Zmierzch Roberta Mugabe

Zmierzch Roberta Mugabe

W Zimbabwe po wyborczym sukcesie opozycji pojawiła się nadzieja Robert Mugabe przez 28 lat twardą ręką rządził Zimbabwe. W imię „sprawiedliwości dziejowej” wywłaszczył białych farmerów, lecz doprowadził kraj do ruiny. Jeden dolar amerykański wart jest 45 mln (!) dolarów Zimbabwe, inflacja wynosi niewiarygodne 100.000% rocznie, bezrobocie sięga 80%, na stacjach benzynowych nie ma paliwa, w sklepach towarów, a na polach zasiewów. 3 mln mieszkańców przed głodem i nędzą uciekły za granicę. Era sędziwego patriarchy powoli jednak dobiega kresu. Rządząca partia ZANU-PF przegrała wreszcie wybory parlamentarne. Mugabe nie zdobył także absolutnej większości w elekcji prezydenckiej. W ZANU-PF pojawiła się silna frakcja opozycyjna wobec 84-letniego autokraty. Wszystko wskazuje na to, że Zimbabwe stanęło u progu nowej ery. W poprzednich wyborach, które odbyły się w 2002 r., Mugabe i jego partia ogłosili zwycięstwo, aczkolwiek opozycja gromko oskarżała rząd o fałszerstwa i cuda nad urną. Kampania wyborcza pełna była aktów przemocy, zwolennicy opozycyjnego ugrupowania Ruch na rzecz Zmian Demokratycznych (MDC) padli ofiarą represji i szykan, protesty zostały brutalnie stłumione. Obecnie sytuacja zmieniła się. Prezydent Republiki Południowej Afryki Thabo Mbeki wspomagał rząd w Harare politycznie i ekonomicznie – bez dostaw prądu z RPA reżim Mugabe nie miałby szans na przetrwanie. Ale Mbeki, obserwujący z coraz większym niepokojem narastający za północną granicą swego kraju chaos, zażądał, aby sędziwy przywódca Zimbabwe uznał wyniki wyborów prezydenckich, parlamentarnych i lokalnych, które rozpisano na 29 marca. Podczas kampanii wyborczej, do której nie dopuszczono zresztą zachodnich obserwatorów, siły bezpieczeństwa i organizacje paramilitarne wspierające Mugabe nie mogły prześladować opozycji ze zwykłą brutalnością, Pretoria bowiem przyglądała się uważnie temu, co się dzieje. 30 marca, w niedzielę, pierwsze sygnały napływające z komisji wyborczych wskazywały, że niespodziewane zwycięstwo w elekcji parlamentarnej uzyskała MDC, na czele której stoi Morgan Tsvangirai. Zagraniczni dyplomaci w Pretorii także byli pewni, że w elekcji prezydenckiej „towarzysz Bob”, jak zwany jest Mugabe, nie uzyskał wymaganej 50-procentowej większości głosów. Ale komisja wyborcza zwlekała z opublikowaniem wyników. Opozycja, a także międzynarodowa opinia publiczna natychmiast zaczęły podejrzewać, że szykuje się kolejne oszustwo wyborcze. Mugabe zamknął się w wraz z najbliższymi współpracownikami w kompleksie pałacu prezydenckiego. Szefowie policji ostrzegli partię opozycyjną, aby nie ogłaszała samowolnie wyników wyborów, gdyż zostanie to uznane za próbę zamachu stanu. Według relacji prasy w RPA, uważani za twardogłowych generałowie Perence Shiri i Constantine Chiwenga już 30 marca radzili Mugabe, aby ogłosił się zwycięzcą wyborów i stłumił protesty siłą. Podobno umiarkowani partyjni dygnitarze potrzebowali aż 12 godzin, aby w gorącej dyskusji przekonać obu jastrzębi, że takie rozwiązanie przyniesie tylko rozlew krwi i same szkody. Stany Zjednoczone i Unia Europejska wezwały Roberta Mugabe do ustąpienia. 2 kwietnia partia MDC ogłosiła się triumfatorką wyborów parlamentarnych. Następnego dnia potwierdziła to wreszcie komisja wyborcza. Zgodnie z oficjalnym komunikatem Ruch na rzecz Zmian Demokratycznych uzyskał 99 miejsc w parlamencie, a ZANU-PF 97. Do piątku pozostawał nieznany oficjalny wynik wyborów prezydenckich – według opozycji zwycięzcą okazał się Morgan Tsvangirai, który jakoby zdobył 50,3% oddanych głosów, czyli większość absolutną. Rządowe środki masowego przekazu twierdzą jednak, że żaden kandydat nie uzyskał absolutnej większości, konieczna będzie więc druga runda. Ale jeśli nawet „towarzysz Bob” zdecyduje się w niej wystartować, jego czas się kończy. Pokazał, że jest słaby – nie zdecydował się na otwartą konfrontację z opozycją. Prominenci z ZANU-PF, którzy obsadzili wszystkie kluczowe stanowiska w siłach zbrojnych i bardzo rozbudowanej administracji, zrozumieli, że osoba Mugabe nie gwarantuje im już utrzymania się u steru, należy więc poszukać innych rozwiązań. Autokrata po wyborach natychmiast zniknął z państwowych mediów, w których do tej pory był wszechobecny. Prawdopodobnie w ugrupowaniu sprawującym władzę ukształtował się silny nurt umiarkowany. Jeden z byłych ministrów rządu Zimbabwe, Simba Makoni, zerwał nawet z reżimem i wystartował w wyborach prezydenckich jako niezależny kandydat. Ugrupowanie, na którego czele stanął Makoni, zdobyło 10 mandatów parlamentarnych i może odegrać rolę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2008, 2008

Kategorie: Świat