Palestynki

Palestynki

Żadnej szansy przed trybunałem

Mariam wraz z innymi działaczkami wybrała się pewnego dnia na piknik w okolicach Nabi Saleh, nad kamienny basen, jakich wiele na palestyńskich polach. Kiedyś budowali je rolnicy, by gromadzić wodę do podlewania upraw. Dziś baseny upiększają krajobraz. Po drodze zatrzymał je izraelski patrol i aresztował. Przez osiem godzin siedziały pod drzewem. – Plastikowe paski zaciskowe krępowały nam ręce za plecami. Traciłam czucie w dłoniach, więc poprosiłam jednego z żołnierzy, żeby je trochę poluzował. Ścisnął jeszcze bardziej – opowiada. Zwolnili je o godz. 3 nad ranem za kaucją. Jak zwykle kaucji im nie zwrócono.

Żołnierzom wolno było je aresztować, bo Palestyńczycy z Zachodniego Brzegu podlegają reżimowi ponad 1,7 tys. rozporządzeń wojskowych wydanych przez dowódcę izraelskiej armii na terytoriach okupowanych. Żołnierze mogą zatrzymać każdego, kto z jakiejkolwiek przyczyny wydaje im się podejrzany – również grupę młodych kobiet idących na piknik. Za to do żydowskich osadników, również mieszkańców Zachodniego Brzegu, stosuje się izraelskie prawo cywilne. Jedno terytorium, dwa różne systemy prawne, w zależności od przynależności etnicznej – wskazują ci, którzy obecny system przyrównują do apartheidu.

W listopadzie 2012 r., w trakcie izraelskiej ofensywy w Strefie Gazy, Mariam i siedem innych kobiet weszło na dach budynku izraelskiej administracji na Zachodnim Brzegu, w okolicach Ramallah. Chciały zaprotestować, wyrażając solidarność z Gazą. Nagranie z ich brutalnego aresztowania można znaleźć w internecie. Potem było jeszcze gorzej, zostały zabrane na posterunek policji. – Mijały godziny. Siedziałam na dziedzińcu, z rękami skutymi na plecach. Nic nie widziałam, bo miałam cały czas opaskę na oczach – nic poza sześcioma parami stóp dookoła mnie. Oni stali tak blisko, że czułam ich oddech na sobie. Jeden z nich darł mi się do ucha. Drugi groził gwałtem. Odmówiłam zeznań. Próbowałam nawet się uśmiechnąć – wspomina.

W kwietniu zeszłego roku Mariam została aresztowana po raz trzeci. Znowu w Nabi Saleh. Tym razem była tam w charakterze tłumaczki, pracowała z zachodnimi dziennikarzami. Trwał protest, jak

zwykle przyszły też dzieci z wioski. – Jeden z żołnierzy strzelał do maluchów gazem łzawiącym z bardzo bliskiej odległości. Stanęłam tuż przed nim, krzyczałam na niego, chciałam go powstrzymać – opowiada. Przy wyjeździe ze wsi zatrzymał ich patrol. Ten sam żołnierz, na którego Mariam wcześniej krzyczała, wyciągnął ją z samochodu. – Gdy mnie aresztowali, koleżanka, która zna hebrajski, usłyszała, jak żołnierze ustalali między sobą, że oskarżą mnie o rzucanie kamieniami.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 06/2015, 2015

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy