Pakiet onkologiczny z wadami

Pakiet onkologiczny z wadami

Mówi się, że karta będzie podstawą do wykonywania badań, taką przepustką, ułatwieniem w systemie leczenia onkologicznego.

– Przecież chory i tak jest zarejestrowany, wiadomo, że ma nowotwór albo podejrzenie nowotworu bądź wymaga obserwacji po leczeniu. I bez karty dla wszystkich jest oczywiste, że potrzebuje różnych badań.

Łatwo wszystko krytykować – a jakie zmiany państwo proponują?

– Jeżeli rzeczywiście chcemy pacjentom ułatwić dostęp do świadczeń onkologicznych, trzeba to zrobić np. tak jak w zabiegowej kardiologii – sprawić, aby na takiego chorego czekano.

?

– Wiele publicznych i prywatnych szpitali wyposażyło się w niezwykle kosztowny sprzęt na potrzeby kardiologii i zorganizowało stałą dostępność do leczenia. Każdy chory z ostrym bólem w klatce piersiowej w ciągu najdalej kilku godzin może się znaleźć w takim ośrodku. Wyniki leczenia w kardiologii zabiegowej mamy na poziomie europejskim. Dlaczego? Bo w tej dziedzinie od lat jest dobre finansowanie. Opłaca się leczyć chorych i nikt nie potrzebuje karty pacjenta. Kolejny pacjent w ośrodku onkologicznym to będzie problem, bo możliwości leczenia są ograniczone. Hasło, że nie będzie limitów, może pozostać jedynie na papierze.

Z punktu widzenia pacjenta wiele wnosi koncepcja koordynatora. Mielibyśmy kogoś w rodzaju opiekuna, który działa w naszym interesie, nie odsyłano by nas od lekarza do lekarza.

– Koordynator to dobry pomysł.

Nareszcie! Czyli jest jasna strona tych zmian.

– Pomysł koordynatora powstał w środowisku onkologów. Bo akurat tak się szczęśliwie dla polityków złożyło, że trwały prace nad Cancer Planem, czyli nad kompleksowym programem leczenia onkologicznego w Polsce, i onkolodzy mieli już coś gotowego. Dlatego na początku występowali razem z politykami.

To chyba dobrze.

– Owszem, ale pomysł powołania koordynatorów jest niedopracowany. Koordynator na pewno się przyda, ponieważ onkologia jest działem medycyny o charakterze wielodyscyplinarnym, a więc pacjent może być leczony w różnych ośrodkach, co wymaga organizacji, współdziałania. Jeśli jednak wprowadzamy do systemu nową funkcję, wcześniej musimy się do tego przygotować. Bo kto ma być tym koordynatorem? Może należałoby wprowadzić taki zawód?

Na jaki jeszcze element pakietu pan by się zgodził?

– Podoba mi się pomysł zespołów wielodyscyplinarnych, które będą się opiekowały pacjentem. Tylko że nie jest wszystko jedno, jak to zrobimy. Nie wystarczy ustalić, że na jakimś etapie pacjent musi być konsultowany przez zespół specjalistów. Ten pomysł zresztą już funkcjonuje w ośrodkach onkologicznych. Natomiast w szpitalach nieonkologicznych nie ma specjalistów potrzebnych do utworzenia takiego zespołu, a te placówki zajmują się większością chorych z rakiem.

Co zatem robić? Co by pan poradził ministrowi zdrowia, politykom?

– Zamiast obniżać wycenę świadczeń onkologicznych, należałoby ją podnieść i powiedzieć, że ta dziedzina medycyny będzie się rozwijała, a lepsze finansowanie będzie stabilne przez co najmniej kilka lat. Wtedy byłoby więcej lekarzy zainteresowanych specjalizacją onkologiczną i szpitale chętnie by w nią zainwestowały, kupując np. nowoczesny sprzęt. Wszyscy czekaliby na pacjenta z nowotworem i nie musiałby on upominać się o swoje. Ale żeby taki system zaczął naprawdę działać, trzeba co najmniej paru lat. Obietnice zawarte w pakiecie onkologicznym są po prostu nieadekwatne do możliwości obecnego systemu.

To co, politycy i rząd się nie znają? Przecież są tam również lekarze!

– Znają się, ale mają jakiś przymus obiecywania społeczeństwu jak najwięcej. Najlepszym przykładem jest tzw. koszyk świadczeń gwarantowanych. Są gwarantowane, ale tylko na papierze. Aby otrzymać świadczenie, bardzo często trzeba długo czekać i ludzie w końcu wybierają lecznictwo prywatne.

Jakie widzi pan wyjście z tego impasu?

– Pierwszy nasz postulat jako samorządu lekarskiego to zwiększenie środków na ochronę zdrowia, w tym na onkologię. Drugi – pieniądze powinny iść za pacjentem. W tej chwili pieniądze do tych, którzy leczą, idą z kontraktem, co powoduje, że pacjenci znajdują się poza głównym obszarem zainteresowania – zarówno płatnika, jak i świadczeniodawców.

Przecież o tym mówiło się 20 lat temu, kiedy zmienialiśmy system ochrony zdrowia, gdy prywatyzowano przychodnie, szpitale.

– Ale teraz najważniejszy jest kontrakt! Kiedy pieniądze pójdą za pacjentem, skorzysta przede wszystkim on sam, gdyż stanie się najważniejszym uczestnikiem systemu i będzie wiedział, ile pieniędzy ma do wydania na swoje zdrowie.

Nie wiem, czy pacjent będzie chciał mieć swój portfel z napisem „zdrowie” i czy będzie mu się chciało tym rozporządzać.

– To znacznie lepsze niż iluzja, że wszystko ma zagwarantowane. Pojawiłby się mechanizm pobudzający zainteresowanie świadczeniodawców tym, aby pacjenci przyszli właśnie do nich, a nie gdzie indziej.

Też to już słyszałam wiele lat temu. I co? Po prostu brak efektów.

– Doprowadziło do tego ciągłe „usprawnianie” systemu. W tej chwili jest on całkowicie kontrolowany przez płatnika. Kiedy chorzy będą świadomi, ile mają pieniędzy na swoje zdrowie, będą mogli zawrzeć dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne albo pozostać przy podstawowym, tym powszechnym. Tak jest w wielu krajach. W obecnym systemie niby mamy wszystko, ale gdy pod koniec roku chcemy się zapisać do specjalisty lub na jakieś badanie, okazuje się, że nie możemy tego zrobić, bo kontrakt szpitala jest wyczerpany.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 03/2015, 2015

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy