Azjatycki model rozwoju podoba się nowym afrykańskim rządom, ale ludzie boją się konkurencji Chińczyków Egzotyczny Madagaskar, czwarta co do wielkości wyspa świata, położona w zachodniej części Oceanu Indyjskiego, znany był dotąd głównie z folderów turystycznych. Jednak ostatnio z ojczyzny lemurów i wanilii gazety i telewizje podawały dramatyczne wieści o krwawo tłumionych przez rząd rozruchach, w których zginęło kilkuset ludzi. O przewrocie wojskowym, nowym prezydencie i zaocznym skazaniu byłego prezydenta, Marca Ravalomanany, na cztery lata więzienia. Za korupcję przy zakupie prezydenckiego odrzutowca, który kosztował ponoć 60 mln dol. „Były prezydent mieszał publiczne z prywatnym”, stwierdził sąd w Antananarywie, stolicy wyspy. Daewoo kupuje Madagaskar O prawdziwej przyczynie buntu opozycji i wojska na Madagaskarze wyrok nie wspomina. Zresztą Ravalomanana nie został o to formalnie oskarżony. Naprawdę zaś bunt wybuchł na Madagaskarze nie z powodu prowizji, jaką zainkasował prezydent przy zakupie odrzutowca, lecz z powodu nieco większej transakcji. Ravalomanana próbował – i prawie mu się to udało – sprzedać pewnemu zagranicznemu konsorcjum niemal połowę terenów uprawnych na wyspie. Dla tego konsorcjum celem strategicznym było zapewnienie własnemu krajowi, gdzie brakuje ziemi uprawnej, zaopatrzenia w żywność i stworzenie miejsc pracy dla własnych bezrobotnych. Kontrakt, który wspierane przez rząd Korei Południowej konsorcjum Daewoo Logistics – część Daewoo zajmująca się produkcją i handlem artykułami rolnymi – miało podpisać z rządem, dotyczył 99-letniej dzierżawy obszaru równego połowie Belgii – 1,3 mln ha gruntów pod uprawę kukurydzy, ryżu i palm kokosowych do wyrobu oleju dieslowskiego. W ten sposób Korea chciała zredukować o połowę drogi import kukurydzy z USA. Na wyspie, na której przeciętny dochód na mieszkańca wynosi niespełna dolara dziennie (320 dol. rocznie), realna groźba zajęcia co lepszych gruntów przez cudzoziemców, i to na cztery pokolenia, nie mogła nie wywołać paniki. Zwłaszcza że na Madagaskarze, jak w wielu innych krajach Afryki, rolnicy nie mają na ogół aktów własności ziemi uprawianej od pokoleń prawem tradycji i zasiedzenia. Przy zawieraniu transakcji z Daewoo Logistics prezydent mógł więc w praktyce dysponować całą ziemią. Koreańczykom jednak się nie powiodło. Paradoks sudański Proces wykupywania, dzierżawienia lub nabywania na warunkach leasingowych olbrzymich połaci ziemi w Afryce w obliczu kryzysu żywnościowego, jaki już się zaczął, jest w pełnym toku. Wobec skutków globalnego ocieplenia, które przynosi jednym powodzie, a drugim suszę, ceny niektórych artykułów żywnościowych szły w ciągu ostatnich trzech lat o 200, 300, a nawet 400% w górę. Rosnące w bankach aktywa najbogatszych krajów – np. Singapur oszczędza co roku 50% tego, co zarabia – pchają je do ekspansji. Chiny negocjują obecnie zakup 2 mln ha ziemi w Kongu, a w Mozambiku inwestują 800 mln dol. w produkcję ryżu. Ziemię kupują lub dzierżawią w Afryce Chiny, Singapur, Japonia i Korea Południowa. Według dyrektora Departamentu Współpracy Międzynarodowej w rządzie chińskim, Li Zhengdonga, już w 2003 r. Komitet Centralny Chińskiej Partii Komunistycznej opracował strategię nabywania terenów rolnych i leśnych oraz praw połowowych za granicą, głównie w Afryce i Ameryce Łacińskiej. Chiny, kraj, w którym żyje 40% całej ludności rolniczej świata, ma tylko 9% wszystkich gruntów uprawnych na naszej planecie. Stanowią one zaledwie 13% jego terytorium. Zmusza to Chiny do importowania żywności na wielką skalę. Sprowadzają np. 60% soi, którą konsumują. Dochodzi do okrutnych paradoksów. Jak w Sudanie, który jest największym beneficjentem międzynarodowej humanitarnej pomocy żywnościowej. Korea Południowa, Emiraty Arabskie i Arabia Saudyjska wywożą z głodującego Sudanu na podstawie wieloletnich kontraktów zawartych z jego rządem 70% produkcji zbóż. Jednak nabywanie ziemi za granicą to nie tylko sposób zapewnienia wyżywienia własnej populacji. To również najbardziej dochodowa inwestycja. W krajach rozwiniętych grunty drożeją w zawrotnym tempie. W czasach niepewności wywołanej kryzysem światowym ceny ziemi wzrastają o 20-30% rocznie. Tymczasem Afryka ma ogromne obszary ziemi i wiele zasobów wodnych, które nie są wykorzystywane z powodu braku kapitałów, technologii i wykwalifikowanej siły roboczej. Sudan, Kenia, Mozambik, Tanzania, Kongo, Nigeria, Madagaskar i częściowo Angola oraz poza Afryką Filipiny stają się więc obszarem ekspansji wschodzących gospodarek azjatyckich i bogatych krajów. Według
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









