Ofiary Biedronki

Ofiary Biedronki

W supermarkecie nie było się człowiekiem, tylko numerem, jak w obozie Szanowny Panie Przewodniczący, zwracamy się do pana z prośbą o zapoznanie się z sytuacją tysięcy polskich pracowników zatrudnionych w ciągu ostatnich dziesięciu lat w sieci handlowej Biedronka należącej do portugalskiego koncernu Jeronimo Martins. Zarząd JMD w pogoni za wynikami ekonomicznymi stworzył bezprzykładny system wyzysku polskich pracowników. Tysiące kobiet pracowało tam ponad siły. Wiele z nich przypłaciło to utratą zdrowia, a nawet życia. Wyeksploatowane są zwalniane z pracy, a koszty ich leczenia i rehabilitacji ponosi polski podatnik. W ten sposób JMD pogwałciło godność polskich pracowników i naruszyło zapewnione Europejską Konwencją Praw Człowieka prawo do pracy bezpiecznej – piszą w liście do José Manuela Barrosa, przewodniczącego Komisji Europejskiej, pokrzywdzeni pracownicy Biedronki. Treść listu została przedstawiona 25 kwietnia na seminarium OECD w Warszawie, które szczególnie zajęło się przypadkiem Biedronki. Po wysłuchaniu 13 osób – członków Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Wielkie Sieci Handlowe i wspomagających ich społecznie prawników – obserwatorzy OECD uznali, iż funkcjonowanie sklepów tej sieci nie odpowiada standardom europejskim, a roszczenia poszkodowanych są w pełni uzasadnione. – To jest nasz wielki sukces – podkreśla pełnomocnik stowarzyszenia, mec. Lech Obara z Olsztyna. – Sprawa została upubliczniona na forum międzynarodowym. Obserwatorzy tej organizacji przyznali, że Jeronimo Martins w ośmiu punktach na dziesięć złamało dobrowolny kodeks funkcjonowania korporacji wielonarodowych. – Obserwatorzy OECD byli po prostu zszokowani. Zdumieni byli też portugalscy dziennikarze, bo w ich kraju Jeronimo Martins ma dobrą markę – mówi obecna na spotkaniu Renata Myćka z okolic Sanoka. System wyzysku Pierwszy raz praktyki stosowane wobec pracowników Biedronki zostały opisane przy okazji sprawy założonej przez Bożenę Łopacką z Elbląga w 2004 r. Dziś podobnych spraw w sądach jest wiele. Ewa Mikołajczyk-Kaczan, rzecznik stowarzyszenia poszkodowanych, mówi, że na pewno jest ich kilkadziesiąt, samych poszkodowanych zaś jej zdaniem są tysiące. W kancelarii Lecha Obary przygotowany został zbiorowy pozew, obejmujący ponad sto osób. Prawnicy tejże kancelarii stworzyli też dla potrzeb OECD dokładny opis naruszeń praw pracowniczych w JMD. Najczęstsze nieprawidłowości to: nierzetelne prowadzenie ewidencji czasu pracy (fałszowana ewidencja w 47% sklepów), niewłaściwe rozliczanie czasu pracy (zatrudnianie na trzy czwarte etatu, choć pracowano na pełny etat – obejmuje 80% pracowników), zaniżanie wysokości wynagrodzenia, niezgodne z prawem zasady transportu (do niedawna w sklepach były tylko wózki ręczne, na których trzeba było wozić towary o masie łącznej ponad tonę, podczas gdy kobieta według przepisów może wozić 80 kg), niezatrudnianie sprzątaczy i magazynierów (ich obowiązki pełnili kasjerzy, którzy nie posiadali odpowiednich badań lekarskich pozwalających na wykonywanie ciężkich prac). Jednak najpoważniejszym zarzutem, powtarzającym się w każdej rozmowie z poszkodowanymi, jest przemoc psychiczna. – W firmie obowiązuje ścisła hierarchia: najniżej stoją kasjerzy, nad nimi są kierownicy sklepów, kierownicy rejonów, a najwyżej dystrykci – dyrektorzy okręgów i zarząd. Na najlepiej płatne stanowiska w rejonach i okręgach wybiera się przeważnie ludzi bezwzględnych i perfidnych. Pamiętam ostatniego kierownika rejonu – młodą dziewczynę, Dorotę. Była gorsza niż kapral w wojsku, kazała np. kasjerkom czyścić zaplecze szczoteczką, to przez nią wylądowały u psychologa – opowiada Barbara Dankiewicz z Polic. – W Biedronce nie było się człowiekiem, tylko numerem, którym można bezkarnie poniewierać. Oni nie wiedzieli, kto to jest np. Zielke, znali tylko mój numer 2146, jak w obozie – denerwuje się Bożena Zielke z Lęborka, współpracowniczka Anny Daszkiewicz, która w marcu tego roku popełniła samobójstwo. Kobieta powiesiła się, osierocając pięcioletnie dziecko. Rodzina i pracownicy sklepu jako potencjalną przyczynę śmierci wskazują jej sytuację w pracy. – Ania pisała do mnie po nocach SMS-y, chciała się wyżalić i nie wytrzymała… A ja jej pomóc nie mogłam, sama jestem po operacji kręgosłupa, ledwo chodzę, niedługo czeka mnie kolejny zabieg… – dodaje Bożena Zielke. Agnieszka Zakrzewska, przewodnicząca oddziałowej „Solidarności” w Słupsku (33 lata, dwójka dzieci, mąż Artur – policjant), pokazuje mi rentgenowskie zdjęcie rdzenia kręgowego. Pośrodku wyraźnie widać

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2006, 2006

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman