O nostalgiach i świątecznych aurach

O nostalgiach i świątecznych aurach

Polskie media oszalały i przemawiają językiem wojny, bitwy, obrony Przez były tzw. blok wschodni idzie fala nostalgii. Najbardziej nostalgizują Niemcy z byłej NRD – na przykład w filmach, takich jak „Słoneczna aleja” („Sonnenalle”), „Na półpiętrze” czy ostatnio w „Good Bye Lenin”. NRD bywa w tych filmach oglądana z perspektywy straty i zmiany, trochę tak jakby potem nadpłynęła wielka światowa ryba z tęczowym ogonem, zwana dawniej RFN, i połknęła tę małą, w ciemię bitą, ale i tak niepojętną, szarą NRD. Nie wiem, dlaczego akurat Niemcy najbardziej dają wyraz nostalgii. Może dlatego, że ją czują, potrafią i mogą robić filmy oraz mają świadomość zmiany? Bo zaszła tam prawdziwie poważna zmiana, z wieloma konsekwencjami. Dekomunizacja, złączenie w jeden organizm dwóch części kraju, z których każda miała osobną historię, ekonomię, idee polityczne. Zmiany na każdym poziomie; w Berlinie nawet co brzydsze enerdowskie osiedla wyburzono, plac Poczdamski przebudowano czy też wybudowano od nowa. Dla wielu mieszkańców NRD to połączenie i uświetnienie oznaczało też dalsze degradowanie. Hugo, dawny obywatel NRD i Berlina wschodniego, którego poznałam w zeszłym roku, nie lubi Wessich z założenia i koniec. Hugo ma około czterdziestki, rzetelnie popierał wiele z tych idei, w których go wychowano, uważał NRD za swoje państwo (a z treścią pojęcia „państwo” Niemcy nie igrają sobie tak jak np. Polacy) i dziś uważa, że Niemcy zachodni niemal skolonizowali wschód. Kłóciliśmy się z towarzyszem Hugonem o wszystko, bo mnie wkurzała jego programowa antyamerykańskość, a jego pewnie mój rozmyty liberalizm, bo chyba za to brał mój sceptycyzm. Ale poza tym oddawaliśmy się jakiejś obopólnie zrozumiałej, choć niejednakowej nostalgii, gdyż mamy za sobą kawałek podobnego zaplecza historycznego, w dwóch jego wersjach, PRL-owskiej i NRD-owskiej, i przy wszystkich różnicach trudno przeczyć ogólnym pokrewieństwom. Dotarło to wprost do moich uszu, kiedy Hugo wyciągnął płytę Seweryna Krajewskiego z początku lat 70., oczyścił i usłyszałam wszystkie te ballady w niemieckiej wersji językowej, „Płoną góry, płoną lasy”… O rany – zamknęłam się, słucham. Bo właściwie w polskim kontekście niekoniecznie byłabym skłonna do wysłuchania całej tej płyty, teraz jednak dzięki tym górom i lasom – die Berge und Walder – czuję, że Niemcy są blisko, w każdym, gorszym i lepszym znaczeniu tego słowa. Nie, nie mam nostalgii po PRL-u. Nostalgia dotyczy czasu i klimatów. Jest sentymentem, który nie chce jednak przywrócić do życia swojego obiektu, jest tęsknotą, która zadowala się sama sobą; w nostalgii jest również jakiś element uniwersalności, bo inaczej to byłaby prywatna tęsknota, nostalgia zaś musi być emocjonalnie dostępna, otwarta dla innych. Ani światła, ani ogrzewania, samo szczęście Czy można czuć nostalgię z powodu jakiegoś okołoświątecznego zimna i ciemności? Wyłączonego prądu i ogrzewania ? A bo ja wiem? Musiał to być jakiś grudzień, ale już po 1982 r. Bardzo zimny i bardzo ciemny, jak to grudzień. Pamiętam, że miałam iść z moim synem do kina. I nagle część dzielnicy zgasła, znów zaświeciła i zgasła na amen. Zatonęła w kompletnej ciemności. Gdyby nie światła autobusów, można by sądzić, że gdzieś wyjechaliśmy i stoimy w zimowym lesie, choć był to nadal nieduży miejski skwer. Wróciliśmy do domu, bo cóż robić. A w domu też ciemno i na dodatek zimno! Pękły rury centralnego ogrzewania. Jest piątek wieczór, żadnej szansy na naprawę do poniedziałku. Za oknami, zresztą nieszczelnymi, jakieś -15 st. C. Najpierw znalazłam świece – może wtedy już na tyle często wyłączano prąd, że po prostu trzeba je było trzymać. Świece poutykane w lichtarzykach, na spodkach, w świecznikach, a my grubo odziani ugotowaliśmy sobie (gazu nie wyłączono, jak dobrze!) świeże parówki i kartofelki. I na stole między świecami postawiliśmy talerze z parówkami i kartofelkami i chyba nawet musztardę sarepską, zresztą zdaje się, że musztarda nie była wtedy żadnym osiągnięciem, musztarda sarepska po prostu była w sklepach. Ach, jakie to było pyszne! Gorące. Parujące. Kęsek parówki zamaczany w musztardzie i kartofelki purée, gorące, z masłem. A dookoła cicho, bo ani telewizor, ani radio, nic nie zagada. Nie, wcale nie chcę powiedzieć, że mi to odpowiadało. Lubię czasem, jak coś gada albo gra, zwłaszcza w takich ciemnych zimnościach. I wtedy odkryłam, że w radiu JVC (co za mikrofon zewnętrzny, wręcz profesjonalny,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2004, 2003, 2004, 52/2003

Kategorie: Opinie