Układ zamknięty trwa

Układ zamknięty trwa

W praktyce nieusuwalni urzędnicy czy chronieni immunitetami prokuratorzy nie muszą się obawiać konsekwencji swoich poczynań Jeśli ktoś myśli, że efektowne poranne akcje antyterrorystów i policji przeciw ludziom, którzy nie popełnili przestępstw, skończyły się w 2007 r. wraz z odejściem ministra Zbigniewa Ziobry, to się myli. Na posesję rodziny Dziewitów, prowadzących pod Mielcem firmę transportową, młyn i piekarnię, brygada antyterrorystyczna weszła w 2011 r., w niedzielę, bladym świtem. Groźni ludzie w czerni na mocy decyzji prokuratorskiej, podtrzymanej przez sąd, zatrzymali samochody wykorzystywane w przedsiębiorstwie Dziewitów. Przedsiębiorcy mieli w leasingu kilkanaście ciężarówek i aut dostawczych. Nie da się ukryć, że nie płacili terminowo rat za niektóre pojazdy. Próbowali negocjować z firmami, z którymi zawarli umowy leasingowe. Skutek był taki, że leasingodawcy wypowiedzieli wszystkie umowy i zawiadomili prokuraturę, iż Dziewitowie przywłaszczyli sobie samochody. Prokuratura rejonowa wszczęła śledztwo, antyterroryści zajęli auta, a firmy Dziewitów zostały pozbawione środków transportu, co miało oczywisty wpływ na ich działalność gospodarczą. Po roku sprawę umorzono, prokuratura okręgowa uznała, że nie ma tu żadnego zagarnięcia mienia, ale przedsiębiorcy znaleźli się na krawędzi bankructwa. Zdaniem Janusza Kaczmarka, byłego prokuratora krajowego, który przyglądał się sprawie, prokuratura dała się wykorzystać. Chodziło bowiem prawdopodobnie o próbę zorganizowanego przejęcia pojazdów, które w większej części były już spłacone przez Dziewitów. Ofiary świadka koronnego To jedna z setek spraw, które stowarzyszenie pokrzywdzonych Niepokonani 2012 uznaje za przykłady krzywd wyrządzonych im przez organy państwa. W tym akurat przypadku można powiedzieć, że po części przedsiębiorcy sami sobie zgotowali ten los, nie płacąc rat w terminie – choć nie byli przecież odosobnieni, bo dziś coraz więcej firm nie reguluje terminowo swoich zobowiązań. W niczym natomiast nie zawinił nikomu Krzysztof Stańko, właściciel domu wypoczynkowego w Turawie, który spędził w areszcie 27 miesięcy. Antyterroryści zabrali go w 2003 r. – czyli wtedy, gdy jeszcze nikomu się nie śniło o poczynaniach ministra Ziobry. Dokonali tzw. dynamicznego wejścia do domu. Jak opowiadał Stańko, nagle rozległ się huk, jego rzucili na podłogę, żonę, która brała prysznic, wyciągnęli z łazienki, a 13-letniej córce przystawili pistolet do głowy. Stańkę zamknięto na podstawie zeznań gangstera Macieja B., ps. „Gruby”, który został świadkiem koronnym. „Gruby” opowiedział prokuratorom wyssaną z palca historię, że Krzysztof Stańko ma w swoim ośrodku wielką wytwórnię amfetaminy, a rozprowadzaniem narkotyków zajmuje się gang trzech braci Tyrałów, przedsiębiorców z Olesna (ich też zamknięto, ale na niewiele ponad rok). Całą sprawę zmyślił – chciał pokazać prokuraturze, że jest świadkiem, który dużo wie. Dom wypoczynkowy w Turawie przyszedł mu zaś do głowy dlatego, że kiedyś spędził tam weekend. „Grubego” żadną miarą nie można uznać za osobę wiarygodną. Gdy trzej bracia poszli siedzieć, postanowił zarobić na swym statusie i za pośrednictwem dwojga członków swojej rodziny obiecał żonom aresztowanych, że za 100 tys. dol. zmieni zeznania, tak by Tyrałowie zostali oczyszczeni z wszelkich zarzutów. „Gruby” wiedział, że może opowiadać, co mu ślina na język przyniesie, ponieważ w myśl polskiego prawa świadkowi koronnemu wolno bez żadnych konsekwencji zmieniać zeznania. Zorganizowano prowokację, „Gruby” wpadł. Dostał siedem lat (odsiedział pięć), bo okazało się, że również rodzinom innych aresztowanych obiecywał zmianę zeznań za pieniądze. Jednak nawet popełnienie takiego przestępstwa nie musi w Polsce (choć może) powodować utraty statusu świadka koronnego. „Gruby” jest – jak widać – bardzo potrzebny naszemu wymiarowi sprawiedliwości. Nie przestał być świadkiem koronnym, a na zeznania w sprawie rzekomego gangu producentów i handlarzy amfetaminy doprowadzano go z więzienia. Prokuratura Apelacyjna w Katowicach uważa, iż każda sprawa jest indywidualna, a „fakt, że ktoś został skazany w jednej sprawie, wcale nie wyklucza, że jego zeznania w innym zakresie mogą być wiarygodne”. Nic jednak nie potwierdziło słów „Grubego”. W domu wypoczynkowym nie znaleziono ani narkotyków, ani jakichkolwiek urządzeń do ich produkcji, ani wreszcie śladów, że kiedykolwiek je tam przechowywano. Specjalnie wyszkolony do wykrywania narkotyków pies niczego nie wywąchał, taki sam efekt dało pobranie przez techników policyjnych licznych mikropróbek w całym ośrodku. Przez 27 miesięcy aresztu Stańki katowicka prokuratura nie wykazywała się specjalną aktywnością

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2013, 2013

Kategorie: Kraj