Palikot zagwizdał na zbiórkę – rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Palikot zagwizdał na zbiórkę – rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Młode pokolenie, które zmieniło orientację z kruchty na technologię informacyjną, zachowało nieufność wobec innych Prof. Janusz Czapiński, pracuje na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, prorektor Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie. Od 1991 r. prowadzi we współpracy z socjologami i ekonomistami badania poświęcone społecznym i psychologicznym problemom transformacji ustrojowej. Kierownik wieloletniego projektu badawczego „Diagnoza Społeczna”. Rozmawia Robert Walenciak Czy Polacy są narodem stabilnym? Rok temu mieliśmy wielką wojnę o krzyż na Krakowskim Przedmieściu, śpiewy. A teraz mamy Palikota i 10%, które dostał… Polacy tak od ściany do ściany? – 10% to już było, zanim Palikot wszedł w te wybory. Nie jest tak, że raptem ci ludzie przejrzeli na oczy. Oni byli, tylko mało o nich mówiono i nie dostrzegano ich, ponieważ nie mieli swojej reprezentacji politycznej, praktycznie nie istnieli w mediach, nie wspominając o trybunie sejmowej. Palikot po prostu zagwizdał na zbiórkę! I ci ludzie przybiegli… Społeczeństwo tak nam się zmieniło? – Ono się zmienia od samego początku transformacji. To proces nieodwracalny, jednokierunkowy. Przesłanką tej zmiany jest ogromny bum edukacyjny. Szkoła jednak zmienia ogląd świata… A myśmy awansowali z niecałych 7% osób z wyższym wykształceniem do 25%! W młodym pokoleniu to już jest ok. 40%. Nic więc dziwnego, że ci ludzie zaczęli inaczej myśleć. Polacy zaczęli też wyjeżdżać. Posmakowali innego powietrza, innej kultury, innych relacji między ludźmi. No i to też im dało do myślenia. Za bumem edukacyjnym, za otwarciem na świat i dostrzeżeniem szerszych perspektyw poszły dalsze zmiany kulturowe. Nastąpiła stopniowa zmiana norm, przekonania, co jest istotne, a co nie, co jest passé, a co jest przyszłością. A co stało się passé i co jest przyszłością? – Passé stał się ogromny repertuar konserwatywnych, tradycyjnych polskich wartości, np. tradycyjne małżeństwo. Co prawda, ciągle większość dorosłych Polaków żyje w formalnym związku małżeńskim, ale rośnie też grupa ludzi, którzy nie chcą się wiązać w tego typu instytucję. Dzieci są już trochę passé… Bo są inne atrakcje życia, ale i kłopot z godzeniem kariery zawodowej z wychowywaniem potomstwa. Stopniowo następuje reorientacja w sposobie myślenia. PiS kruszeje powoli Rozmawialiśmy kilkanaście miesięcy temu i mówił pan, że Polacy są narodem nieufnym, konserwatywnym, że w zasadzie PiS ma olbrzymi rezerwuar poparcia, który mogłoby wykorzystywać, i gdyby dobrze grało, toby rządziło a rządziło… – I niewiele straciło z tego rezerwuaru. Ale traci. Odbywa się to stopniowo, w sposób naturalny, elektorat PiS składa się głównie z osób starszych, gorzej wykształconych i stopniowo się wykrusza – o tym decydują procesy biologiczne. Ale, moim zdaniem, PiS absolutnie miało szansę zdobyć 40% głosów w tych wyborach, to jest jego potencjał. A cztery lata temu mogło liczyć nawet na 50%! Ten proces nieuchronnie działa na niekorzyść grup konserwatywnych, związanych silnie z Kościołem. Może nie z samym Kościołem powszechnym, tylko tym polskim, parafialnym. Erozja tego wielkiego elektoratu jest nieuchronna. – Te wybory to był ostatni dzwonek alarmowy dla PiS. Jeszcze nie są przesądzone wyniki wyborów za cztery lata, może być różnie, choć przy tym sposobie uprawiania polityki… Myśli pan o wojnie wewnątrz PiS, o frakcji Ziobry… – Tak. To jest, nawiasem mówiąc, powrót do normy prawicowej. Przez prawie 20 lat, do czasów powstania PiS, normą na prawicy było rozbijanie. Raz im się udało zrobić patchwork w postaci AWS, ale gdy tylko zaczęły się schody, wszystko się rozbiegło. Takie zachowanie na prawicy to norma kulturowa? – To jest silny element mentalności tych ludzi – jeśli ja mam rację, to absolutnie nikt inny nawet połowy racji nie może mieć. Moje musi być na wierzchu. Więc Ziobro woli, żeby go wyrzucili, niż żeby miał się ukorzyć. Nawet jeśli zaszkodzi tym PiS i sobie. No, przy takim stanie rozchwiania PiS ten dzisiejszy dzwonek alarmowy może niewiele mu pomóc i za cztery lata nie będzie mobilizacji na prawicy. Poza tym z Kaczyńskiego w znacznym stopniu uszło powietrze. On już nie jest tym fighterem, jakim był jeszcze w 2007 r. Ale potencjał wciąż ma. – Ma, tylko że potencjałem się nie wygrywa. Wygrywa się zmobilizowanym potencjałem. A szansa na zmobilizowanie tych 40% z roku na rok będzie gwałtownie maleć. Coraz dalej od Kościoła Mamy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 45/2011

Kategorie: Wywiady