19 listopada Unia Europejska ma wybierać swego prezydenta i ministra spraw zagranicznych. To jest bardzo skomplikowana operacja, i polityczna, i dyplomatyczna; chodzi o to, żeby znaleźć równowagę między bogatymi i biednymi (w Unii), Północą i Południem, starymi i nowymi, dużymi i małymi. Tu się raczej trzyma karty przy orderach, tu są delikatne gry. No i proszę – Jan Tombiński, ojciec gromady dzieci, walnął jak Kaczyński – że Polska jest przeciwko Massimowi d’Alemie, byłemu premierowi Włoch, na stanowisku szefa unijnej dyplomacji, bo ma on „komunistyczną przeszłość”. Człowiek tego słucha i zastanawia się, gdzie uciekł rozum. My sami parokrotnie już forsowaliśmy kandydatów z tak rozumianą „komunistyczną przeszłością” i jakoś nam to nie przeszkadzało. Europie też to nie przeszkadza. No i jeszcze jedno – czy Tombiński wie coś więcej o Włoskiej Partii Komunistycznej, eurokomunizmie, no i samym Alemie? Zdaje się, że gruboskórność stanie się niedługo znakiem firmowym polskiej dyplomacji. W tej dziedzinie Pałac Prezydencki nie jest gorszy od MSZ. Nasz prezydent zastanawia się wciąż, czy pojedzie na szczyt Unii, czy nie. Poza tym straszy dyktatem największych państw Unii. Gorszy go, że inni się dogadują. A sam nie może? O prezydenckich umiejętnościach dogadywania się i nierobienia sobie wrogów niech świadczy kolejny przykład. Gdy nie tak dawno opuszczał Warszawę – z powodu zakończenia misji – ambasador USA, prezydent nie znalazł czasu, by z nim zamienić parę słów. Przyjął więc ambasadora prezydencki minister Mariusz Handzlik. Taki zaszczyt mu uczynił. Jak państwo myślicie – z jaką opinią o Polsce wrócił ambasador do swego kraju? Podobnie rzecz się ma z ambasadorami, którzy jeszcze do Polski nie wjechali. Przygody spotkały ambasadorów Kanady i Austrii, którym Kancelaria Prezydenta dwukrotnie przesuwała termin wręczania listów uwierzytelniających. I to raz w ostatniej chwili. Czy takie zachowanie jest poważne? Wiadomo, mamy prezydenta, który najbardziej lubi historyczne pogadanki i przytakiwanie bratu – ale czy nie ma nikogo, kto by mu wytłumaczył, że od tego, jak wypełnia swoje obowiązki, w dużym stopniu zależy obraz Polski w świecie? Wróćmy do wypełniania obowiązków – zmiana nastąpiła na stanowisku dyrektora Departamentu Ameryki. Jest nim teraz Wojciech Ponikiewski, jego poprzednik jedzie na placówkę (ale nie jako ambasador). Ponikiewski wystartował na stanowisko w MSZ-etowskim konkursie. Co prawda, raczej lepiej zna się na dyplomacji wielostronnej, był dyrektorem Departamentu ONZ, ale doświadczeni ludzie w ministerstwie twierdzą, że szybko nadrobi braki wiedzy, jeśli chodzi o sprawy USA i rozbrojenia. Jeżeli tak – to dobrze. To i minister Sikorski, i MSZ będą mieć z niego pożytek. Attaché PS. O ho, ho, ależ telefonów dostaliśmy! Ze sprostowaniem. Że święto milicji i SB było nie w kwietniu, tylko 7 października, miesiąc po reformie rolnej. No przecież! To zresztą był piękny miesiąc, bo 2 października mieliśmy święto Wojska Polskiego. Do tego rotacja była zamknięta, kto miał wyjechać, ten wyjechał, kto wrócić, to wrócił, o nowym rozdaniu jeszcze nie myślano… Panowała więc miła, świąteczna atmosfera. Do Nowego Roku… Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj









