Nowa normalność

Nowa normalność

Doctors and nurses are working hard to treat corona virus/covid-19 infected patients in the ICU/ hospital.

Świat nie jest jeszcze w stanie pomóc pacjentom z przewlekłymi konsekwencjami koronawirusa Rok temu wziął nas wszystkich z zaskoczenia. Pojawił się znikąd, w ciągu kilku tygodni ogarnął całą planetę i pokazał, jak łatwo zachwiać fundamentami naszej cywilizacji. Uderzył jednocześnie w dwa najczulsze punkty – zdrowie mas i publiczną opiekę zdrowotną. Najbogatsze kraje świata, chełpiące się bogactwem badawczym i zaawansowanymi technologiami, zapadały się pod jego ciężarem. Przepełnione szpitale, braki sprzętowe, karetki wożące pacjentów setki kilometrów w poszukiwaniu wolnego łóżka. Tysiące odwołanych wizyt u lekarza, iluzja zdalnego badania. Najwyższe od czasów wielkich wojen statystyki zgonów. I coraz powszechniejsze przekonanie, że kto z wirusem trafi do szpitala, ten już z niego nie wyjdzie. To krótki opis spustoszenia, którego COVID-19 dokonał w systemach opieki zdrowotnej jak świat długi i szeroki. Mimo to teraz, kiedy mamy już kilka działających szczepionek, a kampanie ich podawania wreszcie zaczynają osiągać przyzwoite tempo, łatwo popaść w przesadny optymizm odnośnie do końca pandemii. Wprawdzie raz na jakiś czas znajdzie się ostrożny ekspert, który alarmującym tonem rzuci hasło, że „koronawirus zostanie z nami na zawsze”, ale wielu z nas przed tymi słowami robi mniej lub bardziej świadomy unik. Coraz częściej projektujemy naszą nową normalność – świat, w którym może zaraza istnieje obok nas, lecz na pewno już nie w nas. Problem w tym, że dla milionów ludzi na całym świecie słowa te nigdy nie okażą się prawdą. Słabsze serce, płuca, mózg Ostatnie 12 miesięcy wykształciło obraz typowego pacjenta, który zakażenie koronawirusem przechodzi co najmniej ciężko. To z reguły osoba starsza niż 65 lat, z chorobami współistniejącymi, której odporność jest obniżona z powodu długotrwałych terapii lekowych lub złych nawyków, takich jak palenie papierosów. Tak zresztą na początku świat myślał o covidzie. Przedstawiano go jako chorobę szczególnie groźną dla ludzi zaawansowanych wiekowo, młodym miała specjalnej krzywdy nie robić. Jednak mylne przede wszystkim okazały się diagnozy co do jej trwania i późniejszych konsekwencji. 6 marca ub.r. Światowa Organizacja Zdrowia wydała jedną z pierwszych broszur na temat COVID-19, informując, że ok. 80% zarażonych przechodzi infekcję całkowicie bezobjawowo lub z symptomami mało uciążliwymi. Po jej zakończeniu dojście do pełnej sprawności miało zajmować mniej więcej dwa tygodnie. Trudno w tej chwili spekulować, czy tamte wskazania WHO oparte były na realnym stanie wiedzy, porównaniach z innymi chorobami zakaźnymi (głównie grypą), czy stanowiły przykład myślenia życzeniowego. Faktem jest, że błyskawicznie się zdezaktualizowały. Niemal równo trzy miesiące później zespół naukowców ze szpitala klinicznego Gemelli w Rzymie opublikował pierwsze szerokie badanie stanu zdrowia włoskich pacjentów hospitalizowanych z powodu koronawirusa. Spośród 143 pacjentów spełniających normy WHO do bycia tzw. ozdrowieńcem (trzy dni bez gorączki, ustąpienie pozostałych symptomów, dwa negatywne testy na obecność wirusa oddzielone od siebie 24-godzinną przerwą) aż 125 (87%) odczuwało przynajmniej jeden z głównych objawów aż do dwóch miesięcy po wypisaniu ze szpitala. Inne badanie, przeprowadzone przez zespół kardiologów ze Szpitala Uniwersyteckiego we Frankfurcie nad Menem, wykazało aż u 78% pacjentów nieprawidłowości w funkcjonowaniu układu krążenia i pracy serca występujące nawet 90 dni po przechorowaniu covidu. Wymienianie podobnych raportów badawczych i publikacji w renomowanych periodykach mogłoby wypełnić resztę tego tekstu. Niemal wszędzie pojawiały się wysokie odsetki, zmieniały się tylko konsekwencje zdrowotne. Słabsze serce, obniżona wydolność płuc, ograniczona mobilność, miejscowe niedowłady. Ale też olbrzymie problemy z koncentracją, krótkotrwałe zaniki pamięci, znaczne spowolnienie tempa pracy intelektualnej. Stany lękowe, zespół stresu pourazowego, ogólne pogorszenie się kondycji psychicznej. Im dłużej żyliśmy z wirusem, tym jego długotrwałe ślady stawały się coraz trudniejsze do zanegowania. W październiku wyniki swojego programu obserwacji pacjentów zarażonych SARS-CoV-2 ogłosili lekarze z sieci szpitali publicznych w Chicago. U 40% pacjentów stwierdzono długotrwałe konsekwencje neurologiczne, a u 30% zmniejszyły się zdolności poznawcze. Ktoś nie umie już ugotować potraw, które przygotowywał od kilkunastu lat. Inni kilka godzin odpisują na służbowy mejl. Zapominają, dlaczego przed chwilą wzięli do ręki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2021, 2021

Kategorie: Zdrowie