Centralne Biuro Antykorupcyjne będzie przede wszystkim partyjną bezpieką „Urząd Antykorupcyjny, oczywiście, jest wymierzony w elity. I nie w elity opiniotwórcze, tylko w biznesowe. To jest bicz na takich ludzi, jak ludzie Platformy Obywatelskiej”, mówił w rozmowie z „Przeglądem” kilka tygodni temu Karol Modzelewski. Jan Widacki również nie ma większych wątpliwości: „To będzie po prostu partyjna służba specjalna – mówił „Gazecie Wyborczej”. – Nie widzę innego uzasadnienia dla tworzenia kolejnej, ósmej już służby uprawnionej do działań operacyjnych i powielającej zadanie walki z korupcją”. Przypomnijmy – w Polsce z korupcją walczą: Centralne Biuro Śledcze, Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Wojskowe Służby Informacyjne, Główna Inspekcja Celna, Straż Graniczna oraz Biuro Dokumentacji Skarbowej (czyli policja skarbowa). Wszystkie te służby mają prawo do działań operacyjnych – inwigilują podejrzanych, zakładają im podsłuch, werbują tajnych współpracowników. Mogą stosować prowokacje i zakupy kontrolowane. Mogą przeglądać korespondencję, pocztową i elektroniczną, sprawdzać stan konta, śledzić przelewy, umieszczać swoich ludzi w podejrzewanych firmach. Czy przez to korupcja jest w Polsce mniejsza? Gołym okiem widać, że nie jest. Czy znaczy to, że Ludwik Dorn albo Zbigniew Wassermann nie potrafią kierować podległymi sobie instytucjami i walczyć skutecznie z korupcją? To byłoby stwierdzenie za daleko idące. Aczkolwiek oczywiste jest, że wzmocnienie CBŚ czy ABW dałoby lepsze efekty za mniejsze pieniądze niż tworzenie nowej instytucji. Oczywiste – ale nie dla szefów PiS i Mariusza Kamińskiego, który ma być szefem CBA. Komu grozi pan K.? I Kamiński, i rząd uważają, że trzeba stworzyć, za 70 mln zł, elitarną instytucję walczącą z korupcją. Zatrudniałaby 500 osób. Byłaby w stosunku do pozostałych służb specjalnych swoistym nadurzędem – korzystałaby z ich zasobów archiwalnych, z ich techniki, miałaby takie same lub większe uprawnienia. Funkcjonariusze CBA mogliby więc werbować agentów, zakładać podsłuchy, sprawdzać konta i pocztę osób przez nich podejrzewanych. Obiektem ich zainteresowania byłyby elity. Tego zresztą nie ukrywał sam Kamiński. „CBA ma przeciąć patologiczny styk biznesu i polityki”, deklarował podczas konferencji prasowej. „Chcemy jasno powiedzieć, że są w Polsce tzw. wielcy biznesmeni, którzy kolekcjonują w swoich spółkach byłych ministrów, byłych posłów. Widzimy to zjawisko, dostrzegamy to zjawisko, monitorujemy i chcemy powiedzieć takim panom jak pan Kulczyk, jak pan Gudzowaty, jak pan Krauze: że jeśli liczą na to, że dzięki temu będą oni ponosili z tego korzyści w biznesie, to są w wielkim błędzie”. Co prawda, jeszcze na tej samej konferencji Kamiński zaczął ze swoich słów się wycofywać, tłumacząc, że nikogo o nic nie podejrzewa, ale jego wcześniejsza wypowiedź poszła w świat. CBA będzie również się przyglądać politykom i posłom, kontrolować wyższych urzędników i finanse partii politycznych. Pod lupą mają być także publiczne przetargi – zarówno osoby, które zasiadają w komisji przetargowej, jak i przedsiębiorcy, którzy do przetargu staną. Nadbezpieka Na papierze CBA będzie najsilniejszą instytucją w Polsce. Posiadane uprawnienia pozwolą funkcjonariuszom biura inwigilować najbardziej wpływowych ludzi w Polsce. Dzięki temu będą mogli zgromadzić unikalną wiedzę. Będą mogli werbować tajnych współpracowników wśród polityków i urzędników wysokiego szczebla. Nawiasem mówiąc, pamiętajmy, że najłatwiej werbować na podstawie tzw. materiałów kompromitujących. Można więc łatwo sobie wyobrazić sytuację, że biuro zdemaskuje jakichś urzędników łapówkarzy, a następnie pozwoli im funkcjonować, po to tylko, by złowić w swą sieć grube ryby. Albo wejdzie do politycznej gry, jedne śledztwa nagłaśniając, a inne chowając pod sukno. Zdaniem fachowców – zakładając, że biuro będzie sprawną strukturą – w ciągu kilku lat może ono, poprzez tajnych współpracowników, a także swoich funkcjonariuszy, kontrolować newralgiczne punkty w państwie. Administrację, wielki biznes, partie polityczne. I to w sposób tajny, niewidoczny dla śmiertelników. Szefem CBA ma być polityk PiS, poseł Mariusz Kamiński, lider Ligi Republikańskiej. Kamiński, jak zapewniają jego zwolennicy, jak ulał pasuje do tej funkcji. Rozwodnik, mieszka w wynajętym mieszkaniu, niewiele go interesuje poza polityką. „On po prostu nie znosi sytuacji bez jasno określonego wroga – cytuje „Polityka” słowa jednego z jego znajomych. – Komuniści sami się zdekomunizowali, co widać po ostatnich wyborach, więc musi
Tagi:
Robert Walenciak