Kiedy praca szuka człowieka

Kiedy praca szuka człowieka

Coworkers playing a foosball table in an office. FOT. ADOBE STOCK

Obniżają się wymagania wobec kandydatów, wydłuża się za to lista oferowanych im bonusów. Lepszego momentu na znalezienie pracy nie będzie? Rozmowa pracowników działu kadr: – Kiedyś, jak publikowali ofertę pracy z jednym czy dwoma wymaganiami, wszyscy ją sobie podsyłali. Takie to było niezwykłe. A teraz? Żadna sensacja. Ogłoszenia z minimalną liczbą wymogów do spełnienia to codzienność. – Najkrótsza lista wymagań? Zero. – Nieraz w ogóle jest tylko kampania, która zachęca do wysłania CV. Albo nawet bezpośredniego spotkania czy nagrania wideo. Wszystko zależy od branży. – W IT czy marketingu w ogłoszeniu o pracę może być już tylko lista bonusów. Zresztą w przypadku pracowników fizycznych zaczyna być podobnie. Równanie w dół Niedawno przeciętne ogłoszenie o pracę to była lista sześciu-siedmiu wymagań wobec kandydatów. Obowiązkowo doświadczenie zawodowe. Do tego wykształcenie (wyższe, bo licencjat każdy może napisać), języki (im więcej, tym lepiej, ale nie mniej niż trzy), certyfikaty i kursy (zagraniczne, a jak!) i znajomość obsługi konkretnych programów (nawet jeśli potem, w praktyce, okazywały się niepotrzebne). Teraz to już jedynie 5,2 pozycji – wynika z raportu „Rynek pracy pod lupą” opracowanego przez firmę audytorsko-doradczą Grant Thornton. Największy spadek wymagań dotyczy formalnego wykształcenia kandydatów – odsetek ofert pracy, które o nim wspominały, w ciągu czterech lat spadł z 64% do 44%. – Tytuły czy dyplomy mają coraz mniejsze znaczenie dla pracodawców, co może wynikać nie tylko z aktualnej koniunktury na rynku pracy, ale też z niedopasowania programu nauczania do jego oczekiwań – tłumaczy Monika Łosiewicz, menedżer ds. rekrutacji w Grant Thornton i wykładowczyni Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu. Coraz rzadziej pracodawcy wymagają od potencjalnych pracowników także znajomości języków – tutaj odsetek spadł do 37% z 44% („Przecież angielski do sortowania dokumentów nie jest potrzebny”) czy minimalnego doświadczenia – o nim mowa jest już tylko w 56% ogłoszeń; wcześniej aż w 70% („Nie oczekujemy, że wszystko zrobisz sam/sama”). A to oznacza, że kandydat może nie pokończyć szkół i z powodzeniem ubiegać się o pracę. Nie znać języków, ale być zaproszonym do kolejnego etapu rekrutacji. Nie mieć doświadczenia, ale trafić na krótką listę. Historyczne rekordy – Firmy myślą teraz kategoriami: jak by tu jeszcze obniżyć wymogi, byle tylko pojawił się chętny do pracy. Jakikolwiek. A najlepiej jak najszybciej – podsumowuje Monika Łosiewicz. W raporcie pisze nawet: „Zdaje się, że w obecnej sytuacji wystarczy po prostu mieć chęć do pracy i być odpowiedzialnym”. Ostatnie lata to czas dużych zmian na rynku pracy – tak ten fenomen tłumaczą eksperci. Z jednej strony, silny rozwój gospodarczy sprawił, że mamy rekordowo niskie bezrobocie. Liczba osób bez pracy w ciągu ostatnich pięciu lat zmalała o 1,03 mln, a tylko w listopadzie spadek ten wyniósł niemal 100 tys. (w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku). – Od 1990 r. poziom bezrobocia nigdy nie był tak niski. To najlepszy wynik od 30 lat – stwierdziła kilka tygodni temu Marlena Maląg, szefowa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Z drugiej strony – to efekt niekorzystnych trendów demograficznych. Już nie tylko starzenia się społeczeństwa i małego przyrostu naturalnego, ale też zagranicznej migracji zarobkowej Polaków i skomplikowanych procedur zatrudniania cudzoziemców. A co za tym idzie, także ich stopniowego odpływu do Niemiec, gdzie są duże ułatwienia dla pracowników spoza Unii Europejskiej. Wszystko to powoduje, że nawet obniżanie i tak niskich wymagań wobec pracowników niewiele daje. Jeśli wierzyć statystykom, ponad połowa firm ma trudności ze zdobywaniem pracowników. Aż jedna trzecia ankietowanych przyznaje, że z powodu braku rąk do pracy rezygnuje z kontraktów. Albo w ogóle nie podchodzi do przetargów, albo wycofuje się z nich w ostatniej chwili. A może być jeszcze gorzej, biją na alarm analitycy. Rąk do pracy będzie ubywać – w 2025 r. ma już brakować ok. 1,5 mln osób. Jak podliczyła firma PwC, oznacza to konieczność zatrudniania każdego roku dodatkowo ponad 300 tys. pracowników! – Prezesi firm z Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej jako największe zagrożenie dla rozwoju biznesu wskazują trudności w rekrutowaniu pracowników. To nas różni od innych regionów, w których większe obawy wzbudzają np. przeregulowanie rynku albo cyberzagrożenia – mówi Mariusz Ignatowicz, partner

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2020, 2020

Kategorie: Kraj