Ojciec chrzestny po polsku

Ojciec chrzestny po polsku

Czy Ryszard B. zabił gangstera „Simona”, bo ten zlał go przy świadkach pasem na goły tyłek? Zbigniew Sz. przyjechał do Katowic bodaj w roku 1986. Z tych stron pochodziła jego żona. On – z Pruszkowa. Kupił duże mieszkanie w centrum Katowic i prowadził firmę budowlaną. Skąd miał pieniądze na rozruch? Oficjalnie – zarobił podczas pobytu w RFN. Nieoficjalnie – miał bardzo dobre kontakty z „Pruszkowem”. Osobiście znał Jarosława K., czyli „Masę”. Prawdopodobnie „Pruszków” rozpiął nad nim parasol ochronny. Kiedy w Polsce zaczęła się transformacja ustrojowa, Zbigniew Sz., już wówczas z ksywą „Simon”, postawił na spirytus. Jak najbardziej legalnie. I jak najbardziej dochodowo, bo wtedy interes był po prostu rewelacyjny. Został również właścicielem katowickiej restauracji Zielono Oczko. W parku, ale blisko głównej ulicy. Bardzo dobre miejsce. „Simon” rósł w siłę. Prawdopodobnie w połowie lat 90. zajął się ściąganiem haraczy i handlem narkotykami. Podobno UOP trafił na amfetaminowy trop wiodący do niego, ale niczego nie dało się mu udowodnić. Bezradna była przez pewien czas również policja. W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach pracował wówczas nadkomisarz Krzysztof P. Był nawet naczelnikiem wydziału operacyjno-rozpoznawczego. Ta kariera się skończyła, gdy wyszły na jaw jego kontakty ze światem przestępczym. Krzysztof P. jakoś to przeżył, widziano go potem na tylnym siedzeniu drogich aut, a jego sympatia otworzyła w Katowicach nieźle prosperującą dyskotekę. „Simon” tymczasem tworzył własną armię żołnierzy. Chłopcy jeździli po województwie i sugerowali właścicielom restauracji, klubów i barów, że jest ktoś, kto da im ochronę, bo po co ryzykować. Dobry skutek przynosiło też spranie wynajmowanych wcześniej ochroniarzy. Cokolwiek by powiedzieć, „Simon” dbało swych żołnierzy. Płacił solidnie i w terminie, zaspokajał też inne potrzeby. Tomaszowi N., znanemu polskiemu karatece, kupował witaminki i odżywki, a gdy ten został mistrzem Polski i mistrzem Europy, docenił jego klasę drogim zegarkiem ze szczerego złota. Taki właśnie był – z gestem i ceremoniałem. Absolutnie nie miał nic przeciwko temu, by ludzie od niego zależni całowali go w rękę. Jego syn, Krystian Sz., od początku miał więc wzór do naśladowania. Wpadka Pod koniec 1996 r. Zbigniew Sz. został zatrzymany w swojej restauracji. Razem z nim wpadli najbliżsi współpracownicy – „Jerry” i „Diesel”. Była to pokazowa akcja. Według wersji oficjalnej, akurat w Zielonym Oczku bawił brat dziennikarza jednej z telewizji, wystarczył więc szybki telefon i już na miejscu stawiła się ekipa z kamerami. Wszyscy mogli więc zobaczyć, jak działają antyterroryści. Niemal od razu pojawił się jednak pewien problem. Przypuszczano, że „Simon” ma coś ukrytego w pancernym sejfie na zapleczu Zielonego Oczka. Niestety, właściciel szczerze wyznał, że akurat do sejfu kluczy nie ma. Sejfu nie rozpruto, bo przyszedł rozkaz wycofania się. Policjanci wrócili po kilku godzinach. Otwarto sejf, a tam puchy. Nie było też nigdzie Krystiana Sz. zwanego „Młodym Simonem”. Seniora udało się posadzić na ławie oskarżonych pod zarzutem kierowania grupą przestępczą, wymuszania haraczów i usiłowania zabójstwa. Zgłosił się bowiem pewien mężczyzna, który opowiedział, że w 1995 r. „Simon” wraz z synem usiłowali go zabić. Nic mu się stało, ale kule podziurawiły samochód. Broni, z której strzelano, przy „Simonie” jednak nie znaleziono. Zarzut nielegalnego posiadania broni postawiono natomiast jego żonie. Miała strzelający długopis z nabojami. „Simonowi” groziło dożywocie, ale w sądzie sprawa ślimaczyła się niemiłosiernie. Na kilkudziesięciu świadków oskarżenia bodaj trzech zeznało, że „Simon” przy pomocy swego syna i swoich żołnierzy wymuszał od nich haracz. Najwięcej opowiadał Leszek P., właściciel restauracji w Katowicach. Dostarczył też sądowi taśmę z nagraniem rozmów. Mówił, że któregoś dnia zadzwonił do niego „Simon” (znali się już wcześniej) i za 250 zł tygodniowo zaproponował „ochronę”. Ale Leszek P. nie płacił. Przez kilka tygodni nic się nie działo. Aż wreszcie – zeznał Leszek P. – odwiedziło go kilku młodych ludzi na czele z Krystianem Sz. i porządnie sprało. Następnie Krystian Sz. uprzedził pobitego: „Jak będziesz ojca robił w ch… to ci łeb odj…”. „Młody Simon” uprzedził, ojciec zaś postanowił nałożyć na Leszka P. dodatkową karę finansową, bo nie dość, iż restaurator zalega z opłatami, to jeszcze rozpowiada po mieście,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 40/2003

Kategorie: Kraj