5 mld zł w plecy. A kogo to obchodzi? W ubiegłą środę, 23 lipca, PKN Orlen ujawnił w raporcie za II kwartał br., że dokonał odpisów w wysokości 4,2 mld zł na Orlen Lietuva oraz 711 mln zł na czeską spółkę Unipetrol. Nie wyklucza też, że konieczne będzie czasowe wyłączenie rafinerii w Możejkach na przełomie 2014 i 2015 r. Mówiąc po ludzku, nasz narodowy producent paliw ogłosił, że w tym roku stracił łącznie ponad 5 mld zł. To absolutny rekord w jego dziejach. Podobna sytuacja miała miejsce w IV kwartale 2008 r., gdy spółka wykazała stratę 3,05 mld zł, co tłumaczono światowym kryzysem. Dziś ten argument odpada. Tak samo jak zasłanianie się wojną z Rosją, bo walki toczą się w okolicach Doniecka i Ługańska, a nie Kowna i Wilna. Samochodów w Polsce i na Litwie przybywa z roku na rok, więc teoretycznie Orlenowy biznes powinien hulać aż miło. Fakt, że jest inaczej, nie powinien dziwić. Orlen, podobnie jak Grupa Lotos, PGNiG czy Enea i Tauron, nie jest normalną firmą. Są to spółki „specjalnej troski”, w których bardziej niż zysk liczą się względy geopolityczne, tzw. bezpieczeństwo energetyczne, i układy z władzą. Powodem kłopotów płockiej spółki są inwestycje w litewską rafinerię w Możejkach oraz w czeski Unipetrol. Pisałem o tym na łamach „Przeglądu” w 2007 r. w tekście „Ostatnia szarża Chalupca” (nr 5/2007). Nie jest tajemnicą, że od lat polskie koncerny paliwowe i energetyczne toczą niewypowiedzianą wojnę z koncernami rosyjskimi. A jak wiadomo, na wojnie nikt nie liczy wystrzelonej amunicji, więc coś tak banalnego jak kilka miliardów złotych utopionych przez PKN Orlen w litewskim złomie nie powinno budzić emocji. Chybiona ofensywa energetyczna 6 czerwca 2006 r. litewscy oficjele, minister gospodarki Kęstutis Daukšys i wiceminister gospodarki Nerijus Eidukevičius, podpisali dokumenty sprzedaży części akcji spółki Mažeikių Nafta spółce PKN Orlen. Transakcja została sfinalizowana 15 grudnia 2006 r. Orlen w sumie zapłacił za te akcje 2,34 mld dol., co wydaje się kwotą imponującą, zważywszy, że w roku 2006 rafineria w Możejkach była – moim zdaniem – największą kupą złomu na Litwie. Osobą, która po stronie polskiej zawsze będzie się kojarzyła z tym, jak dziś się okazuje, dość wątpliwym biznesem, jest ówczesny prezes Orlenu Igor Chalupec. Znalazł się on, delikatnie mówiąc, pod silną presją zarówno prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jak i rządu Prawa i Sprawiedliwości. Orlen musiał kupić rafinerię w Możejkach – choćby dlatego, by nie kupili jej Rosjanie lub Kazachowie, którzy w tym czasie konkurowali z płockim koncernem. Przejęcie przez nich litewskiego zakładu zagrażało w ocenie polityków PiS naszemu bezpieczeństwu energetycznemu. To jasne, że gdyby Chalupec i zarząd Orlenu nie byli gotowi zaakceptować tej transakcji, zostaliby natychmiast odwołani. Uległość Chalupca wobec rządzących na nic się nie zdała. 18 stycznia 2007 r., miesiąc po sfinalizowaniu zakupu rafinerii w Możejkach, pożegnał się z fotelem prezesa Orlenu. Później w licznych wywiadach i książce „Ropa, Rosja, polityka” tłumaczył, że litewska transakcja miała głęboki sens, cena rafinerii została ustalona zgodnie z regułami sztuki i było to opłacalne dla płockiego koncernu. Rzecz jasna, za to, że dziś Możejki wychodzą Orlenowi bokiem, nie sposób go winić. Za jego straty bardziej odpowiedzialni są politycy. Mało kto dziś pamięta, że w latach 2005-2007 prezydent Lech Kaczyński oraz pisowski rząd prowadzili niezwykle aktywną politykę, której celem było – w ich przekonaniu – zapewnienie Polsce bezpieczeństwa energetycznego. Jednym z jej elementów było blokowanie inwestycji rosyjskich w regionie. W tamtym czasie nastroje wśród liderów PiS były szczególne. W latach 2004-2005 działała w Sejmie osławiona komisja śledcza do zbadania zarzutu nieprawidłowości w nadzorze Ministerstwa Skarbu Państwa nad przedstawicielami skarbu państwa w spółce PKN Orlen SA. Panowało przekonanie, że Rosja poprzez swoich ludzi chce przejąć kontrolę nad polskim sektorem paliwowym i ostatecznie nas zniewolić. Należało temu przeciwdziałać z całą stanowczością. Nic dziwnego, że prezydent Kaczyński włożył wiele wysiłku w zorganizowanie bloku państw – Ukrainy, Litwy, Azerbejdżanu, Gruzji oraz Kazachstanu – by zbudować wpierw sojusz gospodarczy, a następnie system rurociągów, którymi można by transportować do Polski surowce energetyczne z pominięciem terytorium Rosji.
Tagi:
Marek Czarkowski









