Miliony Amerykanów uwielbiają małżonkę Billa Clintona. Wielu uważa ją jednak za żądną władzy jędzę Politolodzy mówią już o specjalnej kategorii wyborców Hillary haters, czyli nienawidzących Hillary. W Stanach Zjednoczonych hitem jest strona internetowa Slaphillary, na której każdy chętny może za pomocą wielkiej niebieskiej łapy dać przemawiającej małżonce Billa Clintona po buzi. Jak pisze dziennik „New York Times”, mniej więcej czterech na dziesięciu mieszkańców USA nie znosi byłej pierwszej damy. W Nowym Jorku – jeden na czterech. A przecież Hillary Clinton od 2001 r. reprezentuje Nowy Jork w Senacie. Jest niezwykle aktywna, niestrudzenie spotyka się z wyborcami. Zdołała przeciągnąć na swą stronę wielu niezdecydowanych, jednakże negatywny elektorat pozostał twardy jak skała. Hillary daje do zrozumienia, że pokona i tę przeszkodę w drodze do Białego Domu. „Obecny prezydent również polaryzuje społeczeństwo, a przecież okazał się niezwykle skuteczny”, powiedziała w listopadzie dziennikarzom. Zdaniem wielu komentatorów, wynik ostatnich wyborów prezydenckich okazał się dla Hillary bardzo korzystny. Oficjalnie Clintonowie popierali kandydata Demokratów, Johna Kerry’ego, ale czynili to bez wielkiego entuzjazmu. Bill z trudem ukrywał smutek, że on sam nie może po raz trzeci zostać gospodarzem Białego Domu. Hillary wiedziała, że jeśli Kerry zwycięży, z pewnością będzie się ubiegał o drugą kadencję. Wtedy małżonka Billa mogłaby wystartować dopiero w 2012 r. Miałaby wtedy 65 lat. Wielu wyborców uważa, że dla przywódcy jedynego supermocarstwa to wiek zbyt podeszły. Kiedy jednak ponownie zatriumfował George W. Bush, komentatorzy doszli do wniosku, że w 2008 r. nadejdzie czas Hillary. Spekuluje się już, kto zostanie kandydatem na wiceprezydenta u jej boku. Typowany jest 43-letni Barack Obama, charyzmatyczny prawnik, który w styczniu zostanie jedynym czarnoskórym senatorem USA (wybrany został znaczną większością w stanie Illinois). Dziennikarze znaleźli nawet najodpowiedniejsze dla pani Clinton hasło wyborcze: „Make history”, czyli „Twórzmy historię”. Rzeczywiście, gdyby Hillary w 2008 r. wygrała bitwę o Biały Dom, byłby to dziejowy przełom. Nigdy jeszcze kobieta nie sprawowała bowiem najwyższego urzędu w Stanach Zjednoczonych. Niektórzy zastanawiają się, jaki tytuł przyznać Billowi Clintonowi, kiedy ten powróci do Waszyngtonu jako mąż prezydenta. Pierwszy Dżentelmen? Pierwszy Małżonek? Bo przecież nie First Lady… Wiele wskazuje na to, że w 2008 r. dojdzie do emocjonującej walki wyborczej, prawdziwego pojedynku tytanów. Obecny wiceprezydent Dick Cheney nie pragnie najwyższej władzy. Być może, w szranki przeciwko Hillary stanie jako kandydat Republikanów obecny gubernator Kalifornii, były hollywoodzki aktor filmów akcji, Arnold Schwarzenegger, bożyszcze tłumów. „Arnie” urodził się wprawdzie za granicą, ale jego zwolennicy pragną doprowadzić do zmiany konstytucji, tak by mógł się ubiegać o prezydenturę. Innym potencjalnym asem Republikanów jest były burmistrz Nowego Jorku, Rudolph Giuliani, który żelazną ręką wyplenił przestępczość w wielkim mieście. Wreszcie nie można wykluczyć, że w szranki stanie brat obecnego prezydenta, gubernator Florydy, Jeb Bush. To przeciwnicy, z którymi należy się liczyć. Ale 57-letnia Hillary Rodham Clinton nie boi się walki. Błyskotliwie inteligentna, ambitna, pełna energii kobieta już jako studentka prawa zapowiadała się na przywódczynię. Kiedy wygłosiła na uniwersytecie płomienną mowę, dostała się na okładkę magazynu „Life”. Zamiast politycznej kariery wybrała wspieranie męża, ukochanego Billa, za którego wyszła w 1975 r. Hillary zachowała wprawdzie swe panieńskie nazwisko Rodham, podążyła jednak za mężem do Arkansas, stanu niewiele znaczącego, będącego symbolem prowincjonalnej Ameryki. Tam Clinton został gubernatorem. Wielu uważa, że to Hillary za kulisami sterowała swym lekkomyślnym i swawolnym małżonkiem, że tylko jej poświęcenie, zdolności i żelazna wola umożliwiły Billowi zwycięstwo w bitwie o Biały Dom. W USA popularny był dowcip, jak Clintonowie odwiedzają Arkansas i zajeżdżają do warsztatu samochodowego. Auta reperuje zmęczony, umorusany mężczyzna. „Popatrz, to twój kolega z liceum”, mówi przywódca Stanów Zjednoczonych. „Gdybyś za niego wyszła, byłabyś żoną mechanika”. „Nie, gdybym wybrała jego, to on byłby teraz prezydentem”, odpowiada First Lady. Faktem jest, że to Hillary umożliwiła Billowi wyborczy triumf. Kiedy bowiem podczas kampanii w 1992 r. piosenkarka Gennifer
Tagi:
Krzysztof Kęciek









