Witkacy: W kobiecie interesują mnie tylko usta, nogi i środek Możliwość pokazania się u boku przystojnego Witkacego działa na wiele kobiet jak najlepszy komplement, kieliszek musującego wina, co tam kieliszek – cała butelka. Jego zainteresowanie uderza paniom do głowy niczym bąbelki. No może nie wszystkim – z Deborą Vogel toczy dyskusje na tematy filozoficzne, ma przyjaciółki, które podziwia i szanuje, jak Władysławę Włodarską i Kazimierę Żuławską, oraz przeróżne dzifki. JADWIGA TREMBECKA, żona sędziego Mariana Zięby z Huty Królewskiej, i jakaś jej znajoma czy krewna aż przysiadły na ogrodzeniu przed pomnikiem Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem, żeby jak najkorzystniej wypaść na zdjęciu z artystą. Dwie modnie ubrane, rozbawione kobietki, a między nimi chmurny demon zakopiański – Stanisław Ignacy Witkiewicz. Nawet Irena Krzywicka, choć za nim nie przepada, podczas któregoś swojego pobytu w Zakopanem łapie się na lep legendy i urody Witkacego i daje się zaprosić na bal w Jaszczurówce. Artysta wprawdzie od razu asekurancko i niezbyt grzecznie zaznacza, że wspólne wyjście na bal nie nakłada obowiązku wspólnego powrotu, ale pal sześć konwenanse. Przewidywane wrażenie, jakie zrobi, wchodząc na salę taneczną z pięknym uwodzicielem, tak Krzywickiej pochlebia, że puszcza w niepamięć pogardliwe uwagi Witkacego na temat jej romansu z Boyem. „Kobietki lecą na Boyusia, numerek niezawodny. Phh!”, rechocze artysta. Randka z zakopiańskim demonem to dla Ireny również ambicjonalna rozgrywka, w końcu Witkacy nadal adoruje Zofię Żeleńską, mimo że ich romans to już skończona historia. „W kobiecie interesują mnie tylko usta, nogi i środek. Piersi dla mnie mogą w ogóle nie istnieć”, mówi Witkacy Krzywickiej. DWA DNI PÓŹNIEJ, w wieczór umówionego spotkania, właściwie tuż przed północą, Irena czeka w pensjonatowym pokoju gotowa do wyjścia – wystrojona w wieczorową suknię, z włosami starannie pokrytymi brylantyną. Na łóżku leży futro, które zaraz narzuci na ramiona nakryte jedynie balową narzutką, bo za oknem trzaska mróz. Wsłuchuje się w dzwoneczki sań zajeżdżających przed budynek pensjonatu. Obiecuje sobie po tej nocy dobrą zabawę. Pierwsza nieprzyjemna niespodzianka czeka na nią tuż za progiem domu, bo w saniach, którymi przyjechał po nią Witkacy, siedzi już jakaś młoda i ładna kobieta. „Ta nieprzewidziana obecność, bez mojej uprzedniej zgody, zdziwiłaby mnie zapewne, gdyby cokolwiek mogło mnie zdziwić ze strony Witkacego – wspominała po latach. – Trochę mi to jednak popsuło humor. Co innego było wejść samej, w towarzystwie, w towarzystwie tego wspaniałego mężczyzny, a co innego we dwie. Cały efekt na nic”. POTEM BYŁO JESZCZE GORZEJ, bo nie dość, że okazało się, że Witkacy bynajmniej nie zamierza tańczyć z żadną ze swoich towarzyszek, to na sali w Jaszczurówce, w zarezerwowanej przez niego loży siedziało jeszcze kilka kobiet, pięć czy sześć: „kongres kobiet czy też harem”. Dwóch towarzyszących im mężczyzn było, zdaniem Krzywickiej, nijakich z wyglądu i nieciekawych z zachowania, zresztą obaj byli pod wpływem wina czy narkotyków i nie interesowali się otaczającymi ich kobietami. Wszystkie kobiety za to zaczęły usługiwać Witkacemu i Krzywickiej, „nalewały wina, wyrywały z rąk kelnerom półmiski, aby nam nakładać na talerze. Jedna z nich poczęła ściągać ze mnie wieczorową narzutkę, druga, przeciwnie, zarzuciła mi swojego lisa na szyję, mówiąc, że wieje. Inna nalewała wina, inna chciała koniecznie sprawdzić, czy nie przemoczyłam pantofli, wysiadając z sanek. Troszczyły się o mnie bardziej niż o Witkacego. Zakotłowały się koło mnie obnażone ramiona i szyje, ściskały mnie na wszystkie strony, malowane twarze zaglądały mi w oczy – myślałam, że się uduszę. Byłam oszołomiona i przerażona przesadną uprzejmością tych nieznajomych pań, które nie wiem czemu, rzuciły się na mnie z tak zaborczą gorliwością. Spojrzałam bezradnie na jedyną znajomą w tym towarzystwie osobę, na Witkacego, prosząc go wzrokiem o pomoc, bo jasne było, że pozostali dwaj panowie są już mocno zamroczeni. Witkacy siedział chmurny, popijał wino i czasem tylko rzucał uwagę (rozkaz), że jestem nie dość dobrze obsłużona. […] I nagle zrozumiałam: na dzisiejszy wieczór (bo chyba nie na dłużej) ja miałam być uznaną faworytą, a wszystkie inne kobiety moimi niewolnicami. Ale wytresował sobie Witkacy to stadko!”. NASTRÓJ PRZY STOLE zależy od zmiennego humoru Stanisława Ignacego, który jest to ponury i milczący, to znów ożywiony i czarujący. Co jakiś czas wstaje
Tagi:
Małgorzata Czyńska









