Odstrzał żubrów

KUCHNIA POLSKA Kiedy wróciłem z krótkiego urlopu, znajomi zapewniali mnie, że najważniejszym wydarzeniem, które opuściłem, nie była debata nad płcią premiera Buzka – a więc czy jest on, czy też nie jest mężczyzną – której Sejm poświęcił część swoich obrad, ale opublikowana w “Gazecie Wyborczej” (3-4.02.br.) wielka rozmowa Adama Michnika z gen. Czesławem Kiszczakiem. Adam Ważyk pisał kiedyś: “Borykałem się jak w chorobie z tajemniczą epoką (wreszcie dotarłem do jej szyderczej reguły). Teraz interesują mnie ludzie i szczegóły”. Rzeczywiście więc rozmowa ta przynosi garść ciekawych, mało znanych szczegółów oraz parę wiadomości o ludziach. Ale jej dramaturgia – niech się Adam nie obrazi – wystylizowana na rozmowę kata z ofiarą, w której po stronie ofiary znajduje się przewaga moralna, a także jej stylistyka, obracająca się wokół kwestii honoru, wydały mi się nieco pretensjonalne. Osobiście wolę, kiedy politycy mówią o polityce w kategoriach bardziej wymiernych. Ale to oczywiście rzecz gustu. Jedno wszakże w tej konwersacji wydało mi się naprawdę ważne, a mianowicie przyznanie, że Polska Ludowa “dla co najmniej połowy” jej obywateli była normalnym państwem, być może nawet najlepszym z możliwych wówczas, a więc wyposażonym także we własne racje, których państwo to miało prawo bronić. Zdanie to wygłosił Adam Michnik, który całe swoje odważne życie spędził, należąc do drugiej, przeciwnej połowy. Dlatego też teraz od tej połowy spadają na jego głowę kalumnie, ale od drugiej – podejrzewam, że “większej połowy” – należy mu się szacunek. To proste stwierdzenie przerywa bowiem dzielenie Polski na pół, kończy wieloletnie, mętne pustosłowie, a także wystawia na śmieszność postękiwania, jakie wydał z siebie w rozmowie telewizyjnej p. Andrzej Olechowski, twierdząc, że PRL wysysała jego talenty, aliści umiał ją przechytrzyć, służąc z jej ramienia w międzynarodowych instytucjach finansowych i w jej wywiadzie. Żałość. Trzecia Rzeczpospolita jest również normalnym państwem, obawiam się jednak, że nie jest najlepszym z możliwych dzisiaj. Dlatego też trafny wydaje mi się slogan “sprzątania państwa”, wysunięty przez konferencję SLD, którym partia ta rozpoczyna swoją kampanię wyborczą. Wypowiadający to hasło Leszek Miller jest też niewątpliwym mężczyzną, stawiając sobie za cel zdobycie przez koalicję SLD-Unia Pracy 51% głosów, bo przecież tylko taki wynik pozwoli tej koalicji wziąć na siebie odpowiedzialność za “sprzątanie państwa”, czego nie uda się zrobić szczotką z wyrwanym włosiem lub na zbyt krótkim kiju. Pan Olechowski powiedział w telewizji, że konferencja SLD zrobiła na nim wrażenie odprawy w wielkiej firmie, w której rozdziela się zadania do wykonania. Nareszcie! – można by powiedzieć, choć rozumiem także, że p. Olechowskiemu jako politycznemu perypatetykowi to nie odpowiada i woli on gwarzyć niewiążąco. Zabawne zresztą jest właśnie to, że w obecnej kampanii pod hasłem “Zatrzymać SLD”, którą prowadzi prawica, argument skuteczności, dyscypliny i rzeczowości, rzekomo reprezentowanych przez socjaldemokrację (co do czego mam ciągle pewne wątpliwości) wysuwany jest jako zarzut. Jest to także osobisty zarzut, który wysuwa się pod adresem Leszka Millera. Znam ludzi, którzy mówią, że już dobrze, niech już sobie będzie ta lewica, ale Miller jest taki zorganizowany i skuteczny, że aż strach… Wygląda na to, że ich ideałem jest rozmemłanie i popapraństwo, w nieszczęsny – i arcypolski, niestety – sposób kojarzone z wolnością i demokracją… “Sprzątanie państwa” socjaldemokracja chce zacząć od jego odchudzenia. Mniej ministrów, o połowę mniej radnych, być może pozbycie się Senatu. Warto przypomnieć, że kiedy do władzy szedł AWS, obiecywał tysiące posad dla swoich popleczników, co wykonał z nawiązką. Jeśli więc SLD zrealizuje swój plan odchudzenia, społeczeństwo, żyłowane dziś bezlitośnie przez rozmnożonych kacyków, będzie mu za to wdzięczne, a efekt tego będziemy mogli odczuć dość szybko. Co nie znaczy wcale, aby nie istniała stała groźba, która może naprawdę “zatrzymać SLD”, jeśli nie w tych wyborach, to w czasie przewidywanych rządów Sojuszu i UP. Jest nią AWS-owski bakcyl korupcji, łapactwa i chciwości. Ten bakcyl jest straszliwie zaraźliwy. A więc także z regionów, gdzie w wyborach samorządowych wygrała lewica, dochodzą alarmujące sygnały o aferach i przekrętach, których bohaterami są także wysunięci przez lewicę radni czy urzędnicy. Oczywiście, czasami są to propagandowe balony, aby “zatrzymać SLD”, często jednak są to fakty. Nie tak dawno dałem wyraźne wsparcie dla SLD-owskiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2001, 2001

Kategorie: Felietony