Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Pierwsza decyzja kadrowa nowego ministra to powrót ambasadora Tadeusza Pawlaka z Białorusi. Oto możemy obserwować poligon zmagań między zawodową dyplomacją a chłopcami z PiS.
Ci chłopcy z PiS, Marek Bućko i Andrzej Czuchryta, przyszli do MSZ z zewnątrz, nie pracowali wcześniej w dyplomacji. Bućko jest rusycystą, w ambasadzie zajmował się kontaktami z białoruską opozycją. Czuchryta to… marynarz.
Ważniejszy jest Bućko, który był zastępcą ambasadora, ale po pięciu latach musiał wrócić do kraju, bo jego wyjazdu zażądali Białorusini. Po przyjeździe do Warszawy, jako bohater i osoba prześladowana przez Łukaszenkę, zaczął atakować ambasadora Pawlaka i prezentować własną wizję polityki wschodniej.
Po kilku takich występach Bućce w MSZ podziękowali. Wtedy w jego obronie wystąpili politycy PiS. Powód tej gorliwości wkrótce okazał się jasny – Bućko podjął pracę w Biurze Prezydenta Warszawy, Lecha Kaczyńskiego. I stamtąd wciąż nie ustawał w atakach na ambasadora i MSZ. Jego wizja polityki zagranicznej była prosta jak konstrukcja cepa: trzeba wyrzucić z Białorusi zawodowych dyplomatów, bo za mało angażują się w sprawy opozycji i Związku Polaków, i wysłać bućkopodobnych. A potem wszyscy razem powinni obalić Łukaszenkę. O takich zadaniach dyplomacji, jak „negocier, observer, proteger” nie słyszał. No bo gdzie miał usłyszeć…
Pomińmy realność takiego planu. No i fakt, że już na sam pomysł jego realizacji Łukaszenka zareagował jak to on – represjami wobec Związku Polaków na Białorusi, praktycznym jego rozwiązaniem, odcięciem Polaków z Grodna od polskich mediów. I antypolską kampanią w łukaszenkowskich mediach.
Ale, okazuje się, koziołków w naszej dyplomacji nie brakuje. Bo oto w czasie gdy Pawlak przebywał w Warszawie na konsultacjach, uaktywnił się w naszej ambasadzie niejaki Andrzej Czuchryta. On poczuł wiatr historii. Trochę za mocno, bo gdy pojechał z attaché wojskowym i kombatantami na uroczystości bitwy pod Lenino, spił się do nieprzytomności. Trzeba było wyciągać go z samochodu.
Ambasador Pawlak (to łagodność go zgubiła) postanowił więc, przypominając sobie, że i Bućce zdarzały się parodniówki, pozbyć się pijaka. Ale to już było po wyborach, więc zaraz – i na Białorusi, i w Warszawie – zaczęto go atakować. Że jest niedynamiczny i że woli rozmawiać z władzami niż z opozycją (tego akurat najbardziej zazdrościli mu ambasadorzy unijni…). Takie głupie zarzuty zaczęto powtarzać w polskich mediach. Pawlak napisał więc do Mellera list, w którym wyłuszczył swoje stanowisko. Oczekuję – napisał – że minister stanie w mojej obronie, bo ataki podważają autorytet ambasadora RP. A jeżeli MSZ nie zamierza reagować, wtedy podam się do dymisji.
List dotarł do MSZ w czwartek 3 listopada, a w piątek – trzeba trafu – już o dymisji trąbiły media. W poniedziałek o sprawie wypowiedział się Meller, ale na okrągło. We wtorek ogłosił, że dymisję przyjmuje. I wyznaczył Pawlakowi termin powrotu – tydzień.
Wielka to radość dla Bućki. W MSZ, zdaje się, rozum śpi.

Wydanie: 2005, 47/2005

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy