W czasie strajków spali z robotnikami na styropianie, teraz nimi pogardzają Rozmowa z prof. Januszem Reykowskim – Czy spodziewał się pan, że w III RP elity „Solidarności” tak szybko pójdą w stronę liberalizmu? Przyjmą go jako swoją ideologię? – Nie mogę powiedzieć, że się tego spodziewałem. Chociaż, patrząc na to dzisiaj, post factum, zwrot w stronę liberalizmu nie powinien dziwić. Przyjrzyjmy się ruchowi „Solidarności”. Miał wyraźne dwa składniki. Pierwszy to ruch robotników niezadowolonych z tej wersji socjalizmu, która się w Polsce ukształtowała. W znacznym stopniu było to niezadowolenie z niespełnienia obietnic socjalizmu. Hasło „Socjalizm – tak, wypaczenia – nie” nieźle oddawało nastroje niemałej ich części. Wielu uważało, że w PRL władzę przejęła biurokracja, która pozbawiła jej robotników i rządziła we własnym interesie. Kto zdradził robotników? – Jednym słowem, mówili językiem Dżilasa z „Nowej klasy”. – Myślę, że to odzwierciedlało stan umysłów wielu ludzi. Ale spójrzmy na drugi składnik ruchu „Solidarności” – była to grupa społeczna, która traktowała ówczesny system jako zasadniczą przeszkodę na drodze do realizacji swych życiowych ambicji. I ekonomicznych, i politycznych, i duchowych. Rekrutowała się w dużym stopniu z ludzi wykształconych, mających orientację w świecie współczesnym i aspiracje do podmiotowości politycznej. Tę grupę w owym czasie prof. Kurczewski nazwał klasą średnią. Ludziom tym panujący system stwarzał liczne ograniczenia – dla nich sprawą centralną była kwestia wolności. – Wszyscy wtedy mówili o wolności. – Owszem. Także robotnicy mówili o wolności, bo i oni odczuwali różne ograniczenia narzucane przez system. Idea wolności zawiera różną treść: chodzi o suwerenność narodową – o to, by uniezależnić się od Związku Radzieckiego, o wolność słowa, o swobody obywatelskie, a także o wolność ekonomiczną. Choć o tej ostatniej w owym czasie mówiono stosunkowo niewiele. Wszakże idea taka jest implicite zawarta w pojęciu wolności. Kierunek transformacji został wyznaczony przez dążenia tych grup, którym najbardziej zależało na wolności. Polityka liberalna to praktyczna realizacja tej idei. Wyrażała ona aspiracje owej grupy nazwanej niezbyt ściśle „klasą średnią”. – Ta grupa to inteligencja. Otóż przez lata istniał etos inteligencji polegający na służbie społeczeństwu, państwu, na mniejszym zwracaniu uwagi na dobra materialne, na micie Judyma, Siłaczki. Tymczasem teraz tego zupełnie nie ma. Przeciwnie, dominuje etos bogacenia się. To chyba nowość? – To pytanie do historyka, nie do psychologa… Ale można zastanawiać się, jaką rolę w kształtowaniu się tego etosu pewnej pogardy dla wartości materialnych odgrywało pochodzenie i warunki życiowe tej warstwy. Wielu jej członków pochodziło ze zubożałej szlachty. Ich status ekonomiczny był na ogół niezbyt wysoki. Lekceważenie wartości materialnych, pogarda dla takich wartości jak bogactwo dobrze służyły podtrzymywaniu pozytywnego mniemania o sobie. Tak więc można chyba zaryzykować twierdzenie, że ideologia ta była dopasowana do rzeczywistego statusu i rzeczywistych możliwości przynajmniej pewnej części warstwy. Wszakże kiedy pojawiła się szansa awansu ekonomicznego, niemała część inteligencji chętnie z niej skorzystała. – Część tych ludzi, jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, to byli ludzie „Solidarności”, którzy spali na styropianie z robotnikami. Teraz tak łatwo o tym wszystkim zapomnieli? O dawnych towarzyszach? To poszło bezboleśnie… – Jednym poszło bezboleśnie, a innym nie. Nadal są tacy jak Jacek Kuroń, Karol Modzelewski czy inni jeszcze, którzy nie chcą się pogodzić z faktem, że tak duża część Polaków uległa marginalizacji. Wszakże gdy mówimy o ruchu „Solidarności” jako całości, możemy tu dostrzec chwilowy sojusz różnych grup społecznych dla realizacji celów, które wydawały się wspólne, ale okazały się różne. – Kiedy odszedł PRL, alians stracił rację bytu, a kiedy okazało się, że są możliwości awansu ekonomicznego jednych, oni poszli nie patrząc na resztę? – Ale stała za tym pewne pewna idea. Może tylko racjonalizacja. Twierdzono, że awans ekonomiczny pewnych grup stwarza warunki dla awansu reszty. Taka idea łódek – że jak woda się podnosi, to wszystkie łódki się podnoszą. W początkach lat 90. była to przekonywująca idea, wielu ludzi wierzyło w nią. Teraz okazuje się, że co jest prawdą o łódkach, niekoniecznie jest prawdą o życiu społecznym. Interesy różnych grup
Tagi:
Robert Walenciak









