Nim przyjdą chłopcy z pochodniami… – rozmowa z Bogusławem Ziętkiem
Jeżeli my wszyscy nie zaangażujemy się w ten rodzący się ruch protestu, beneficjentem będzie PiS 1 maja zrezygnował pan z przewodniczenia Polskiej Partii Pracy-Sierpień 80. Dlaczego? – Ponieważ to, co się dzieje na lewicy, jest bezwartościowe programowo. Lewica jest bezpłodna. Marnuje czas i potencjał, tocząc bezsensowne spory personalne: kto i gdzie będzie 1 maja, kto i gdzie będzie 16 czerwca. A to nikogo nie obchodzi. Natomiast programowo nie ma nic do zaproponowania ani wyborcom, ani społeczeństwu. Jest martwa. Udział w tego typu przepychankach nie ma żadnego znaczenia. Wszystkie ideowe środowiska lewicy zostały zmarginalizowane albo zniszczone. Te, które pozostały, są bezideowe. Nie ma w nich żadnego życia. Z szumem przygotowywany kongres programowy lewicy bardziej przypomina galerię figur woskowych Madame Tussaud niż rzeczywiście programową imprezę, na której urodzi się coś wartościowego dla społeczeństwa. Przecież nie od dzisiaj ta lewica jest jałowa. Skąd więc rezygnacja akurat teraz? – Nadzieje na to, że będzie inaczej, runęły. Za chwilę będziemy mieli kolejny tour wyborczy do Parlamentu Europejskiego, potem do samorządów, do parlamentu krajowego, gdzie lewica zostanie zmarginalizowana. Będzie tylko światłem odbitym partii głównego nurtu, PiS i PO. Wybory wygra Kaczyński, a lewica dalej będzie toczyć między sobą śmiertelny bój o to, kto jest ważniejszy na skraju tego marginesu. Moje środowisko ma ogromne dokonania, jeśli chodzi o kwestie programowe. Te zawsze były dla nas najważniejsze. My się obroniliśmy w tej sprawie. W jaki sposób, bo jednak wciąż działa pan na marginesie oficjalnego nurtu lewicy? – Przedstawialiśmy ważne społecznie kwestie programowe. Związane z umowami śmieciowymi, które są dziś zmorą młodego pokolenia. Z obroną praw i interesów pracowniczych bądź z wykluczeniem społecznym. Proponowaliśmy stworzenie specjalnych programów dla ludzi z terenów objętych szczególnym zagrożeniem: ubóstwem, bezrobociem, beznadzieją. Programów, które traktują politykę społeczną państwa jako inwestycję w rozwój, a nie zbędny koszt. Chroniących miejsca pracy, likwidujących bezrobocie, dających szanse na rozwój ludziom młodym, pozostającym na krawędzi egzystencji, np. mieszkańcom popegeerowskich wsi. Związanych z tanim, łatwo dostępnym dla młodych budownictwem mieszkaniowym – milion nowych mieszkań w ciągu pięciu lat. Przedstawiliśmy w tych sprawach kompletny program. Nie stać na to dużych partii, mieniących się lewicowymi. To samo dotyczy wielu innych kwestii, choćby z zakresu publicznej służby zdrowia czy naszej ostatniej kampanii, która odbiła się echem w całym kraju – na temat bezpłatnej komunikacji miejskiej. Prezentujemy pewną zwartą filozofię lewicowego myślenia, zasad i wartości, których podstawą jest wrażliwość społeczna, wspólnotowość oraz idea, że człowiek jest jeden dla drugiego, a nie jeden przeciwko drugiemu. Z tego względu nie znajdujemy dla siebie miejsca w dyskusji, którą obecnie zajmują się partie parlamentarne. Te ważne programowo elementy mogły stworzyć nową jakość na lewicy. Nie widać nadziei na odrodzenie się lewicy w polskim parlamencie? – Niestety nie. Świadczą o tym bezsensowne spory personalne. Trudno mieć nadzieję, że lewica odrodzi się pod przywództwem Leszka Millera. Przecież jego koncepcje programowe runęły w gruzy i wcale nie chodzi o jego start z list Samoobrony, lecz o to, czy na czele lewicy może stać osoba, która mając realny wpływ na władzę, popierała podatek liniowy, uelastycznienie kodeksu pracy, agresje w Afganistanie i Iraku, zajmuje też kompromitujące stanowisko w sprawie torturowania więźniów CIA przetrzymywanych w Polsce. Z drugiej strony jest Ruch Palikota i sam Janusz Palikot, dla którego mam szacunek za jego dokonania w zakresie przełamywania pewnych stereotypów i barier w sferze wolnościowej. Zabrnął on jednak w ślepy zaułek, zupełnie nie rozumiejąc kwestii społecznych, czego dowodem była katastrofalna pomyłka w sprawie głosowania nad ustawą podwyższającą wiek emerytalny do 67 lat. Do ostatniego momentu usiłowałem przekonać Janusza Palikota do innego głosowania, ale presja jego klubu parlamentarnego spowodowała, że ten błąd został popełniony, a nadzieje na odbudowę polskiej lewicy na bazie tej formacji prawdopodobnie stracone. Palikot kalkulował, że ludzie szybko o tym zapomną, ale takich rzeczy politykom się nie zapomina i nie wybacza. Każdemu politykowi lewicy można zarzucić, że jest zbyt mało lewicowy. Tylko nic z tego nie wynika. – Gdyby to wszystko miało








