Gdybyśmy potrafili wyciągać lekcje z historii, moglibyśmy niesamowicie pójść do przodu Maciej Stuhr Znajomi z dziećmi na majówce w Danii. Plaża, kemping, wycieczki rowerowe. A jednak, gdybym miał opisać „Fucking Bornholm” najkrócej, powiedziałbym, że jest to opowieść o kobiecie, która próbuje się wyrwać z zaklętego kręgu: obowiązków domowych, bycia na każde skinienie rodziny. – Nasza główna bohaterka na pewno odkrywa coś w sobie. Zbiera się na odwagę, żeby wreszcie skonfrontować się z tym, kim naprawdę jest – czego chce, a czego nie chce. I wyłamuje się z tzw. wzorca matki Polki. To stereotyp, który kształtował życie polskich kobiet przez wieki, cień, który wciąż kładzie się na ich życiu. – Zdecydowanie. Pewnie to myślenie będzie jeszcze pokutować, ale kobiety wykonały ogromną pracę psychologiczno-społeczną. Przez ostatnie lata, a tak naprawdę dekady, pokazały, że potrafią – dużo lepiej od mężczyzn – definiować swoje potrzeby. Zyskały odwagę mówienia o tym, co je boli i uwiera, a co przez setki lat było normą na ich niekorzyść. Myślę, że dzięki temu wszyscy jesteśmy w trochę innym miejscu. Zaczynamy rozumieć, co równe prawa w praktyce oznaczają, również na tych najgłębszych poziomach. A co według pana oznaczają? – To nie są proste sprawy, sam mam problem z jednoznaczną odpowiedzią. Za przykład weźmy macierzyństwo, ważne też dla filmu, które jest jedną z głębszych i bardziej skomplikowanych kwestii równouprawnienia. Zgodnie ze stereotypem kobieta musi w jakiś sposób się poświęcić, bo inaczej tego macierzyństwa nie będzie. Trzeba by znaleźć balans między wolnością i prawem kobiety, rolą mężczyzny a obowiązkiem wychowania, jeżeli pojawiają się dzieci, i wszystkim, co z tym się wiąże. Ale wie pan, my tak sobie tu możemy mówić, a to się wymyka ocenom. Każdy musi indywidualnie jakiegoś pomysłu poszukać w sobie. Mówi pan o dzieciach, a rozmowa z dzieckiem, próba jego zrozumienia to w zasadzie kolejny temat filmu. To chyba także coś, czego od niedawna się uczymy. – My, faceci, zwłaszcza. W tym sensie moje pokolenie wykonało jednak sporą pracę. Przez całe wieki to, co uważaliśmy za rolę ojca, nie miało często wiele wspólnego z rozmową, koncentrowało się na zapewnieniu bytu czy demonstrowaniu postaw i nakazów. Teraz jesteśmy bodaj pierwszym pokoleniem ojców, którzy zaczynają rozumieć, że psychologiczne niuanse – tak ważne w rozwoju dzieci – muszą się stać też naszym udziałem. A skoro tak, to my, mężczyźni, musimy sami ze sobą nauczyć się komunikować. Ciągle jeszcze mamy z tym sporo problemów. – Też łapię się na tym, że jak żona mnie pyta, co czuję, to mam problem z odpowiedzią. Nawet sam przed sobą nie potrafię zdefiniować, zrozumieć tego, co się ze mną dzieje w środku. Nie znajduję słów, nie mam takich narzędzi. A co dopiero uczyć tego dzieci. Koślawo nam to może jeszcze wychodzi, ale się staramy i mogę dzisiaj powiedzieć, że daję synowi zupełnie inne przekazy emocjonalne, niż dostałem od swojego ojca. Tematem rozmowy z dzieckiem mogą być emocje, uczucia, a na etapie późniejszym również seks. To jest kolejne spore wyzwanie. – Widzimy w filmie, jak bardzo nasi bohaterowie są bezradni w tych rozmowach. Czują, że muszą je przeprowadzić, ale nie wiedzą, jak do tego się zabrać. Nieporadność, zawstydzenie i zablokowanie dorosłych okazują się większe niż u dzieciaków. Nasi bohaterowie to ludzie wykształceni, kulturalni, z dużego miasta, a mimo to czegoś im brakuje. To wszystko bierze się z tego, że nasze pokolenie, łącznie z dzisiejszymi najmłodszymi, nie miało edukacji seksualnej z prawdziwego zdarzenia. Ba, samo to sformułowanie budzi potrzebę zaproszenia kogoś z wodą święconą, żeby przegnać demony i przestać wymawiać takie słowa. A jednak nowe pokolenie różni się od wcześniejszego – wnosi nową wrażliwość, inną świadomość świata. Czy kiedy przysłuchuje się pan młodym, coś pana zaskakuje? – Trochę z tymi młodymi ludźmi się stykam – jestem ojcem, ojczymem, wykładowcą akademii teatralnej. Oni pokazują, że świat faktycznie idzie do przodu, żyjemy w nieprawdopodobnie innej epoce. Także jeśli chodzi o to, co mamy w kieszeniach. Młode pokolenie nie pamięta już życia bez dostępu do świata wirtualnego, czerpie z tego korzyści, wpada też w wiele zagrożeń, które to niesie. Siłą rzeczy jest inne,
Tagi:
aktorzy, alkoholizm, Anioły w Ameryce, choroba alkoholowa, Czeczenia, emocje, Fucking Bornholm, Gdzie jest Anne Frank, Jackowo, kino, kino polskie, kryzys męskości, Krzysztof Warlikowski, kultura, Maciej Stuhr, męskość, mężczyźni, Nowy Jork, Nowy Teatr, ojcowie, patriarchat, polscy mężczyźni, polski teatr, polskie rodziny, pomoc uchodźcom, psychologia, relacje polsko - ukraińskie, społeczeństwo, Syria, sztuka, Teatr Polski, Tony Kushner, uchodźcy, uchodźcy w Polsce, uchodźcy z Czeczenii, uchodźcy z Ukrainy, Ukraińcy w Polsce, USA, Wall Street, Węgry, wojna w Ukrainie, Wujaszek Wania, wychowanie, wywiady