Dawałem 5% szans na to, że prezydent Duda zawetuje pisowskie ustawy. Owe 5% to resztki tego, co ocalił w sobie, substancja, która jest produktem sumienia i poczucia własnej wartości. Jeśli doleje się do tego trochę odwagi, „to” od razu puchnie i pączkuje. Poza tym ludzie są w stanie wybaczyć nienawiść do siebie, ale nie lekceważenie. Gdyby Duda nie zawetował ustaw, przeszedłby do historii nędznie i podle. Jeśli to, co zrobił, jest heroizmem, to jak łatwo czasem być heroicznym. Tak to ja mogę codziennie. A jednak mały oddech ulgi, na duży jeszcze czas. Jeżeli Kaczyński się uprze, by potępiać i upokarzać Dudę, ten urwie się ze smyczy. W nieprawdopodobnej duchocie, jaka zapanowała w Polsce, ktoś jakby uchylił jedno okno. Ale ono może jeszcze zostać zamknięte. Nieufność jest tu głęboko uzasadniona. Celnie napisała Eliza Michalik: „»Ulica i zagranica nie będą nam mówić, co robić«, powiedziała w orędziu Beata Szydło. Tyle że ta traktowana z pogardą »ulica« to obywatele jej własnego kraju, korzystający ze swoich praw obywatelskich, jak prawo do publicznego demonstrowania poglądów. »Zagranica« zaś to instytucje i organizacje, których członkiem jest Polska, o które to członkostwo bardzo zabiegaliśmy, często, jak w przypadku Unii Europejskiej, latami”. Minione dni uciekały szybciej niż zwykle, bo wiele się działo, chcę tu tylko dać świadectwo minionego. To było 20 lipca. Dojazd częściowo metrem, nowa linia, którą nigdy nie jechałem, winien jest samochód. Elegancko, to jest ten nowy świat, który udało nam się zbudować, z którego wychodzę na ulicę Nowy Świat. Nieprzebrane tłumy na Krakowskim, trochę policji, reszta dyskretnie schowana. Jakaś dziewczyna pyta swojego chłopaka: „A oni są z nami?”. Przeciskamy się w stronę uniwersytetu. Spotykam znajomych. X, kolekcjoner sztuki, przyjaciel Wojtka Fibaka, kreśli mroczne wizje. Zaczepia mnie jakiś dawny działacz Solidarności, mówi: „Wczoraj czułem ból fizyczny, nie tylko serce mnie bolało, teraz, jak widzę te tłumy, jestem optymistą”. Ściska mi rękę. Idziemy z tłumem pod Sejm. Tysiące ludzi z płonącymi zniczami. Na Nowym Świecie chodniki okupowane przez kawiarnie i restauracje, wszystkie krzesła zajęte, ludzie siedzą i jedzą. To robi okropne wrażenie. Taka miniaturowa karuzela przy getcie, tę dużą opisał Miłosz w pięknym wierszu „Campo di Fiori”. Ktoś podchodzi do mnie i ze słowami: „Proszę, panie Tomaszu” wręcza mi znicz. Jakaś samotna starsza pani – trzeba przyznać, że heroiczna – siedzi na ławce, powtarza: „PiS, PiS” i patrzy z niedowierzaniem na rzekę ludzi. Lamentuje: „Kto to inspiruje, za czyje to pieniądze?”. Masa młodzieży, po raz pierwszy widzę tylu młodych, chociaż to wakacje. Było kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Ratusz podał, że 50 tys., policja – że 14 tys. Od tego rozziewu między dwiema liczbami ciągnie chłodem. Protesty, które przynoszą skutek, tworzą wspólnotę, a młodym budują doświadczenie pokoleniowe. To zaprocentuje w przyszłości. Już teraz widać, że następny krok w celu zlikwidowania demokracji w Polsce spotka się z masowym protestem. Mam relacje z Sandomierza i Chrzanowa, w obydwu miastach przyszło po 200 osób. Znajomy z Wejherowa pisze: „U nas ponad 500 osób”. Takich małych miejscowości, gdzie coś się działo, były setki, o wielu nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Tam, jak widać, też są elity. Nienawiść PiS do elit jest więc uzasadniona. Ale kojarzy się z faszyzmem i komunizmem. Nie czuję się na siłach, by samemu komentować wszystkie zdarzenia, skoro jest tyle mądrych i celnych głosów, dlatego pozwalam sobie na dłuższy cytat. Andrzej Leder, mój kolega z dawnej „Res Publiki”, psycholog, terapeuta, pisze: „Kaczyński demokrację będzie łamał brutalniej niż Orbán. Co więcej, mniej się licząc z presją Brukseli. Ponieważ wie, że za jakiś czas zacznie przegrywać wolne wybory, tworzy warunki do tego, żeby wolnych wyborów nie było. Ponieważ wie, że reżimowej telewizji będzie »spadać«, a mediom prywatnym, opozycyjnym, rosnąć, będzie dążył do zniszczenia niezależnych mediów. Ponieważ wie, że inteligencja uniwersytecka już jest przeciw niemu, będzie się starał założyć ideologiczny i administracyjny kaganiec uczelniom. Ponieważ wie, że kobiety przyzwyczaiły się już do – co najmniej deklarowanej – równości, będzie je chciał