Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

W jesiennej atmosferze kilku dżentelmenów próbowało dociec, skąd się biorą różne MSZ-owskie pomysły, żeby czyścić, wyrzucać, zwłaszcza tych najbardziej doświadczonych. Teorii wyjaśniających takie zachowanie jest wiele. Najprostsza mówi, że to zwykła walka pokoleniowa o stołki. Ale minister Sikorski nie musi już walczyć o stołek, bo go ma. Powinno mu raczej zależeć na tym, żeby instytucja, którą kieruje, działała sprawnie. A osiągnie to, mając sprawnych urzędników. To logiczne. Jak więc wytłumaczyć fakt, że odsyła na zieloną trawkę tak wielu dobrych dyplomatów? Odpowiedź jest prosta – najwyraźniej inaczej postrzega sprawność działania, niż do tej pory było to przyjęte. Nawiasem mówiąc, nie jest to nowość. W historii MSZ, także tej pisanej w III RP, były już etapy, kiedy przychodził nowy minister i głośno lamentował nad kadrową mizerią ministerstwa. Tak było za ministra Skubiszewskiego. Tak było w czasach Władysława Bartoszewskiego, który mówił, że ma w MSZ „siano”. Tak też było za Anny Fotygi. A kogo oni potrafili ściągnąć do MSZ? Za ministra Sikorskiego modne było stwierdzenie, które przypisywano dyrektorowi generalnemu Rafałowi Wiśniewskiemu – że w MSZ mamy dyplomację epoki kamienia łupanego. Więc żeby ją przystosować do XXI w., podjęto dwa rodzaje działań. Po pierwsze, przebudowę kadrową, po drugie – sprzętową. MSZ zarzucone

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2011, 38/2011

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché