Utrata pamięci o niewolniczym statusie chłopa i związanej z nim ciemnej karcie ziemiaństwa jest bardzo głęboko ukryta Prof. Andrzej Leder – filozof, pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, autor książki „Prześniona rewolucja” Czy oglądał pan „Pamięć absolutną” – taki stary film z Arnoldem Schwarzeneggerem? – Pewnie go widziałem, ale treści nie pamiętam. W tym filmie istotny jest właśnie wątek pamięci – bohaterowi zostają wszczepione fałszywe wspomnienia. Jeszcze w latach 70. amerykańska psycholożka Elizabeth Loftus udowodniła, że to możliwe. – Z moich doświadczeń wiem, że najczęściej pamięć ludzka nie jest fałszywa, lecz wybiórcza, przykrojona do wzorców i ideałów, którym dana osoba lub podmiot – bo pamięć ma wymiar nie tylko indywidualny, ale również zbiorowy – chce sprostać. Mamy do czynienia ze zjawiskiem, które można nazwać pracą pamięci, budowaniem swojego wizerunku pasującego do wyznaczonego celu lub oczekiwań. Materia, z której kroimy swoją pamięć, może być autentyczna, ale może też być produktem fantazji. – To właśnie wynika z wybiórczego traktowania własnych doświadczeń, rozdymania ich i lukrowania, by sprostać jakimś oczekiwaniom. Rzadko są to zupełne fantazje. Prof. Loftus poprosiła starszych braci, by opowiedzieli młodszym, że ci we wczesnym dzieciństwie zgubili się w centrum handlowym. Oni te wspomnienia potraktowali jak własne, uzupełniając szczegółami. Zdaniem amerykańskiej badaczki, zaszczepianiu fałszywych wspomnień sprzyjają opowieści osób, które są autorytetami. – Duża część naszej pamięci i tożsamości jest rzeczywiście budowana w relacjach z innymi, na przekazach i narracjach, które nie są naszymi wspomnieniami. Co wcale nie znaczy, że to przekazy fałszywe. Nie pamiętamy naszego wczesnego dzieciństwa i nie możemy zbudować własnej opowieści na jego temat, musimy zatem się opierać na relacjach innych: starszego rodzeństwa, rodziców, dziadków, sąsiadów itd. Świadkowie historii zmyślonej Budujemy pamięć także w relacjach z państwem, jego instytucjami, powszechnie uznanymi autorytetami. Wiele osób, chcąc sprostać oczekiwaniom otoczenia, po prostu nagina swoje wspomnienia do dominującego przekazu. – Catherine Merridale, pracując nad wydaną także po polsku książką „Wojna Iwana”, spędziła wiele czasu w rosyjskich archiwach, a równolegle rozmawiała z uczestnikami Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Gdy konfrontowała różne źródła, opowieści weteranów i zawartość archiwów, uderzyło ją, że przekazy zawarte w archiwach NKWD – m.in. donosach i cenzurowanych listach – są znacznie bardziej autentyczne niż własne relacje weteranów: niesłychanie stereotypowe, opowiedziane językiem przekazu propagandy okresu powojennego. Pamięć uczestników została zbudowana przez osobiste przeżycia, ale przepuszczona przez filtr oficjalnej opowieści. To zresztą sytuacja typowa – podobnie dzieje się z pamięcią zbiorową w każdym społeczeństwie. Nie mogę się doczekać zbadania wartości relacji uczestników i świadków powstania warszawskiego. Muzeum Powstania Warszawskiego zebrało ich już ponad 2,7 tys. Dominująca heroiczna narracja musi wpływać na charakter tych wspomnień. – Ale mamy też odarty z patosu i bardzo krytyczny „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. Ostatnio pojawiła się cała fala relacji kobiecych, które także nie wpisują się w tę heroiczną perspektywę. Obraz powstania powoli się zmienia, choć oczywiście wciąż najpowszechniejszy jest dyskurs bohaterski, powielany i wzmacniany – jak w „Wojnie Iwana” – przez relacje świadków historii. Nacisk – polityków, mediów, instytucji publicznych, historyków, ludzi kultury – na świadków wydarzeń, sugerowanie im, jak powinni patrzeć na wydarzenia z przeszłości, traktuję jak wszczepianie wspomnień. – Można to i tak ująć, ale nie wydaje mi się, by było to szczególną cechą społeczeństwa polskiego. Każde społeczeństwo buduje wizję własnej przeszłości i wywiera presję na obywateli, podsuwając, jak ta historia powinna być opowiadana, w jaki nurt powinni wpisywać swoje narracje. Każde państwo chce, by historie indywidualne pasowały do preferowanej wizji historii zbiorowej. Wstyd i wina Jeśli w fałszowaniu wspomnień, a co za tym idzie – tożsamości, nie ma niczego nienaturalnego, po co napisał pan książkę poświęconą wyparciu z pamięci ważnego okresu i wątku polskiej historii? – Bo przypominanie jest tak samo naturalne jak wypieranie i zapominanie. Zawsze znajdą się osoby przypominające o pewnych zapomnianych albo niewypowiadanych fragmentach zbiorowego doświadczenia, budujące trochę inną opowieść o przeszłości i tożsamości, starające się wprowadzić ją do debaty publicznej. Ja właśnie taką próbę










