara się opowiedzieć Azjacie coś śmiesznego, będzie to musiał potem wytłumaczyć. (…) Humory w Białym Domu Drugi prezydent Stanów Zjednoczonych, John Adams, człowiek złoś­liwy, lecz pozbawiony poczucia humoru, co czyni złośliwość przywarą nie do zniesienia, był wiernym czytelnikiem Biblii. (…) Harry Truman powiedział w roku 1955, trzy lata po zakończeniu prezydentury: „Każdy, kto byłby na moim stanowisku, a nie miał poczucia humoru, długo nie pozostałby w Białym Domu”. Truman, notabene, poczucia humoru nie miał za grosz. „Humory” w znaczeniu staroświeckim opisywały prezydenta Adamsa bardzo dobrze. Były to płyny, większość z nich zła: krew, flegma oraz żółć czarna i żółta. Żółcie przeważały najwyraźniej w organizmie Adamsa. Teoria humorów mówiła o usposobieniu, lecz także o smaku, gustach, dowcipie, nastroju… Nixon był ponurakiem. O Kennedym mówił językiem dorożkarza. Jedyne dowcipy, jakie lubił, zaprawione były zapaszkiem antysemityzmu. Przegrał z Kennedym mniejszością szesnastu setnych procent, a wygrał z Humphreyem siedmioma dziesiątymi procent. Inna rzecz, iż to nic nie znaczy, bo prezydenta wybiera kolegium elektorskie. Kiedy zapytałem w Delhi ambasadora USA, Richarda Celeste’a, wcześniej dwukrotnego gubernatora stanu Ohio, kto będzie rządził w Białym Domu, Dick odrzekł: „Wybory wygra Al Gore, ale prezydentem będzie Bush”. Gafy Nixona to przysłowiowa kopalnia bzdur. Na pogrzebie prezydenta Pompidou powiedział: „To wielki dzień dla Francji”. Po jeździe samochodem z Breżniewem, kiedy ten szalał za kierownicą w Camp David, Nixon napisał w notatkach do swoich pamiętników: „Dyplomacja jest trudną sztuką”. Podczas wizyty w Izraelu, tuż po powierzeniu stanowiska

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2015, 2015

Kategorie: Obserwacje