Panowie z IPN za pomocą gazety „Rzeczpospolita” zlustrowali ambasadora w Moskwie Tomasza Turowskiego. I to jak! Otóż ujawniono materiały z – jak możemy się domyślać – tzw. zbioru zastrzeżonego, z których wynika, że Turowski był agentem wywiadu PRL uplasowanym w Watykanie. Najpierw w siedzibie jezuitów, a potem w kręgach emigracji. Był jednocześnie specjalistą od Wschodu. Spraw ZSRR i Rosji uczył się w Watykanie, a potem kontynuował to wszystko w III RP. No, bardzo to ciekawe, a teraz zastanówmy się nad paroma sprawami, które „Rz” pomija. Po pierwsze, frapujące jest zainteresowanie polskiego (w czasach PRL) wywiadu sprawami Wschodu i wschodniej aktywności Watykanu. I aż się prosi zadać w tym momencie pytanie: czy było to zainteresowanie natury ofensywnej, czy defensywnej. Defensywa – wiadomo – wysyłamy naszego agenta po to, by podpatrywał naszych wrogów, co tam knują przeciwko nam i naszym przyjaciołom. Ofensywa – to jest już bardziej skomplikowana sprawa. W tym przypadku tłumaczyłaby się w ten sposób – ponieważ nie mamy możliwości szpiegowania naszych „przyjaciół”, żadnych agentów wysyłać do nich nie możemy, wysyłamy swego człowieka w takie miejsce, gdzie będzie mógł pozyskiwać na temat „przyjaciół” interesujące nas informacje. Ciekawe bardzo, w jakiej roli Turowski występował… W każdym razie nabrał doświadczenia sowietologa, osoby znającej się na Rosji. A takich osób za wiele nie mamy. I w tym momencie nasuwa się pytanie numer 2: czy to przypadek, że Turowski został ujawniony właśnie teraz? Jeżeli przypadek, to nie ma o czym mówić. Stało się, bęc. Ale załóżmy, że to nie było przypadkowe… Przypomnijmy: materiały dotyczące naszego bohatera spoczywały w tzw. zbiorze zastrzeżonym. To zbiór materiałów dotyczących osób, które były związane z naszymi służbami specjalnymi w czasach Polski Ludowej i związane są teraz. Wynika więc z tego, że Turowski przeszedł po roku 1989 weryfikację i nowe służby, UOP, przyjęły go do siebie. Uznano, że i on, i jego wiedza nowej Polsce się przydadzą. Potem, w roku 1993, skierowano go do pracy w MSZ. No i przez lat 17 tu pracował, będąc m.in. zastępcą ambasadora w Moskwie i ambasadorem na Kubie. A teraz taki strzał! Oczywiście, jeżeli Turowski pracował dla naszego wywiadu po roku 1989 (a pracował, bo inaczej jego dokumenty nie trafiłyby do zbioru zastrzeżonego, tylko do zwykłych zbiorów IPN, no i pewnie do MSZ też by się nie dostał…), to znaczy, że pracował dla wszystkich ekip aż po tę dzisiejszą. Dlaczego więc ekipa Kaczyńskiego, gdy była u władzy, krzywdy mu nie zrobiła? A dlaczego zrobiła mu teraz? Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że IPN PiS-owcami stoi? Odpowiedź chyba jest prosta – by zaszkodzić obecnej polityce polsko-rosyjskiej i jednemu z tych, którzy ją realizowali. Zobaczcie, Rosjanie, z jakim typem pracowaliście! Zobaczcie, Polacy (ci prawdziwi), kto był jednym z wykonawców polsko-rosyjskiego détente! Musi agent… By znów zamieszać, wywołać skandal. Ta intryga wydaje się grubymi nićmi szyta. Szkoda tylko, że do tego poziomu dołączyło nasze MSZ, którego rzecznik schował głowę w piasek i stwierdził, że Turowski i tak miał być z Moskwy lada chwila odwołany. Mało inteligentnie. Jak zwykle. Attaché Share this: Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on X (Opens in new window) X Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email Click to print (Opens in new window) Print