Polski balet międzynarodowy

Polski balet międzynarodowy

Obecność tancerzy, którzy wnoszą inną kulturę, w tym kulturę pracy, jest ważna i korzystna Krzysztof Pastor – dyrektor PBN, w latach 2011-2020 dyrektor artystyczny baletu Litewskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu. Był solistą Polskiego Teatru Tańca Conrada Drzewieckiego, Teatru Wielkiego w Łodzi i Baletu Lyońskiego. W 1985 r. związał się z Holenderskim Baletem Narodowym, rozpoczynając tam także pracę choreograficzną. W latach 1997-1999 był choreografem Washington Ballet, a potem kontynuował swoją twórczość w Amsterdamie, gdzie w latach 2003-2017 zajmował pozycję choreografa rezydenta Holenderskiego Baletu Narodowego. Panie dyrektorze, co pan będzie robił 23 lipca? – A, to nawet wiem. Przede wszystkim jest to dzień urodzin mojego nieżyjącego już niestety Taty. Ale tego dnia, co pewnie ma pani zapisane w notatkach, w starożytnych rzymskich termach Karakalli – podczas festiwalu organizowanego przez Teatro dell’Opera di Roma – wystawione zostanie moje „Bolero” do muzyki Maurice’a Ravela. Mam nadzieję, że będzie pięknie. Moja choreografia zostanie zatańczona w finale Gran Gala di Danza. Kiedy rozmawialiśmy w 2016 r., przed polską premierą, powiedział pan: „»Bolero« nie było moim pomysłem. Wybrał je dyrektor Holenderskiego Baletu Narodowego, Ted Brandsen, a ja przez jakiś czas wzbraniałem się przed jego realizacją. Obawiałem się popularności muzyki; lubię brać na warsztat utwory nie tak znane i stawiające przede mną wyzwania, które zmuszają mnie do poszukiwań”. Co dla pana oznacza komercyjny temat? Czy sztuka wysoka nie może być masowa i popularna? – Trochę mnie pani teraz złapała. Bo rzeczywiście dość często mówię takie rzeczy, a potem pewnie sobie zaprzeczam. To jest takie twórcze rozerwanie. W przypadku „Bolera” jeszcze trudniejsze do wytłumaczenia. Dlatego, że zmagałem się z jednej strony z trudnym materiałem muzycznym, a z drugiej z popularnością utworu, utrwalonymi wyobrażeniami publiczności oraz ikoniczną wersją Maurice’a Béjarta, od której chciałem odejść. W 2018 r. zrobiłem „Draculę”, powiedziałbym, że również bardzo komercyjny tytuł. No właśnie, co raz jakby tłumaczył się pan z popularnych tematów. – Ale też mówię, skąd są moje korzenie jako choreografa. Warsztat zdobywałem w Holandii. Kiedy nie tak dawno Holenderski Balet Narodowy wystawił „Don Kichota” w choreografii Aleksieja Ratmańskiego, to ten tytuł był uważany za dość komercyjny. Takie jest tam podejście. O co chodzi? O trudność odczytania? Wtedy utwór jest wyrafinowany? – Nie uważam, żeby to zawsze było dobre podejście; czasem komentowano tak moje prace: „O, Pastor znowu wybrał trudną muzykę, nie uczynił swojego zadania łatwym”. Gdy zaproponowano mi wystawienie „Draculi”, także nie byłem entuzjastą tego pomysłu. A jednak balet odniósł sukces i cieszę się z niego. Tak jak z sukcesu „Bolera”. Oba spektakle są już w repertuarach pięciu zespołów. I cały czas należą do sztuki wysokiej, jeżeli mamy operować takimi pojęciami. A co pan pomyślał po przeczytaniu słynnej wypowiedzi Olgi Tokarczuk o „literaturze nie dla idiotów”? – Wydaje mi się, że przede wszystkim Olga Tokarczuk ma prawo tak uważać. Ale myślę też, że jej wypowiedź została źle zinterpretowana. Ona mówiła o pewnej wrażliwości, generalnej kulturze. Być może trochę teraz idealizuję, ale zaryzykuję i powiem, że język tańca jest łatwiejszy od literackiego. Wszyscy operujemy językiem ciała, jest więc możliwe, że widz niemający pojęcia o balecie przyjdzie na balet współczesny, taki bez wyraźnej fabuły, i przeżyje katharsis. Drogowskazem może być krótki opis w programie, ale też wierzę, że widz, który go nie przeczytał, może się zachwycić muzyką i formą. Mówi się, że balet jest sztuką hermetyczną, elitarną. Ja z tym poglądem się nie zgadzam. Choć myślę, że odbiór jest łatwiejszy i głębszy, kiedy przeszło się pewien etap. W Rzymie „Bolero” zostanie poddane kolejnej ocenie. Jaki to jest rynek? Incydent w Hanowerze, szokujący atak na dziennikarkę „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, w drastyczny sposób ujawnił skomplikowane relacje między choreografami a recenzentami ich twórczości. – Myślę, że włoscy krytycy są dosyć łaskawi. Nie mówię o własnych doświadczeniach. We Włoszech wystawiłem jedynie przed laty – z zespołem baletowym Teatro Massimo w Palermo – „Altri canti d’Amor” („Inne pieśni o miłości”) do muzyki Claudia Monteverdiego i niedawno duet z „Tristana” w La Scali. Ale czytam recenzje i mogę powiedzieć, że raczej szukają pozytywów, są przyjaźnie nastawieni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2023, 2023

Kategorie: Kultura, Wywiady
Tagi: balet, Teatr