W oczach mam Renatę Beger

W oczach mam Renatę Beger

Nie chciałabym być wrzucana do jednego worka z Dodą, Mandaryną czy Beatą Kozidrak ANNA MUCHA (ur. w 1980 r.) – popularna aktorka, znana głównie z serialu „M jak miłość”, gdzie gra Magdę, współlokatorkę Kingi i Piotra. Skończyła warszawskie liceum im. Stefana Batorego, studentka w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych. Po raz pierwszy pojawiła się na ekranie jako dziesięciolatka w „Feminie” Piotra Szulkina, później grała m.in. w takich filmach jak „Korczak” i „Panna Nikt” Andrzeja Wajdy, „Lista Schindlera” Stevena Spielberga czy „Chłopaki nie płaczą” Olafa Lubaszenki. Występowała również w Teatrze Telewizji, m.in. w „Księdze raju” (reż. Robert Gliński) i „Pracowni krawieckiej” (reż. Wojciech Pszoniak). W TVP prowadzi program „Ale jazda!”, w Radiostacji ma własną audycję. – Podoba się pani polski show-biznes? – Co pan ma na myśli? – Cały ten nasz blichtr: dwa tabloidy, kolorowe gazetki, high society, bankiety, na których wszyscy bywają i się pokazują. Pani jest w środku tego interesu. – Cóż, mamy taki kolorowy świat, na jaki zasługujemy, tak jak mamy takich polityków, na jakich zasługujemy. Ostatnio robiłam audycję o specyficznym języku polityków. Ze słuchaczami przypominałam sobie najbardziej krzywe cytaty Złotoustych. W tej konkurencji wygrywa Andrzej Lepper m.in. z cytatem: „Mieliście pretensje, że mówiłem, że Wersalu nie będzie, a ja się rozwinąłem i mówię, że kultura będzie”; na zakończenie tej zabawnej audycji przypomniałam inny cytat: „Sami z siebie się śmiejecie!”. A wracając do pytania – nie muszę sobie szukać przyjaciół na bankietach, bo wiem, że prawdopodobnie tam ich nie znajdę. Chyba że do przysłowiowej beczki soli doliczymy tę, którą zjada się wraz z tequillą. Nie bardzo interesuje mnie ten świat. – Ale jest pani popularną aktorką najpopularniejszego serialu, ma pani znanego narzeczonego, piszą o pani w gazetach, bywa pani bohaterką „Faktu”. Chciałbym wiedzieć, czy dobrze się pani z tym wszystkim czuje. – Czuję się dobrze sama ze sobą. Lubię to, co robię, pracę, którą wykonuję. Ale jak słyszę: show-biznes, to nie mogę nie myśleć o Dodzie, Mandarynie czy Beacie Kozidrak. Nie chciałabym być wrzucana z nimi do jednego worka. Bo show-biznes to także Stuhr, Łepkowska czy Janda. Nie można więc generalizować. – A jak dziennikarze poczytnych magazynów telewizyjnych pytają, co pani lubi jeść, to co pani o nich i o sobie myśli? – Gdybym była Dodą, pewnie powiedziałabym, że mam wzdęcia… A myśli pan, że ja wszystkim udzielam wywiadów? Mam tę komfortową sytuację, że umiem odmawiać. Prawie 17 lat w zawodzie czegoś mnie nauczyło. Na przykład już wiem, że po 20 latach mogę liczyć na miejsce w Skolimowie. Z Danutą Rinn będziemy rozkręcać wieczory. – Chyba że jakiś domorosły paparazzi sfotografuje panią nago. – Jak opalam się na drugim końcu świata bez stanika? Cóż, na wchodzenie z buciorami w moje prywatne życie, na agresję i głupotę nie chcę się uodparniać i znieczulać. Ale i tu nie jestem bezbronna – wierzę w sprawiedliwość. W tym przypadku oddałam sprawę do sądu. Nie ustąpię. Choć, co ciekawe, zaproponowano mi ugodę! W zamian za rychłe zakończenie sprawy miałam zrezygnować m.in. z publicznych przeprosin. Obcy kapitał i obce maniery. – Dobrze, pomówmy o „M jak miłość”. Nie ma pani czasem wrażenia, że to jest takie sprzedawanie ludziom sztucznego świata, który zastępuje im prawdziwe życie? Że ta milionowa widownia żyje problemami wymyślonych postaci? – Chce pan powiedzieć, że bezrefleksyjnie odbieramy to, co widzimy w tym kolorowym pudełku? Mało krytycznie? – Otóż to. – W takim razie „plama na ścianie” Beaty Kozidrak to fikcja?! Odziera mnie pan ze złudzeń! Cóż, możliwe, choć z drugiej strony, pani Ilona Łepkowska, autorka scenariusza do „M jak miłość”, opowiadała po jakimś spotkaniu z widzami, że ludzie uczą się ze sobą rozmawiać na podstawie tego, co widzą w serialu. Jak tak dalej pójdzie, zaczną się uczyć brazylijskiego. Tam to jest dopiero kopalnia tematów! A seriale mogą spełniać twórczą, o ile nie edukacyjną rolę. – Nie powie mi pani, że serial „Klan”, który zbudowany jest na schematach i uproszczeniach, pełni pozytywną rolę edukacyjną. – Nie oglądam „Klanu”, ale nie osądzałabym go tak surowo, bo musi pan pamiętać, że seriale mają swoją specyfikę. To nie jest wysoka sztuka, tylko spektakl masowy. Myślę, że jeśli scenarzyści seriali potrafią włamać się kuchennymi drzwiami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 51-52/2005

Kategorie: Kultura