Orzeczenie, ostatnia zupka Julii Przyłębskiej

Orzeczenie, ostatnia zupka Julii Przyłębskiej

Pseudo-Trybunał Konstytucyjny, z gotującą smaczne zupki Jarosławowi Kaczyńskiemu panią Przyłębską na czele, z eksprokuratorem Piotrowiczem i byłą posłanką Pawłowicz oraz kilkoma pseudosędziami dublerami w składzie, wydał wyrok naruszający tzw. kompromis aborcyjny.

Ten rzekomy kompromis, kreujący najbardziej restrykcyjne prawo aborcyjne w Europie, jedynie przez grzeczność i poprawność polityczną nazywany kompromisem, obowiązywał od 1993 r. Pozwalał na dokonanie aborcji: gdy ciąża była wynikiem przestępstwa (np. gwałtu, kazirodztwa lub stosunku z nieletnią poniżej 15. roku życia), gdy zagrażała życiu matki i gdy stwierdzono nieodwracalne wady płodu. Ta ostatnia możliwość została właśnie przez pseudo-Trybunał wykluczona. Kobieta świadoma, że urodzi dziecko martwe albo dziecko, które w męczarniach przeżyje po porodzie krótki czas, musi ciążę donosić i urodzić!

Przed wojną, gdy z mocy konstytucji „wyznanie rzymsko-katolickie zajmowało w państwie naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań”, aborcja była dopuszczalna w dwóch pierwszych sytuacjach. O trzeciej, nieodwracalnych wadach płodu, nie było mowy, bo ówczesny poziom medycyny nie pozwalał na ich wykrycie. Przerwanie ciąży prawo nazywało „spędzeniem płodu”, a nie „zabójstwem poczętego dziecka”. Autorem stosownych przepisów był zaś nie jakiś lewak czy inny socjalista, ale prof. Juliusz Makarewicz, praktykujący katolik i senator z ramienia Chrześcijańskiej Demokracji. Inna rzecz, że sanacja, stanowiąc prawa, nie pytała episkopatu o zdanie, nie pozwalał na to zresztą konkordat z 1925 r.

Orzeczenie pseudo-Trybunału wywołało fale protestów. Protestują głównie ludzie młodzi. Zrozumieli wreszcie, że spór o Trybunał Konstytucyjny, wobec którego byli najczęściej obojętni, miał sens, a działalność tego Trybunału i jego orzeczenia mogą ich dotyczyć bezpośrednio.

Z drugiej strony orzeczenie pseudo-Trybunału wywołało entuzjazm co najmniej niektórych biskupów, w tym bodaj największy abp. Jędraszewskiego. Kościół jest przeciwny aborcji. Także tej, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa lub gdy zagraża życiu matki. Nie mnie sądzić, czy ma rację. Jeśli tak uważa, ma zapewne argumenty teologiczne, na których opiera swoje stanowisko. Wolno mu. Niech zatem przekonuje do tego stanowiska swoich wiernych (swoje wierne). Niech naucza, że aborcja jest grzechem. Niech kształtuje sumienia. Niech karze wiernych niestosujących się do jego nauk karami kościelnymi. Niech im nie daje rozgrzeszenia przy spowiedzi, niech straszy piekłem. Ale radość, że udało mu się namówić władze państwowe do zrobienia z grzechu przestępstwa ściganego przez policję, prokuraturę i sądy, jest zarazem przyznaniem się do totalnej klęski duszpasterskiej. Kościół przyznaje się, że nie ma wśród wiernych posłuchu i musi prosić państwo, jego policję, prokuraturę, sądy i służbę więzienną, o pomoc w wymuszaniu posłuszeństwa. A przecież nie wszyscy obywatele Rzeczypospolitej są wiernymi Kościoła katolickiego. Dlaczego jego nauka ma być dla nich obowiązująca i egzekwowana przez władze państwowe? Przecież Rzeczpospolita Polska jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli. Czy naprawdę biskupi chcą, aby wszystkie grzechy były przestępstwami ściganymi przez państwo? Zdrady małżeńskie, masturbacje, nieuczęszczanie na niedzielne msze, jedzenie kiełbasy w piątek?

Skala protestów po orzeczeniu pseudo-Trybunału zaskoczyła chyba wszystkich, a już w szczególności rządzących. Mam wątpliwości, czy w ramach tych protestów można było przerywać msze w kościołach. Mnie to się nie podoba. Z drugiej strony kto pierwszy wprowadził politykę do kościołów? Chcieli księża polityki w kościele, to ją mają.

Skala zaskoczyła wszystkich. Młode pokolenie, protestując przeciw orzeczeniu pseudo-Trybunału, zrozumiało też, że ten pseudo-Trybunał to przedłużenie PiS. Zrozumiało, co to znaczy upolityczniony Trybunał. Zrozumiało wreszcie, co znaczą rządy PiS. Młode pokolenie protestuje przeciwko rządom PiS i Kaczyńskiemu. Jeśli do tego dojdą ekonomiczne konsekwencje pandemii, z którą rząd najwyraźniej sobie nie radzi, koniec PiS będzie tragiczny.

I tak naprawdę żal mi w tym wszystkim policjantów. Są chyba świadomi, że służą złej sprawie. Na ogół zachowują się przyzwoicie, wykonując swoje obowiązki i rozkazy przełożonych. Tylko nieliczni wykazują się nadgorliwością. I pewnie wielu z nich boi się, że po zmianie władzy zwycięzcy będą im chcieli za to bronienie złej sprawy obniżyć kiedyś emerytury. Znają niedawny precedens, krzywdzący ich starszych kolegów. Wielu poszło do policji, by zgodnie z rotą przyrzeczenia służyć „narodowi polskiemu”, nie jednej partii, przeciw narodowi.

W obozie władzy panika. Prezydent miał szczęście i swoje nicnierobienie może usprawiedliwić koronawirusem. Jarosław Kaczyński żyje w lęku. Gowin już próbuje delikatnie się dystansować, chciałby znów odegrać jakąś rolę, ale tak naprawdę gotów jest uciekać z tonącego okrętu Zjednoczonej Prawicy, tyle że nie bardzo, zdaje się, ma dokąd. Ziobro gdzieś się schował i obstawił prokuratorami, publicznie głosu nie zabiera.

Oj, strach zajrzał w oczy.

Zupki Julii Przyłębskiej na ogół bardzo smakują Jarosławowi Kaczyńskiemu i bardzo ją za nie chwali. To orzeczenie okazało się jednak zupką, za którą pani prezes nie dostanie pochwał, bo chyba niestrawną. Zakończyć władzę objawem niestrawności to jednak nie bardzo honorowo. Bo też zawsze pozostanie wątpliwość, czy ta niestrawność to po zupce, czy tak po prostu, ze strachu.

Wydanie: 2020, 45/2020

Kategorie: Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy