Ostatni tacy bajkopisarze

Ostatni tacy bajkopisarze

Wsiadam do zdezelowanej škody, u lusterka dyndają zapachowe choinki. W radiu jakaś stacja nadaje o zbrodni i kamerach przemysłowych, dzięki którym udało się namierzyć podejrzanego. – Ale wie pani, co to znaczy? – zagaja taksówkarz. – To znaczy, że oni widzą i wiedzą wszystko. Że nas śledzą przez te kamery przemysłowe: z kim, gdzie, kiedy. Teraz zero romansów, nie da się! Wie pani, że każdy podjazd pod hotel jest monitorowany? Wiadomo, kto z kim i o której podjechał. A co oni montują w windach? A kto wie, co montują w pokojach? No, można sobie wyobrazić!
Wyobrażam sobie i mówię nieśmiało: – Kamery? – A wie pani – nadaje dalej kierowca – jak wyburzano hotel Panorama, to w ścianach znaleziono tyle kabli! Wszystkich gości zagranicznych kierowano do tego hotelu.
Cóż, wiadomo: taksówkarze mają swoje tajemnice i czasami lubią je zdradzać. Niektórzy z nich są mistrzami opowieści: tyle razy opowiadali jedną czy drugą historię, że osiągnęli perfekcję. Stopniują napięcie, zawieszają głos, czasem nabożnie wypowiadają puen­tę. Zdarza się, że pokazują jakiś przedmiot, który uwiarygadnia opowieść: kawałek mosiężnej figurki, ułamany krzyżyk. Niektórzy prezentują jakąś bliznę lub każą zerknąć na uzupełniający artykuł z gazety, którą trzymają w schowku. To apokryf do ich założycielskiej historii. Ktoś powinien spisać te mity, wydać antologię.
– O! A pani w czapeczce – zauważa jeden z wąsami, kiedy wsiadam do auta. – Ja to, proszę pani, nigdy nie noszę czapek i dziwię się facetom, którzy to robią. Potem zdejmują czapkę i wyglądają, jakby ich krowa polizała. – A, to z pana taki twardziel? – pytam prowokująco. – A jak. I nigdy, nigdy w życiu nie nosiłem kalesonów. Tylko raz, w wojsku, jak kazali.
Kiwam głową z niekłamanym podziwem i chowam ukradkiem czapeczkę, zerkając w lusterko, czy nie jestem, jakby mnie krowa ten tego.
Jest jeszcze jeden twardziel, prawdziwy Winnetou, Batman, Superman, Kapitan Ameryka. Sam wymierza sprawiedliwość społeczności i zdarza mu się tyłek skopać jakiemuś osiedlowemu pijaczkowi, który „taką fajną żonkę bije”. A że taksówkarz łapę ma jak dzwon, ze zgrozą wysłuchuję historii o lewych sierpowych, nelsonach i gardach. Z taksówki wysiadam trwożnie, na miękkich nogach, zastanawiając się nad znaczeniem jego tatuaży.
Nocą pijany półświatek i cały światek pyta ich czasami o najlepsze burdele, a kiedy ktoś nie lubi korzystać z internetowych wyszukiwarek, może śmiało pytać taksówkarzy o taką choćby wypożyczalnię nart (akurat jest sezon), strojów karnawałowych (zaraz będzie sezon) bądź knajpkę z przyzwoitym i tanim żarciem (sami tam jedzą). Czasem mam ochotę zapytać ich o Pana Boga. Kto wie, może po prostu wiedzą wszystko o wszystkim? Często podają mi na tylne siedzenie przepis na pigwówkę, a nawet – uwaga – bazyliówkę! O zdrowiu także wiedzą wiele, często bowiem wożą lekarzy, którzy z powołania lub z nudów udzielają im rozmaitych porad. Zresztą w korkach wszyscy stają się trochę bardziej wylewni. Niedawno jednak pan taksówkarz ostro mnie obsztorcował. Kiedy wsiadałam do auta, patrzył w taki sposób, że czułam, że ma jakiś plan, jakieś zamiary wobec mnie.
– W ogóle się nie odzywam! – oświadczył z półuśmiechem, ale ostrzegawczo. – OK – mówię i wyciągam telefon, żeby odpisać na esemesy. – A wie pani dlaczego? – zerka w lusterko z miną przebiegłego przemytnika. – Otóż pani napisze potem o tym felieton! – wykrzykuje triumfalnie. – Raz czytałem!
Oblewam się rumieńcem, układam usta w ciup i gapię się przez szybę na przymgloną stolicę Dolnego Śląska. Mam nadzieję, że nawet ten obrażony kierowca niedługo znowu coś mi opowie.

Wydanie: 2015, 51/2015

Kategorie: Agnieszka Wolny-Hamkało

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy