Panie Lechu, do stu diabłów z nimi

Lech Wałęsa opublikował esbeckie materiały na swój temat. I od razu odezwali się mniej lub bardziej zajadli oskarżyciele twierdzący, że był agentem „Bolkiem” i jak się do tego publicznie nie przyzna, to ma przechlapane. W środę wieczorem oglądałem w TVN 24 rozmowę wokół tych materiałów redaktora Rymanowskiego z Andrzejem Paczkowskim, Bronisławem Wildsteinem i Janiną Jankowską. Jej wypowiedzi solidnie mnie zirytowały i one właśnie są powodem tego wpisu, który inaczej byłby chyba o tym, jak można umrzeć z powodu pierwiastka. Jankowska mówiła tak, jakby społeczeństwo zrobiło ją rzeczniczką jego moralnych wrażliwości i sądów i oto ona z tej pozycji, jako wyrazicielka ogółu, orzeka o słabościach Wałęsy, o jego niewłaściwych postępkach i o tym, jakie byłoby stanowisko społeczeństwa, gdyby te postępki były inne. „Gdyby Lech Wałęsa przyznał się do współpracy z SB, toby mu społeczeństwo wybaczyło”, orzekła za nas wszystkich. Przesądziła, nie wiadomo na jakiej podstawie, że społeczeństwo uważa, iż ma coś Wałęsie do wybaczenia, to znaczy, że o coś go obwinia, że to obwinianie w świadomości moralnej społeczeństwa trwa, choć ma dotyczyć słabości sprzed prawie 40 lat, i to takich, o których nie wiadomo, czy były, a jeśli były, to jakie naprawdę były. Na jakiej podstawie wypowiadasz się, Janino, o winie Wałęsy i o warunkach wybaczenia jej nie przez Ciebie, ale przez społeczeństwo? Odgrywasz rolę, której ci nikt nie dał. Skąd jesteś pewna, że w społeczeństwie przeważa oczekiwanie na spowiedź Wałęsy, a nie wdzięczność wobec Wałęsy. A jeśli przeważa wdzięczność dla Lecha, to Twoje wzywanie go do publicznej spowiedzi w imieniu tegoż społeczeństwa jest pozbawione sensu.
Ja jestem w takim samym stopniu społeczeństwo jak Ty. I dla mnie Lech Wałęsa jest tym, o którym pisałem w reportażu – dzienniku „Obóz” w więzieniu w Białołęce 22 grudnia 1981 r.: „Od paru dni radio nadaje wypowiedzi różnych, najczęściej niskiego szczebla, działaczy „Solidarności” popierających stan wojenny… Gdyby tego rodzaju załamań było więcej, mogłoby to stworzyć władzom szansę na skompletowanie garnituru dla „Solidarności” okrojonej, fałszywej. Panie Boże, daj hart Lechowi, bo gdyby on coś takiego zrobił, mielibyśmy prawdziwą klęskę. Jak znam jednak Wałęsę, pożytku z niego mieć nie będą. Lech, wspaniały samorodek polityczny, nigdy nie utracił kontaktu z ziemią, co stało się z wielu jego krytykami z wewnątrz Związku, ale mięczakiem nie jest. Myślę, że wielu, którym nie podobał się jego realizm, przekona się teraz o wartości tego człowieka i jego charakterze. Lech milczy – i tak właśnie trzeba”.
Nie jestem rutynowym fanem Wałęsy. Byłem jego krytykiem, kiedy był prezydentem. Przez mój krytyczny artykuł o Wałęsie kard. Macharski odebrał nawet kościelnego opiekuna „Tygodnikowi Powszechnemu”. Byłem niemal wrogiem Wałęsy podczas jego konfliktu z Sejmem w roku 1995. Ale wiem, że bez Lecha Wałęsy strajk stoczni w roku 1980 mógł się zakończyć porażką albo i kraksą, że bez jego zarazem „odwagi i rozwagi” – to też znany slogan strajkowy – bez jego woli i umiejętności trzymania w ryzach działaczy tak politycznie naiwnych i nieodpowiedzialnych jak choćby Andrzej Gwiazda mogło skończyć się szybciej i krwawiej. I wiem też, że po 13 grudnia jego wyczucie, gdzie kończy się gra z władzą, a zaczyna kapitulacja, i jego wymowne milczenie, świadectwo, że go nie złamano, było, jak napisałem w pudle, wielkim wsparciem i dla tych, co siedzieli, i dla tych, co organizowali podziemie. A potem mistrzowskie rozegranie otwierających się możliwości politycznych, co doprowadziło do Okrągłego Stołu i jesieni ludów w Europie Środkowej. Ciągle w konfrontacji z niecierpliwością i polityczną bezrozumnością niektórych większych i mniejszych „ikon” dawnej opozycji i „Solidarności”. Może ikon, ale marnej politycznie próby. To nie Wałęsa powinien stawać pod pręgierzem, jeśli już, to bardziej te „ikony”.
Jakie znaczenie na tle tych wielkich ról odegranych przez Lecha w ostatnim dziesięcioleciu PRL może mieć jakiś ewentualny epizod w życiorysie młodego robotnika postawionego samotnie (nie było w początku lat 70. opozycji służącej wsparciem) wobec rozsierdzonej Grudniem władzy? A jeszcze nie wiadomo, czy taki epizod był. Dlaczego mam wierzyć materiałom Służby Bezpieczeństwa, a nie Wałęsie? Panie Lechu, niech Pan się już nie tłumaczy tym ludziom niezdolnym zobaczyć właściwą hierarchię spraw i czynów. Pan im niczego nie wytłumaczy. Pan ich nie przekona i nie wyciszy, nawet gdyby się Pan sam oskalpował. Niech Pan wywiesi te papiery, a wszystkich, którzy będą się Pana o nie czepiać, niech Pan odsyła do stu diabłów.

KALENDARZ POŚCIGU ZA UKŁADEM
Minęło 622 dni od rozpoczęcia pościgu za układem! a „UKŁADU” ANI ŚLADU, zaś o nowym GADU, GADU!

 

Wydanie: 2007, 25/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy