Pamięć ratowników

Pamięć ratowników

Dla ratownika najważniejsza jest chwila, kiedy jego pies zaszczeka, gdy znajdzie żywego człowieka. W Bam psy nie zaszczekały ani razu Rodos, widząc obcego człowieka, staje na tylnych łapach i wykonuje taniec radości. Liże ręce, kolana i najchętniej sięgnąłby twarzy. Właśnie tak ma się zachowywać pies wyszkolony do poszukiwań zaginionych ludzi. Ów złoty labrador jest jednym z „wąchaczy” pracujących na etacie Małopolskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej, która wróciła niedawno z Iranu. Nowosądeccy strażacy porządkują górę sprzętu, który mieli ze sobą w ruinach miasta Bam, i tym samym przygotowują rzeczy do kolejnej akcji, do której mogą zostać wezwani w każdej chwili. W hangarze piętrzy się sterta dużych aluminiowych kapsuł służących jako walizy. Jest ich mnóstwo, bowiem grupa poszukiwawcza ma być samowystarczalna przez co najmniej siedem dni. Miasto umarłe – Pierwsze wrażenie było porażające – wspomina aspirant Piotr Wysowski, uczestniczący w podobnej akcji po raz pierwszy. – Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, zobaczyliśmy jak okiem sięgnąć ruiny, a na nich ludzi opłakujących swoich bliskich. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego bezmiaru nieszczęścia. Starsi ratownicy widzieli już podobne sytuacje przed laty w Turcji oraz Indiach. Były równie dotkliwe, chociaż każda tragedia w strefie ruchów sejsmicznych ma swoją specyfikę. – W Iranie były to dziesiątki tysięcy ludzi pogrzebanych pod ruinami – słyszę. – Po kilku dniach ciała zaczęły się rozkładać i w powietrzu trwał wszechobecny smród. W powszechnym użytku były maski nakładane na twarze. Psy miały bardzo utrudnione zadanie. Zdesperowani członkowie rodzin przeszkadzali raczej, niż pomagali. W pierwszych dniach akcji miejscowe służby porządkowe panowały nad sytuacją o tyle, że namioty stały poza obszarem ruin, zaś ludzi wpuszczano na gruzowisko tylko w dzień. Z czasem namioty stawiano w środku umarłego miasta, zaś miejscowi odrzucali kamienie i włazili do odkopywanych piwnic nieustannie, przez całą dobę. Ratownicy z wielu krajów świata pracowali w wyznaczonych sektorach. Polscy strażacy mówią dzisiaj, że nie bardzo jest o czym opowiadać. Całymi godzinami mozolnie przeczesywali z psami góry pokruszonych cegieł. Dla ratownika najważniejsza jest chwila, kiedy jego pies zaszczeka. To sygnał, że znalazł żywego człowieka. W Bam żaden pies ratowniczy nie zaszczekał ani razu. Najlepsi z najlepszych Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 2 oraz zamiejscowy wydział Krakowskiej Szkoły Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu sąsiadują ze sobą przez ścianę. 24 druhów z obu strażackich struktur wchodzi w skład Małopolskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej. Oprócz nich wyjeżdżają na akcje czterej specjaliści z Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej, a także troje wolontariuszy z Polskiej Misji Medycznej, w tym lekarz. W całym Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym istnieją tylko dwie takie grupy: w Gdańsku oraz Nowym Sączu. – O chęci uczestnictwa w grupie decyduje przede wszystkim osobista ambicja. Nie chodzi o możliwość awansu w hierarchii zawodowej, lecz o zdobycie kwalifikacji zdecydowanie przewyższających umiejętności przeciętnego strażaka – twierdzi asp. sztab. Grzegorz Smajder. – Chcemy być jak najlepsi, choć nasze wyjazdy nie budzą bynajmniej entuzjazmu rodzin. Udział w akcjach ratowniczych nie jest synekurą. Ratownik podczas wyjazdu za granicę zachowuje prawo do pensji w kraju. Do niedawna, przez całą minioną dekadę, otrzymywał też 10 dol. dziennie. Za wyjazd do Iranu pierwszy raz wypłacona zostanie każdemu pełna dieta w wysokości 45 dol. za dobę. Żeby wejść w skład grupy, trzeba złożyć dobrowolną pisemną deklarację uczestnictwa. W razie wezwania do akcji zagranicznej można wycofać się jedynie w przypadku kłopotów ze zdrowiem lub zdarzeń losowych najwyższej wagi. Deklaracja traktowana jest jednoznacznie jako akces do uczestnictwa we wszechstronnych szkoleniach. Kiedy strażacka elita jedzie ćwiczyć ratownictwo przeciwpowodziowe, przy torze kajakowym zbiera się zazwyczaj tłum gapiów. Ratownicy nie pływają na kajakach, ale tor ma urządzenia techniczne spiętrzające rzekę, a więc wywołujące fale. Gdy koryto wypełnia się po brzegi, a nurt staje się głęboki i rwący, wypływają pontony i łodzie. W ekstremalnych warunkach trenowane są umiejętności podejmowania tonących, przeładunku ludzi, zwierząt, żywności i sprzętu. To niezbędne, gdyż strażacy z Nowego Sącza uczestniczą w każdej większej akcji przeciwdziałania skutkom powodzi na terenie całego kraju.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2004, 2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Adam Molenda